Lucy Maud Montgomery - Błękitny zamek

5.01.2014


Autorka: Lucy Maud Montgomery
Tytuł: Błękitny zamek
Tytuł oryginału: The Blue Castle
Tłumaczenie: Joanna Kazimierczyk
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 280

Mój zmysł orientacji jest zawodny, a idealnym tego przykładem jest fakt, że od dłuższego czasu wybieram się na Zielone Wzgórze, a zawędrowałam w zupełnie inne miejsce – do „Błękitnego Zamku”. A może jednak ta podróż stała się kolejnym wydarzeniem do którego będę z przyjemnością wracała? W końcu to Lucy Maud Montgomery, której pióro i serię o Ani Shirley wspominam nadal, mimo upływu lat, a o ponownym spotkaniu z jej książkami myślę od dawna. W przypadku lektury o której będzie dziś mowa było to jednak doświadczenie nowe, chociaż miałam wrażenie, że wracam do podobnych emocji i uczuć co dawniej.

Tym razem zamiast piękna natury rzuceni zostajemy do mało atrakcyjnego na pierwszy rzut oka miasteczka – Deerwood. I o ile miejsce można by po głębszym zastanowieniu uznać za znośne, o tyle ludzi którzy w nim mieszkają chciałoby się omijać z daleka. Rodzina Valancy Stirling jest zresztą tego najlepszym przykładem. Zgryźliwi, marudni, przesadnie poważni, do bólu „dobrze ułożeni”, karmiący się najświeższymi plotkami i najwyżej ceniący pieniądze i urodę. Do tego wszystkiego niemal każdy z nich na drugie imię powinien mieć Hipokryzja. Taka rzeczywistość od 29 lat jest codziennością Valancy i na taką zresztą od dawna się godzi, podporządkowując rodzinie i jej nakazom całe życie. Nawet gdy mówią do niej „Dossi”, chociaż tego nienawidzi, nawet gdy na każdym kroku wypominają jej, że nie jest tak ładna jak jej kuzynka Olivia, nawet gdy jej staropanieństwo staje się obiektem ciągłych docinek i żartów. Valancy z wrodzoną pokorą wszystko to znosi, nie próbując nawet tego stanu rzeczy zmieniać. Do czasu. W chwili, w której okazuje się, że nie zostało jej wiele życia, pęka w niej tama, które przez te wszystkie lata hamowała jej prawdziwe potrzeby. To moment, w którym postanawia odnaleźć chociaż namiastkę tworzonego w wyobraźni „Błękitnego zamku” – bez względu na to, co powiedzą na to inni. W końcu i tak nie ma już nic do stracenia.

Przyznam, że trochę się tej książki obawiałam. Bałam się, że nie docenię uroku powieści, która po raz pierwszy wydana była przecież w latach 20. XX wieku, a sama historia będzie co najwyżej miłym, ale niewiele wnoszącym przerywnikiem między ciekawszymi książkami. Myślałam, że fakt iż nie mam już nastu lat nie pozwoli mi się tak cieszyć spotkaniem z Panią Montgomery jak miało to miejsce kiedyś, przy okazji przygód Ani. Nie wiem jak odebrałabym dzisiaj powrót na Zielone Wzgórze (chociaż mam nadzieję w tym roku się o tym przekonać), ale „Błękitny zamek” mimo że być może nie ma w sobie godnej pozazdroszczenia oryginalności, to jednak zwyczajnie mnie urzekł. Z przyjemnością zatopiłam się w zmaganiach Valancy z dawnymi przyzwyczajeniami, kibicowałam jej w walce o szczęście i śmiałam się gdy umiejętnie grała na nosie swoim uszczypliwym krewnym. Jałowe, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu życie, które przez wiele lat prowadziła nie dawało jej nic poza rezygnacją i smutkiem. Można by oczywiście nieco zdziwić się, że chęć zmiany nastąpiła tak nagle i szybko, ale widać czasami potrzebny jest porządny impuls, który daje siłę do działania, odsuwając na bok strach i wątpliwości.

Valancy zawładnęła całą powieścią, sprawiając, że szczerze ją polubiłam, nawet mimo iż czasami żałowałam, że inni pozostawali nieco w cieniu (przyznać jednak trzeba, że pasowało to na przykład do Barneya, który jak to bywa z niepokornymi mężczyznami skrywał jakąś tajemnicę). Nie ma tu jednak postaci bezbarwnych – każdy posiada określoną paletę cech i przyzwyczajenia, które pozwalają bez problemu odnaleźć się w otoczeniu wykreowanym przez autorkę. Inna sprawa, że w domu rodzinnym Valancy raczej nie ma nikogo, z kim chciałoby się przebywać dłużej. Tak czy inaczej dawno już książka nie sprawiła mi tyle zwyczajnej przyjemności czytania – lekka, ale nie płytka – to chyba klucz, który zdecydował o tym, że „Błękitny zamek” tak mi się podobał. Myślę też, że chyba akurat takiej lektury było mi trzeba – ciepłej, dobrze napisanej i klimatycznej. Jak widać Lucy Maud Montgomery nadal potrafi mnie oczarować, a ja nadal jestem dziewczynką, która czerpię radość z tworzonych przez nią opowieści. Niezależnie od tego czy są mniej lub bardziej banalne – mają bowiem w sobie coś niepowtarzalnego, co trudno jednoznacznie nazwać, a dla uśmiechu, który pojawia się w trakcie czytania – zdecydowanie warto! :)


  Garść cytatów:

Valancy nie bolała zbytnio nad samym staropanieństwem. (…) Ból sprawiało to, że nigdy nie miała szansy na coś innego”. (s. 6)

A rodzina wyznawała pogląd, iż czytanie rozwijające umysł lub uczucia religijne jest dozwolone, a nawet godne pochwały – jednakże książki, które się podobają, są niebezpieczne”. (s. 14)

Nie ma co sięgać po księżyc, kiedy się nie ma nawet łojowej świecy”. (s. 28)

Zobacz również

22 komentarze

  1. Na pewno warto. Wszystko co wyszło spod pióra Lucy Maud Montgomery kupuję w ciemno. Świetny, klimatyczny tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję! Dla mnie L.M.Montgomery to przede wszystkim "Ania z Zielonego Wzgórza", ale "Błękitny zamek" pokazał mi, że warto też sięgnąć po inne książki i serie te autorki :)

      Usuń
  2. Autorka podbiła moje serce Anią, dlatego chętnie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja. Książkę czytałam bardzo dawno temu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Montgomery to moja ulubiona pisarka z młodości ;) Cykl o Ani czytałam wielokrotnie, ale już dawno temu. Chętnie wybrałabym się znów w podróż w czasy dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie napisana recenzja :) Fajnie, że zwróciłaś uwagę na przedstawienie wszystkich postaci.

    Gratuluję też "zaliczenia" pierwszej książki w wyzwaniu Sylwuch - ja bym pewnie nie zauważyła kwiatu we włosach, mimo, że jest na pierwszym planie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję podwójnie! :)
      To moje pierwsze wyzwanie, więc radość spora ;)

      Usuń
  6. Autorkę uwielbiam za serię o Ani z Zielonego Wzgórza, ale bardzo intryguje mnie także "Błękitny zamek", więc prędzej czy później sięgnę po tę książkę.
    Oczywiście zapisałam już Cię do wyzwania! Cieszę się, że udało Ci się już przeczytać pasującą książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie bedzie to jedyna z motywem kwiatów, którą uda mi się w tym miesiącu poznać :)

      Usuń
  7. Piękna ksiażka. Czytałam ją wiele lat temu i bardzo mi sie podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie czytałam, ale przeczytam, bo lubię tę autorkę;)

      Usuń
  8. Jedna z nielicznych książek tej autorki, której nie czytałam. Ale po Twojej recenzji postaram się to jak najszybciej zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super książka. Jedna z moich ulubionych z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam już dawno i tylko ogólnie pamiętam, o czym jest ta powieść. Ale cały czas uważam ją za godną polecenia i wartościową;) Tylko...ta nowa okładka zupełnie do niej nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście Valancy z okładki nie bardzo pasuje do tej, którą opisała Pani Montgomery :)

      Usuń
  11. O książce jeszcze nie słyszałam, ale z tego co czytam, warto byłoby się zapoznać z taką powieścią :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam dawno temu i podobała mi się, ale i tak wolę "Anię z Zielonego Wzgórza". ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasem zastanawiałam się, czy przeczytać jakąś książkę Montgomery, czy może jednak pozostawić ją w szufladzie z etykietką 'dzieciństwo' i więcej nie powracać. Jeśli książkę polecasz, to w takim razie wygląda na to, że chyba jednak powrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo miło wspominam Anię, więc tym chętniej sprawdziłabym jak autorka poradziła sobie z inną historią :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jedna z moich ulubionych autorek z dzieciństwa. Powyższą książkę też czytałam kiedyś w starym wydaniu, ale już fabuła nieco przetarła się w moim umyśle, dlatego przydałby się ją odświeżyć.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy