Carlos Ruiz Zafón - Gra anioła

5.10.2015

Carlos Ruiz Zafón, Gra anioła [El Juego del Angel], tłum. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodan Casas, MUZA, 2013, 605 stron.

Wiedziałam, że trudno będzie kolejny raz o taki sam zachwyt, jaki wzbudził we mnie „Cień wiatru”, dlatego jakoś mimowolnie odwlekałam ponowne sięgnięcie po prozę Carlosa Ruiza Zafóna. Nie był to jednak jedyny powód – zdawałam sobie sprawę, że „Gra anioła” to moje przedostatnie spotkanie z hiszpańskim pisarzem (chociaż oczywiście mocno liczę, że stworzy kolejne książki, które staną się czyimiś – być może moimi - przyjaciółmi) i zwyczajnie próbowałam odsunąć o siebie tę perspektywę. Problem w tym, że nie potrafiłam długo pozbawiać się przyjemności powrotu do Barcelony i odkrywania tajemnic, które tym razem postanowił zaserwować czytelnikowi autor.



David Martin odkrywa Cmentarz Zapomnianych Książek i zgodnie z zasadami tego miejsca wybiera jeden tytuł. Jego historia zaczyna się jednak znacznie wcześniej, gdy pisarskie ambicje prowadzą go pozornie wyżej w redakcyjnej hierarchii, a w istocie wiążą się z nienawistnymi spojrzeniami współpracowników, których traktował prawie jak rodzinę. Jedyną zresztą jaką miał. Mijają lata, a marzenia o wielkim sukcesie przygniotła codzienność, w której zmuszony jest pisać pod pseudonimem, dla wydawców skupionych jedynie na napełnianiu własnych kieszeni. Gdy wydaje się, że David stoi już na krawędzi, z której lada moment spadnie, zjawia się ktoś, zdający się mocno wierzyć w jego talent pisarski. Zleca mu napisanie książki, proponując przy tym nie tylko pieniądze. Takie umowy zawsze mają jednak drugie dno i przyjdzie czas, że trzeba będzie się z tym zmierzyć.

Jakkolwiek banalnie to brzmi, pierwsze kilka stron było dla mnie niczym powrót do ukochanego miejsca, do słów otulających jak ulubiony koc i dających poczucie, że znowu mogę być częścią Barcelony i rozkoszować się spotkaniem z pisarzem, potrafiącym jak nikt tworzyć magiczny klimat miejsc i czasów. Znowu niechętnie rozstałam się z historią i bohaterami, który stworzył autor, nawet mimo tego, że całość nie skradła mojego serca tak mocno jak „Cień wiatru”. 

Gra anioła” to druga część cyklu, ale z powodzeniem można ją czytać bez znajomości pierwszej – stanowi bowiem odrębną historię, chociaż drobnymi nićmi łączącą się ze swoją poprzedniczką. Gwoli ścisłości akcja „Cienia wiatru” ma miejsce później – w „Grze anioła” cofamy się bliżej początku XX wieku, by przekonać się, że księgarnia Sempere już tam jest i jest też Cmentarz Zapomnianych Książek. Wyobrażam sobie te tysiące woluminów czekających, by ktoś je odkrył i pokochał, a wizja tego miejsca, które ze swojej wyobraźni przelał na papier Zafón, wydaje mi się prosta, ale piękna jednocześnie. I zachwyca mnie równie mocno jak poprzednio.



David tylko jako nastoletni chłopak przypominał mi nieco Daniela z „Cienia wiatru” czy Óskara z „Mariny”. Głowa pełna marzeń, ale serce nie raz w przeszłości narażone na cierpienie. W dorosłym życiu główny bohater wydawał mi się momentami bardzo cyniczny, co tym wyraźniej rzucało się w oczy, gdy skonfrontowało się to zachowanie z tym sprzed lat. Pojawi się niespełniona miłość, ale nawet jeżeli momentami ten wątek ma trochę melodramatyczny charakter, to jakoś nie wyczuwa się w tym przesady. Mniej jest w „Grze anioła” takiego łagodzącego napięcie humoru, jaki pojawił się w „Cieniu wiatru”, ale w zamian dostajemy bardzo wyrazistą Isabellę, której cięty język i słowne potyczki z Davidem stanowią przeciwwagę dla mrocznych tajemnic tworzonej książki i domu z wieżyczką. W całej historii nie zabraknie też zbrodni, ucieczki przed śmiercią i przed demonami – także tymi skrywanymi w samych bohaterach.

Właściwie we wszystko co tworzy Zafón jakoś niezwykle łatwo się zatapiam i chociaż w tym przypadku było podobnie, to mam poczucie nie do końca wykorzystanego potencjału historii, mogącej jeszcze dalej wychodzić poza pewne ramy. Szczególnie mocno odczuwam to w przypadku wątku dotyczącego książki, którą na zamówienie stworzyć miał David. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale pomysł autora mocno mnie zaskoczył i zafascynował, dlatego liczyłam, że pisarz pójdzie za ciosem i równie intrygująco poprowadzi go do końca. Gdzieś się później ta idea niestety zagubiła i rozmyła, zepchnięta na boczny tor w obliczu innych elementów historii. „Gra anioła” fabularnie mimo wszystko się broni, bo wywołuje emocje i nie pozostawia obojętnym. Z napięciem śledziłam kolejne wydarzenia, a gdy akcja nabrała tempa nie mogłam się od książki oderwać dopóki nie dotarłam do ostatniej strony.

Tak jak z Tokio już chyba zawsze będzie mi się kojarzyło przede wszystkim Murakamim, tak Barcelona w mojej wyobraźni jest taka, jaką odmalowuje ją Zafón. Tajemnicza, niepokojąca i szalenie fascynująca. I chociażby dla tych chwil spędzonych w mieście w którym nigdy nie byłam, a mam wrażenie jakbym je poznała całkiem dobrze, warto po prozę hiszpańskiego pisarza sięgać. To nie jedyny powód, dla którego uwielbiam Zafóna, ale nawet gdy w fabule nie zawsze wszystko porywa mnie tak mocno, jakbym chciała, to i tak ostatnie zdania kolejnej przeczytanej powieści budzą we mnie smutek, że to już koniec.



Garść cytatów:

Kiedy następnym razem będziesz chciał uratować książkę, naprawdę uratować, nie ryzykuj życia. Po prostu mi powiedz, a ja zaprowadzę cię do takiego tajemnego miejsca, gdzie książki nigdy nie umierają i nikt nie może ich zniszczyć”. (s. 50)


Cmentarz Zapomnianych Książek

Zobacz również

19 komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Jeszcze tylko "Wiezień nieba" będzie ku temu okazją. Ale właściwie zawsze można zatopić się kolejny raz w znanych historiach :)

      Usuń
  2. Choć "Grę anioła" czytałam dobrych kilka lat temu to moje odczucia były podobne. I chyba na Barcelonę też będę zawsze patrzyła przez pryzmat "Cienia wiatru" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro o miastach mowa to polecam Ci Londyn Pratchetta z książki "Spryciarz z Londynu" ;) Też jest bardzo sugestywnie :)

      Usuń
  3. Mam w planach. Na razie jestem tylko po lekturze książki "Cień wiatru".

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna recenzja, pełna odczuć i emocji. Świetnie opisałaś swoje wrażenia z książki i samą książkę.
    Ja mam na swojej półce tylko Cień wiatru, niestety wciąż nieczytany.

    Pozdrawiam ciepło,
    Ami. z RecenzjeAmi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;-) Przy "Cieniu wiatru" tych emocji było jeszcze więcej, więc zachęcam do sięgnięcia na półkę :))

      Usuń
  5. Czytałam i ogromnie mi się ta powieść podobała. Zastanawiam się czy nie zrobić sobie powtórki, bo niestety zorientowałam się, że niewiele szczegółów z fabuły pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapominanie czasami ma tę zaletę, że można odkrywać na nową tę samą historię :)

      Usuń
    2. Co racja to racja :) Tylko gdzieś tam tkwi obawa, że już za drugim razem historia nie zrobi takiego wrażenia.

      Usuń
  6. Mam od dawna w planach tę książkę. Tyle dobrego o niej czytałam i teraz jeszcze Twoja recenzja....

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki Tobie dam jeszcze jedną szansę "Cieniowi wiatru". Widzę, że wywarł na Tobie ogromne wrażenie, a to coś musi znaczyć. :-) Zakładka przepiękna! Gdzie takie można dostać? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że drugie podejście będzie bardziej udane :) A co do zakładki to właściwie to nie zakładka, chociaż tutaj tak ją użyłam :) To taka tekturowa wycinanka - używam takich przy robieniu kartek :) Ale to jest myśl, żeby zrobić z niej zakładkę! ;-)

      Usuń
  8. Tego autora bardzo chciałabym poznać :D
    Wiele dobrego o nim słyszałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książki Zafona mam w planach :)
    Twoja recenzja przekonała mnie, że warto jak najszybciej po nie sięgnąć :)
    addictedtobooks.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Do tej pory Zafona czytałam jedynie Trylogię Mgły, cykl z serii Cmentarz Zapomnianych książek jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy