Gabriel García Márquez – Miłość w czasach zarazy

20.11.2017



Gabriel García Márquez, Miłość w czasach zarazy [El amor en los tiempos del colera], tłum. Carlos Marrodán Casas, Muza, 2014, 494 strony.

Miałam w głowie pewne wyobrażenie historii, która zawarta została w książce „Miłość w czasach zarazy”, ale nie było ono tak naprawdę poparte niczym więcej poza skojarzeniami poczynionymi przede wszystkim ze względu na tytuł. Kiedyś poznany opis fabuły ulotnił się z pamięci, a przed samą lekturą nie chciałam do niego wracać, obawiając się, że zdradzi mi zbyt wiele. Czytanie rozpoczęłam z niejasnym przeświadczeniem, że oto spotkam w tej bestsellerowej powieści bohaterów, którzy będą walczyli o swoją miłość bez względu na przeciwności losu i kto wie – może nawet z narażeniem życia. I po raz kolejny (zdarzyło mi się to już na przykład przy „Wichrowych Wzgórzach” Emily Brontë) poczułam się zaskoczona, że wszystko tu toczy się zgoła inaczej niż się spodziewałam.

Doktor Juvenal Urbino dopiero co musiał zmierzyć się z samobójstwem przyjaciela i skrywanymi przez niego tajemnicami, a już śmierć zapukała także do jego drzwi. U schyłku życia Fermina zostaje wdową i wtedy niczym cień, który towarzyszył jej niemal przez całe dorosłe życie, staje przed nią dawny narzeczony Florentino Ariza, zapewniając ją o miłości, która nie zniknęła z jego serca przez ponad pół wieku czekania. Kiedyś, po trwającym jakiś czas zauroczeniu, odrzuciła jego uczucia, ale on nadal żyje nadzieją, że ich losy się ze sobą splotą.



Gabriel García Márquez nie pokazuje miłości prostej, oczywistej i idealnej i nawet w trakcie czytania zastanawiałam się czy w ogóle wierzę, że to, co Florentino czuł do Ferminy, czy ona do swojego męża (i on do niej) można było w ogóle tak nazwać. Ariza niby tak mocno ją kochał, a jednak przez jego łóżko przewinęło się kilkaset kobiet. Można uznać, że w namiętności, w namiastce uwagi szukał zapomnienia, ale przecież wśród tych wielu znajomości były i takie, które poruszały w nim coś więcej niż chęć zaspokojenia żądzy. Już bardziej prawdopodobne uczucie dostrzegałam w relacji Ferminy i Juvenala. Małżeństwo niezawarte z miłości, przeżywające wzloty i upadki, ale z czasem pełne zrozumienia i trwałe. Przekonania jednak i do nich nie miałam, bo gdy już myślałam, że widzę w tej historii nici prawdziwej miłości, to działo się coś, co kazało mi zastanowić się czy to nie jest jedynie przyzwyczajenie lub zwyczajna ułuda.

Dziwna jest miłość u Marqueza – pozbawiona lukru, momentami bardzo gorzka i niosąca więcej niepewności i smutku niż szczęścia. Tylko czy miłości do drugiej osoby można być pewnym? Czy to, co kiedyś wydawało się czymś niezniszczalnym i niezachwianym nie może z biegiem czasu zblednąć? A może to właśnie trwałość – czy to w małżeństwie Juvanala i Ferminy, czy zamiarów Florentina wobec dawnej narzeczonej jest pewnym wyznacznikiem siły uczuć, a nie to, że po drodze zdarzały się gorsze chwile? Trudno to wszystko jednoznacznie oceniać, ale kolumbijski pisarz zdecydowanie pisze o miłości nieszablonowo i za to należy mu się uznanie. Podobnie jeżeli chodzi o motyw starości i przemijania, które w powieści mają duże znaczenie.



Doceniam to, w jaki sposób Gabriel García Márquez operuje piórem, jak ożywił wymyślonych przez siebie bohaterów i umieścił ich historię w określonym miejscu i czasach, ale tak naprawdę „Miłość w czasach zarazy” czytało mi się dosyć mozolnie. Nie towarzyszył mi zachwyt, nie czułam nieokiełznanej potrzeby, by dowiedzieć się jak zakończy się ta opowieść i mimo tak wielu refleksji, których ta książka mi dostarczyła, nie obdarzyłam jej miłością.


 Garść cytatów:

(…) łatwiej jest walczyć z wielkimi katastrofami małżeńskimi niż z drobnymi biedami codziennego życia”. (s. 42)

(…) na tym świecie nie ma nic trudniejszego od miłości”. (s. 316)  

Zobacz również

18 komentarze

  1. Opinie o tej książce są różne, ale ciekawi mnie ona już od dawna, więc za jakiś czas pewnie przeczytam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie obdarzyłam miłością tej książki, ale na przekór wszystkiemu, nie jestem w stanie o niej zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem to doskonale, bo tak samo miałam na przykład z książką "Powracający głód" Le Clezio.

      Usuń
  3. "Miłość w czasach zarazy" wciąż czeka na mojej półce na przeczytanie i zamierzam kiedyś się za nią zabrać, ale po nieudanych próbach z "Setką lat samotności" niezbyt mi spieszno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem "Stu lat samotności" ciekawa i pewnie dam tej książce szansę :)

      Usuń
  4. Sam nieraz się przymierzałem do tej książki, bo przez lata nie przeczytałem nic G.G. Marqueza. 10 lat temu widziałem film na podstawie "Miłości w czasach zarazy" i wynudziłem się na nim okropnie. Miałem nadzieję, że powieść jest lepsza, ale z tego, co czytam u Ciebie, widzę, że nie za bardzo. Chyba odłożę tę książkę na bliżej nieokreśloną przyszłość, np. na emeryturę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam jakoś mocno zawiedziona, ale i zachwycona też nie :) Styl Marqueza ma w sobie coś, ale pewnie przed kolejną jego książką zrobię sobie trochę przerwy. Paradoksalnie zaciekawiłeś mnie tym filmem - może kiedyś obejrzę :)

      Usuń
  5. Właśnie taki odcień miłości bardzo przyciąga mnie w literaturze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka nieidealna miłość jest zdecydowanie ciekawsza i bardziej realna - to na pewno :)

      Usuń
  6. Tego nie czytałam, ale za to sięgnęłam po "100 lat samotności". Specyficzna książka, ale niektóre sceny pamiętam do dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem czy mi zapadnie w pamięć "Miłość w czasach zarazy" - zobaczymy :)

      Usuń
  7. Twoje wrażenia są podobne do moich jak czytałam "Sto lat samotności", książka nie przyciągała mnie do siebie i można powiedzieć nawet, że się wlokła. Natomiast to co Autor opisywał, te rodzaje miłości były po prostu mało zrozumiałe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, może więc tak to bywa z odbiorem stylu Marqueza :) Mam jednak nadzieję, że "Sto lat samotności" nie będzie stratą czasu, bo i mimo wszystko "Miłość w czasach zarazy" na pewno nią nie była :)

      Usuń
  8. Nie jestem przekonana, więc raczej w najbliższym czasie nie planuję jej lektury :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy