Marilynne Robinson - Dom nad jeziorem smutku

27.04.2014


Marilynne Robinson, Dom nad jeziorem smutku [Housekeeping], tłum. Wojciech Fladziński, Wydawnictwo M, 2014, 212 stron.

Jezioro w miasteczku Fingerbone to otchłań, która skrywa w sobie różne odcienie przeszłości, śmierć i smutek. W nim zakończył swoje życie dziadek Ruth i Lucille, a także ich matka Helen i to ono stanowić będzie w życiu dwóch dziewczynek pewien punkt odniesienia. Opiekę nad nimi sprawuje najpierw babcia, następnie siostry dziadka Lily i Nona, a na końcu ciotka Sylvie. O tym, jaki wpływ wywrze każde z nich, czytelnik ma okazję się przekonać czytając Dom nad Jeziorem smutku.

Mam w pewnym sensie problem z tą książką. Mniej więcej do połowy całej historii nie potrafiłam zupełnie zżyć się ani z Ruth ani z Lucille. Było to tym bardziej dziwne, że ta pierwsza jest narratorką całej opowieści, a mimo to pozostawała dla mnie zupełnie bezbarwną postacią. Znałam jej losy, ale o niej samej, jej charakterze nie potrafiłam powiedzieć praktycznie nic. Ta sytuacja zmienia się w dalszej części książki, a przezroczystość Ruth staje się uzasadniona tym, jaką osobą się okazuje. Woli pozostawać niewidzialna dla otoczenia, wtapiać się w przestrzeń i żyć tak, aby nikt nie zwracał na nią uwagi. Jej siostra Lucille pragnie natomiast czegoś więcej, a codzienność i pewna izolacja, której do tej pory doświadczała, przestaje jej wystarczać. W swojej ciotce Sylvie siostry nie znajdują oparcia i poczucia bezpieczeństwa – przez długi czas żyją w strachu, że ta ich opuści. Problem w tym, że nawet kiedy jest obecna, to znajduje się częściej w swoim własnym świecie.

Na początku ciągle miałam poczucie jakby cała ta historia do niczego konkretnego nie prowadziła. Pojawiały się kolejne epizody, ale trudno to nazwać fabułą w ścisłym tego słowa znaczeniu (przynajmniej do pewnego momentu). To bardziej zapis wspomnień przeplatający się z całą gamą odczuć i wrażeń. Tak jakby historia Ruth i Lucille była tylko pretekstem do stworzenia czegoś osadzonego w rzeczywistości, ale w pewnym sensie od niej oderwanego. Nie było to z pewnością to, czego się spodziewałam i nie ukrywam, że początkowo trudno było mi uchwycić nie tylko sens książki, ale i adekwatność zamieszczonych z tyłu niezwykle pochlebnych opinii. Szukałam tego piękna, wyrafinowania i niezwykłości, którą obiecywały. 

Może po lekturze ponad połowy książki zaczęłam na nią patrzeć nieco inaczej, a może ona sama po prostu stała się lepsza – w każdym razie to, co zdecydowanie może w niej zachwycić to język. Nie dlatego, że jest jakoś specjalnie wyszukany, ale dlatego, że autorka tworzy opisy, porównania i fragmenty, które przy bardziej uważnej lekturze rzeczywiście zadziwiają. Czasami złożonością myśli zawartych w tym czy innym zdaniu, innym razem sugestywnością przedstawienia rzeczywistości czy trafnością zastosowanych metafor. Doceniłam więc warstwę językową połączoną z pewnym niecodziennym klimatem całej opowieści. Jest trochę mrocznie, a przede wszystkim niepokojąco i niebanalnie.

Mam wrażenie, że to książka w dużym stopniu niezwykła, ale jednocześnie taka, w której nie każdy czytelnik się odnajdzie. Czy ja się w niej  odnalazłam? Chyba nie do końca. Chwilami już mi się wydawało, że zatapiam się w tej historii, wchodzę po kostki do zimnych wód jeziora Fingerbone i zaczynam rzeczywiście czuć w pełni jej klimat i przekaz. Innym razem stałam jednak z boku i zastanawiałam się nad zamysłem autorki i tym czy „Dom nad jeziorem smutku” pozostawi we mnie jakiś ślad. Może za mało oderwałam się od rzeczywistości, by w pełni docenić to wszystko, co ten tytuł oferuje?  Myślę, że ten rodzaj prozy wymaga odpowiedniego nastroju, a ja spodziewając się czegoś zupełnie innego chyba nie zdołałam go w czasie lektury odnaleźć, a  przynajmniej nie w takim stopniu, który pozwoliłby mi stwierdzić, że czuję się zachwycona. A jednak ten brak przypadkowości w stworzonych przez Marilynne Robinson opisach i klimat powieści na pewno zapadną mi w pamięć. I być może nawet kiedyś do niej wrócę i wówczas powoli, bez pośpiechu odkryję wszystko to, czego tym razem nie dostrzegłam.


  Garść cytatów:

Wszystko, na co pada nasz wzrok, jest zjawą ukrytą pod zasłoną przykrywającą rzeczywisty świat”. (s. 114)

Najlepiej nie mieć niczego, bo ostatecznie rozpadną się nawet nasze kości. Najlepiej nie mieć niczego”. (s. 156)

Gdybym miała złożyć na życie jedną konkretną skargę, pożaliłabym się, że jest ono jednym wielkim oczekiwaniem”. (s. 163)

----------
Za książkę dziękuję Wydawnictwu M

Zobacz również

16 komentarze

  1. Nie wiem co myśleć o tej książce. Z jednej strony ten piękny język bardzo mnie kusi, ale z drugiej strony obawiam się, że nie odnajdę się w tej historii, ale nic to, jak książka trafi do mojej biblioteki, to bliżej się jej przyjrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto jej dać szansę jeśli lubi się refleksyjne, niebanalne powieści :)

      Usuń
  2. Ja jestem w niej zakochana na amen. Daj jej jeszcze jedną szansę za kilka lat - może zobaczysz ją inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może tak - na niektóre książki rzeczywiście musi przyjść odpowiedni czas. Już teraz widzę w niej wiele wartościowych elementów, ale mam wrażenie, że jeszcze nie wszystko dostrzegam stąd taka, a nie inna opinia :)

      Usuń
  3. Ta książka to naprawdę ciekawe wyzwanie czytelnicze. Zbiera naprawdę skrajne recenzje. I chciałabym się sama przekonać i z nią zmierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko naprawdę myślę, że warto po nią sięgnąć. Ale tylko wtedy gdy mamy czas na niespieszną lekturę i wczytanie się w treść. Ja nastawiłam się po prostu trochę na coś innego i chyba dlatego nie wszystko "zagrało".

      Usuń
  4. Jakiś czas temu przeczytałam bardzo entuzjastyczną recenzję tej książki, a u Ciebie zupełnie inne spostrzeżenia. Nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić na własnej skórze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czytałam już rożne recenzje tej książki- jedni się zachwycają, inny niekoniecznie :) a mnie już sama okładka urzekła i coś czuję, że to chyba moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz takie przeczucie to warto spróbować :)

      Usuń
  6. Miałam chyba jakieś deja vu, bo wydawało mi się, że czytałam już Twoją recenzję :D Na książkę już od jakiegoś czasu mam niesamowitą ochotę :D Tajemniczość zarażająca nas już prosto z okładki, tak to coś dla mnie :D Czekam tylko teraz na jakiś nagły przyrost gotówki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na LC, tam też publikuję :)
      Jeśli ta książka aż tak Cię przyciaga to nie ma co się opierać :) Ciekawa jestem czy Ci się spodoba :)

      Usuń
  7. Nie każdy odnajdzie się w tej książce, to fakt. Mnie bynajmniej się to udało.

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej nie dla mnie, choć kto wie... Jakoś mnie książka nie zachęciła.

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja chyba się nie odnajdę w tej książce...przynajmniej nie teraz, nie w tym nastroju (i, szczerze, nie mam zamiaru tego zmieniać;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Sporo osób zachęca do tej książki, więc może kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy