Tytuł: I boję się snów
Wydawnictwo: Święty Paweł
Rok wydania: 1998
Liczba stron: 224
Wanda Półtawska przeżyła pobyt w obozie koncentracyjnym, ale
powrót do domu nie przyniósł jej ulgi. Chwile spędzone w miejscu, gdzie
człowiek nie znaczy nic, wracały do niej każdej nocy i odżywały na nowo w
snach, wcale nie mniej przerażające niż w rzeczywistości. Chociaż była wolna,
to nie mogła uwolnić się od wspomnień, które nawet na chwilę nie pozwalały
zapomnieć. Spisanie tego, co przeżyła stało się sposobem na przynajmniej
częściowe ujarzmienie doświadczonego zła. Po kilkunastu latach przelane na
papier słowa zostały wydane w formie książki zatytułowanej „I boję się snów”. Dziś,
chociaż minęło od wydarzeń z lat 40. XX wieku sporo czasu, napawają lękiem
wciąż tak samo mocno, sprawiając, że trudno sobie to wszystko nawet wyobrazić.
17 lutego 1941 roku niespełna dwudziestoletnia Wanda
Półtawska została aresztowana i zamknięta w Zamku w Lublinie, w którym wówczas
funkcjonowało więzienie. Przetrzymywana w ogromnie trudnych warunkach w słowie
obóz widziała nadzieję na lepsze jutro, nie wiedząc, że to, co ją czeka, na
zawsze odciśnie w niej ślad. Z wyrokiem śmierci, o którym nie została nawet wcześniej
poinformowana, wywieziono ją wraz z wieloma innymi kobietami do obozu koncentracyjnego
Ravensbrück. Chciała przeżyć, ale przede wszystkim pragnęła zachować duszę,
pozostać człowiekiem, a nie stać się bezwolnym „kadłubem”, w którym nie zostało
już nic poza samym ciałem.
Więźniarki bardzo szybko zrozumiały, że za murami każda
niemal zmiana jest zmianą na gorsze. Początkowa bezczynność związana z
kwarantanną, która tak im doskwierała, zderzyła się z pracą ponad siły, która
czekała je później. Każdy dzień był wyzwaniem i w każdym czekała śmierć, śmiało
wyciągając ręce po kolejne osoby i za nic mając ludzkie życie. Ciągła
niepewność jutra i makabryczne obrazy codzienności obozowej w wielu zabijały
jakikolwiek opór i zabijały myśli o wolności. Tę trudno było sobie w ogóle w
pewnym momencie wyobrazić, podobnie jak fakt, że poza murami toczy się jakieś
inne życie.
Autorka przez prawie cztery lata musiała mierzyć się z
okrucieństwem, które w Ravensbrück przybierało różne formy. Jedną z nich były
przeprowadzane głównie na Polkach pseudomedyczne eksperymenty – z premedytacją
operowano im nogi, narażając je na dodatkowe cierpienia i niebezpieczne
powikłania. Wandę Półtawską i wiele innych kobiet traktowano jak króliki
doświadczalne, ale to doświadczenie w połączeniu z innymi czynnikami dało im w późniejszym okresie siłę do buntu i
pokazania, że nie mają zamiaru biernie poddawać się woli oprawców.
Wanda Półtawska w opisie swoich przeżyć jest daleka od
patetycznych zwrotów i opisów. Nie było nic wzniosłego w pozbawianiu ludzi życia
i godności. Autorka pokazuje jednak, że w takich warunkach jest też miejsce na
śmiech, nawet gdy wydaje się, że nie ma
już nadziei na wolność. A może zwłaszcza wtedy. W obozowej codzienności kobiety
potrafiły solidarnie stanąć w swojej obronie, dzielić się ze słabszymi i
każdego dnia dokonywać niemożliwego – pozostać sobą.
Może się czasami wydawać, że wśród literatury obozowej
znajdziemy wiele podobnych historii, ale chociaż traktują o doświadczeniach z
tego samego okresu, a często nawet miejsca, to każda z nich może nas uderzyć w
inny sposób. Inaczej (chociaż te różnice trudno ująć w słowa) czytało mi się na
przykład „Anus mundi” Wojciecha Kielara, a inaczej „I boję się snów” Wandy Półtawskiej.
Zawsze jednak towarzyszy takim lekturom pewna trudność w zrozumieniu na
przykład czy całe to zło było w ludziach od początku czy to wiele różnych
okoliczności wyzwoliło te pokłady agresji i nienawiści. Sama nie wiem, która
wersja jest bardziej przerażająca.
Garść cytatów:
„O Boże, jakże chciałam mieć pewność, że nas zabiją, że nas
tylko zabiją.” (s. 81)
„Wymowne są słowa, ale o ileż wymowniejsza jest cisza,
zwłaszcza gdy jest to cisza wielu tysięcy.” (s. 114)
- 28.01.2015
- 18 Komentarze