Håkan Nesser – Stowarzyszenie Leworęcznych

Håkan Nesser, Stowarzyszenie Leworęcznych [De vänsterhäntas förening], tłum. Iwona Jędrzejewska, Czarna Owca, 2020, 576 stron.

Czytałam kilka książek Håkana Nessera („Żywi i umarli w Winsford”, „Intrigo”, „Oczy Eugena Kallmanna”, „Jedenaście dni w Berlinie”) i chociaż zdarzało mi się na ten czy inny element pomarudzić, to nie waham się stwierdzić, że obdarzyłam sporą sympatią prozę szwedzkiego pisarza. Nie miałam jednak okazji sięgnąć po dwa jego najbardziej znane cykle – z komisarzem Van Veeterenem i inspektorem Barbarottim. Mam je w planach, ale chciałam najpierw skupić się na rozpoczętych kryminalnych seriach, zanim wejdę do świata nowych bohaterów. Bohaterowie ci postanowili mnie jednak sami odwiedzić – oboje pojawiają się bowiem w „Stowarzyszeniu Leworęcznych”, a ja – nie chcąc wczytywać się za mocno w jej opis i decydując się na nią ze względu na autora – sprawdziłam wcześniej tylko, że nie jest ona częścią żadnej serii.

Czytaj dalej

Richard Osman – Morderców tropimy w czwartki


Richard Osman, Morderców tropimy w czwartki [The Thursday Murder Club], tłum. Anna Rajca-Salata, Muza, 2020, 446 stron.

Są takie książki, które sprawdzają się u mnie nawet w czasie, gdy czytanie idzie mi dosyć opornie - „Morderców tropimy w czwartki” to jedna z nich. Lekka (chociaż pojawia się w niej morderstwo), z poczuciem humoru i napisana tak, że strony przewracają się same. 

Czytaj dalej

Joe Hill – Gaz do dechy

Joe Hill, Gaz do dechy [Full Throttle: Stories], tłum. Izabela Matuszewska, Danuta Górska, Krzysztof Sokołowski, Albatros, 2020, 512 stron.

Nie miałam pojęcia jaki klimat w swoich książkach tworzy Joe Hill i czego właściwie powinnam się spodziewać po jego prozie, bo do tej pory tylko na moment zatrzymywałam się przy nim myślami, mając w głowie takie dziwne przekonanie, że najpierw powinnam przeczytać czekające na półce historie stworzone przez Stephena Kinga, zanim zabiorę się za twórczość jego syna. Nie wiem skąd mi się to wzięło, bo nie ma to żadnego szczególnego uzasadnienia (może jedynie takie, że niektóre tytuły Kinga już długo czekają na swoją kolej i mogłyby się pogniewać) , ale faktem jest, że do tej pory mnie to jakoś hamowało. Nie wiem czy przesądziła przyciągająca oko okładka (Dark Crayon robi to dobrze!), czy może coś innego, ale tym razem dałam się skusić i wreszcie miałam okazję sprawdzić, czy polubię się z piórem Hilla. 

Czytaj dalej

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy