Znacie ten moment tuż przed zaśnięciem, gdy wszędzie jest ciemno, w domu panuje cisza i nie powinno się już o niczym myśleć? Ja właśnie wtedy przypominałam sobie to, o czym czytałam w „Coś się dzieje w naszym domu” i kilka razy autentycznie musiałam sobie powiedzieć w myślach, że to tylko książka, że nic w tym mroku nocy się nie czai. W ukojeniu nerwów zdecydowanie nie pomogło nagłe syczenie w rogu pokoju (które okazało się odpowietrzającym się grzejnikiem). Do tej pory tak działały na mnie czasami tylko filmy (i dlatego nie oglądam horrorów), ale w przypadku powieści rzadko towarzyszy mi strach. A Josh Malerman potrafił go we mnie wywołać.
- 30.09.2025
- 6 Komentarze





