Nie będę ukrywała, że jakoś trudno jest mi pisać o powieści „Niespokojny duch”, bo moje wrażenia po lekturze są dosyć niejednoznaczne. Czuję się trochę tak, jakby w mojej głowie różne emocje i spostrzeżenia nieustannie bawiły się w przeciąganie liny, nie pozwalając pozostać po konkretnej stronie. Raz mam w sobie naprawdę wiele uznania dla Daphne du Maurier i stworzonej przez nią rodzinnej sagi, w której bohaterowie mierzą się z przeciwnościami losu i szukają swojego miejsca na Ziemi (albo raczej na morzu), a już po chwili przypominam sobie jak długo czytałam tę książkę i że były chwile, gdy czułam się nią nieco znużona. Wtedy zaś zdaję sobie sprawę, że głowę miałam ostatnio zajętą innymi sprawami i być może z tego wynikał mój brak skupienia na lekturze. Ale przecież gdyby ta historia była od początku do końca niesamowicie porywająca, to nie byłabym wstanie jej odłożyć, prawda? Sami widzicie – raz w jedną, raz w drugą stronę – totalny kołowrotek w głowie.
- 25.06.2024
- 8 Komentarze