Wróble znów fruwają [Stephen King - Mroczna połowa]

30.12.2015

Stephen King, Mroczna połowa [The Dark Half], tłum. Paweł Korombel, Prószynski i S-ka, 2005, 503 strony.

Stephen King miał Richarda Bachmana, a Thad Beaumont George’a Starka. Pseudonim literacki stał się dla tego drugiego (a może dla obu, kto wie) sposobem na przełamanie pisarskiej niemocy, furtką do tworzenia tak, jak nigdy wcześniej i odkrywania zupełnie innej, bardziej mrocznej strony swojej osobowości. Książki wydawane pod zmienionym nazwiskiem zapewniły mu finansowy sukces i wielu fanów. Nadszedł jednak moment, gdy Thad postanowił rozstać się ze swoim twórczym alter ego i odkrywając przed światem swoją tajemnicę, symbolicznie dokonał pogrzebania George’a Starka. Problem w tym, że ktoś nie ma zamiaru się z tą śmiercią pogodzić i bardzo wyraźnie daje temu wyraz, dokonując makabrycznych morderstw.

Wiele wskazywało na to, że „Mroczna połowa” dosyć mocno przypominać będzie „Martwą strefę”. W obu przypadkach wszystko zaczęło się tak naprawdę wiele lat wcześniej, chociaż o wydarzeniach z przeszłości główni bohaterowie jakoś zapomnieli i nie wydawały się one aż tak znaczące. Pojawił się jednak przełom, który kazał im spojrzeć na wszystko inaczej, a przede wszystkim uważniej przyjrzeć się samemu sobie. Chociaż „Martwa strefa” bardzo przypadła mi do gustu, to cieszę się, że jednak powieść, o której piszę dziś, nie okazała się jej lustrzanym odbiciem. Podobne zabiegi stosowane przez tego samego autora w różnych książkach – o ile są dobre – zupełnie mi nie przeszkadzają, ale już podążanie utartym szlakiem nie jest tym, co mnie cieszy.

Thad Beaumont to postać, którą odkrywamy kawałek po kawałeczku. Niby szybko domyślamy się, że daleko mu do nieskomplikowanego bohatera, u którego nic nas nie zaskoczy, ale Stephen King nie od razu odkrywa wszystkie karty. Autor po raz kolejny już (a muszę powiedzieć, że to jedna z tych rzeczy, które cenię u niego najbardziej) daje się poznać jako świetny badacz i kreator ludzkich charakterów. Z naprawdę bliska (i to bez pierwszoosobowej narracji) obserwujemy zachowanie i emocje targające Thadem. Wgryzamy się w jego niepokoje, czujemy zaciskającą się wokół pętlę grozy oraz słyszymy i widzimy jak fruwają wróble. Prawdę mówiąc chyba przez dłuższy czas nie spojrzę normalnie na żadnego z tych ćwierkających (przed lekturą powiedziałabym, że wesoło, ale teraz to inna sprawa) ptaszków.
Właściwie od pierwszych stron towarzyszyło mi trudne do uchwycenia napięcie i przyznam, że szczególnie odczuwałam je właśnie wtedy, gdy było najwięcej niewiadomych. Później gdzieś się ono trochę rozmyło, by ponownie napływać falami, w miarę zazębiania się akcji. Znalazło się tu wiele miejsca dla mocno krwawych zbrodni i w pewnym momencie wydawało się, że ta spirala zła i nienawiści nigdy się nie skończy. Autor niezwykle sugestywnie potrafił pokazać działania zabójcy nie tylko pod względem zastosowanych metod, ale i emocji, jakie nim targały i uciechy, jaką dawało mu zadawanie cierpienia.

Stephen King stawia przez swoimi bohaterami takie wyzwania, z jakimi delikatnie mówiąc niełatwo sobie poradzić, a niejednokrotnie nawet w pełni zrozumieć i uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Niebezpieczeństwo może kryć się wszędzie i przebierać różne postaci, a chociaż zawsze znajdzie się głos rozsądku (tutaj staje się nim szeryf Alan Pangborn), to i tak czytelnik ciągle się zastanawia, w którym kierunku autor pchnie fabułę i jakie rozwiązanie czeka na końcu. Może nie powinnam być zaskoczona, ale wymyśliłam sobie nieco inny scenariusz stworzonej przez Kinga historii i teraz zastanawiam się czy aby na pewno moja wersja byłaby lepsza. Tak czy inaczej u amerykańskiego pisarza tak naprawdę nigdy nie chodzi tylko o rozwiązanie zagadki i doprowadzenie bohaterów do określonego punktu. Dużo bardziej liczy się to, jakie decyzje podejmują po drodze i czego dowiadujemy się o człowieku i skrywanej przez niego mrocznej połowie duszy.

Garść cytatów:

Napływ fikcji w życie pisarza był nieuniknionym efektem ubocznym jego pracy – jak blizny na opuszkach palców u gitarzysty albo kaszel u wieloletniego palacza”. (s. 295)

[Pisarze] Tworzą nieistniejące światy, które zaludniają nieistniejącymi ludźmi, i zapraszają nas, żebyśmy razem z nimi snuli fantazje. I snujemy je, prawda?”. (s. 409)

Zobacz również

10 komentarze

  1. Oczywiście mam tę książkę w planach, jak całą twórczość Kinga zresztą, więc już się cieszę na myśl o lekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czeka na półce. Kiedyś ją czytałam ale prawie nic nie pamiętam, więc mam zamiar przeczytać po raz drugi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie zapadła Ci na dłużej w pamięć, ale życzę, żeby przy ponownej lekturze zrobiła na Tobie dobre wrażenie ;-)

      Usuń
  3. O widzisz, ja mam za sobą tylko dwie książki Kinga: "Pan Mercedes" oraz "Misery" i tak jak ta pierwsza średnio przypadła mi do gustu, tak "Misery" okazało się strzałem w dziesiątkę. Lubię powieści, w których autorzy odkrywają karty bardzo powoli, bawią się fabułą i zostawiają dużo na koniec. Może "Mroczna połowa" będzie dobrą propozycją dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli "Misery" przypadła Ci do gustu to "Mroczna połowa" również powinna ;-) A gdybym mogła polecić coś skupionego na takiej psychologicznej stronie bohaterów to sprawdzi się "Lśnienie", "Martwa strefa" i "Dolores Claiborne" :)

      Usuń
    2. Dziękuję za polecenie, "Mroczna połowa" chodzi mi już po głowie :)

      Usuń
  4. Dziękuję Moniko za informację! ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy