Dziewczyna z tatuażem, reż. David Fincher, 2011

25.04.2017


Dziewczyna z tatuażem, reż. David Fincher, 2011

Kiedy o tym myślę, to zdaję sobie sprawę, że podeszłam do „Dziewczyny z tatuażem” w reżyserii Davida Finchera (znanego mi między innymi z filmu „Azyl” i „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”) bez wielkich oczekiwań. Nie wiem z czego to wynikało, ale potraktowałam seans trochę jak ciekawostkę i nie miałam zamiaru przeżywać, że coś się nie zgadza z książkową wersją tej historii, którą w „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” przedstawił Stieg Larsson. Może nie chciałam się po prostu rozczarować, stąd ten początkowy dystans, który – jak się okazało – był zupełnie niepotrzebny. Film, mimo pewnych zastrzeżeń (muszę trochę po marudzić, po prostu muszę), przypadł mi do gustu.

Właśnie zakończył się proces o zniesławienie, w którym dziennikarska reputacja Mikaela mocno ucierpiała. Postanawia usunąć się w cień, a przyjęcie zlecenia od wiekowego i bogatego przedsiębiorcy staje się dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej, że sprawa jest dosyć intrygująca – wiele lat temu wnuczka Henrika Vagnera zniknęła bez śladu – starszy pan jest przekonany, że zabił ją ktoś z rodziny i osoba ta co roku mu o tym przypomina, wysyłając w ramce zasuszone rośliny. Prawie wszyscy podejrzani mieszkają blisko siebie, a Mikael ma pod pozorem pisania biografii przejrzeć zgromadzone materiały, pobudzić wspomnienia i spróbować znaleźć to, co kryją wydarzenia z przeszłości, a co z jakiegoś powodu wciąż pozostaje w cieniu.



Naprawdę nie wiem jaki mam problem z Danielem Craigiem, ale jakiś zdecydowanie mam. Sprawnie wcielił się w rolę Mikaela i w gruncie rzeczy nie mogę mu zarzucić, że sobie z nią nie poradził, ale o ile oglądając filmy na podstawie książek aktorzy często mi się później scalają w wyobraźni z tymi książkowymi, tak tutaj Mikael Stiega Larssona jest dla mnie nadal odrębnym bytem. Nie jestem pewna czy to kwestia mojego uprzedzenia do brytyjskiego aktora, który do tej pory w żadnym filmie mnie jakoś szczególnie nie zachwycił, czy może moje wyobrażenie głównego bohatera serii Millennium jest tak silne (i w małym stopniu chodzi tu o wygląd), że nie udało się go zastąpić postacią wykreowaną przez Daniela Craiga. Sprawdził się na czas trwania seansu, ale przy lekturze wrócę jednak do tego mojego Mikaela.

Rooney Mara przekonała mnie za to niemal w pełni. Lisbeth Salander w jej wydaniu jest bliska tego, czego się po tej bohaterce spodziewałam – wycofana i słabo odnajdująca się w relacjach społecznych, ale pewna swoich umiejętności; silna i zdeterminowana, by osiągnąć założone cele. Przekonała mnie gra aktorska i przekonała mnie charakteryzacja. Relacja z Mikaelem została niestety nieco spłycona w porównaniu do tego, z czym miałam do czynienia w książce, ale w ogólnym rozrachunku nie mam zamiaru specjalnie narzekać.

Po łapach, i to solidnie, powinni za to dostać twórcy za ten spoiler z drugiego tomu – na szczęście film obejrzałam już po jego przeczytaniu, ale uważam, że zupełnie niepotrzebnie zdradzona została pewna informacja. W akcję wnosiła niewiele, a mogła odebrać zaskoczenie komuś, kto jeszcze drugiej części nie czytał.

Stieg Larsson stworzył bardzo rozbudowaną historię i siłą rzeczy w filmie niektóre wątki zostały pominięte. Nie przeszkadzało mi to jednak jakoś mocno, bo w czasie oglądania i tak wczułam się w kolejne wydarzenia i stworzony przez reżysera klimat. Nie zdziwiła mnie też zmiana poczyniona w zakończeniu i nie uważam, by w jakiś sposób zaszkodziło to całej historii.


Obraz stworzony przez Davida Finchera zdecydowanie nie jest tak dobry, jak książka Stiega Larssona i nie wywołuje tylu refleksji (u szwedzkiego pisarza społeczny wydźwięk jest zdecydowanie silniejszy, a portrety psychologiczne bardziej rozbudowane), ale i tak uważam, że udało się stworzyć trzymający w napięciu film, który w dużej mierze mnie usatysfakcjonował. 

~~*~~
Zdjęcia pochodzą z IMDb.

Zobacz również

16 komentarze

  1. A oglądałaś szwedzką wersję? Ja w sumie oglądałam obie i (o dziwo) obie przypadły mi do gustu. Choć książka i tak najlepsza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie i jeszcze raz nie. Oglądałam, ale po stokroć wolę norweską wersję filmu "Mężczyźni nienawidzą kobiet" z Michaelem Nyqvistem i Noomi Rapace. Ten film i Craig po prostu mi nie podeszli. Oglądałaś norweską wersję? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, a mi koniec końców się podobało :) Ale dobrze porównać wrażenia, nawet jeśli są zupełnie inne. Tej drugiej (w gruncie rzeczy pierwszej) wersji jeszcze nie miałam okazji zobaczyć :)

      Usuń
    2. Jestem ciekawa, czy by Ci się spodobała, bo na pewno jest o wiele mroczniejsza od tej amerykańskiej ;) W ogóle w Norwegii wszystkie trzy części zostały zekranizowane, z tego co mi wiadomo.

      Usuń
    3. Obejrzę - mam nadzieję :) Mroczny klimat brzmi zachęcająco! A książkowo jeszcze trzeci tom przede mną :)

      Usuń
  3. Książkę czytałam, ale filmu jeszcze nie oglądałam, po tak dobrej serii obawiam się zepsuć to wrażenie ekranizacjami. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki jeszcze nie czytałam ale mam na półce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam jeżeli lubisz wielowątkowe powieści, w których nie tylko intryga kryminalna odgrywa dużą rolę :)

      Usuń
  5. Kilkakrotnie rozważałam, czy nie pokusić się na seans, ale moja filmowa niemoc za każdym razem rozbijała moje zamierzenie :)
    Cieszę się, Kasiu, że ekranizacja nie przyniosła Ci rozczarowania, choć wiadomo - trudno adaptacji filmowej dorównać pierwowzór. Jeżeli kiedykolwiek skuszę się na ten obraz, będzie to w dużej mierze Twoja zasługa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba - jeśli na seans się kiedyś zdecydujesz :)

      Powiem Ci, że kiedyś mocniej przeżywałam to, czy film jest podobny do książki - teraz trochę inaczej do tego podchodzę - myślę, że z większym dystansem i zrozumieniem, że reżyser ma prawo do swojej wizji, a to, że nie jest ona czasami tożsama z moją - cóż, zdarza się i tak :)

      Usuń
  6. Przez długi czas po przeczytaniu książek nie mogłam zmusić się do obejrzenia filmu... Zawsze tak mam, kiedy zaczynam od bazy ;) Wolę obejrzeć film lub serial nakręcony na podstawie książki, a dopiero później zabrać się za jej treść, ponieważ wtedy ukazuje mi się szersza perspektywa wszystkiego i wszystkie elementy, które w filmie były pominięte bądź skrócone do minimum, wskakują na swoje miejsce ;)
    Jednak w końcu udało mi się obejrzeć Dziewczynę z tatuażem i muszę przyznać, że adaptacja była nawet udana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobacz, to zupełnie inaczej niż ja - jeśli obejrzę najpierw film, to później ciężko mi się zebrać, żeby sięgnąć po książkę :) Ale Twój punkt widzenia jest ciekawy i trudno się nie zgodzić, że książka później poszerza znacznie perspektywę :)

      Usuń
  7. Oglądałam ten film dość dawno, ale nadal uważam, że to był dobry film:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam - mimo pewnych zastrzeżeń - takie odczucia :)

      Usuń
  8. Oglądałam dawno temu, ale film nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak się spodziewałam :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy