Jane L. Rosen – Dziewięć kobiet, jedna sukienka

14.03.2017


Jane L. Rosen, Dziewięć kobiet, jedna sukienka [The nine lives and the little black dress], tłum. Agata Ostrowska, Czarna Owca, 2017, 315 stron.

Jestem w myślach (a więc za chwilę i w tym tekście) nieco pobłażliwa wobec powieści „Dziewięć kobiet, jedna sukienka”. Wcale nie dlatego, że ta okładkowa sukienka zrobiona jest z takiego miłego pluszu, który można pomiziać. Jane L. Rose trafiła po prostu w taki moment, gdy po naprawdę ciężkim książkowym spotkaniu (Halszka Opfer - Kato-tata. Nie-pamiętnik) potrzebowałam czegoś totalnie lekkiego i niewymagającego. I dokładnie to otrzymałam.

Błysk fleszy na pokazie mody w Nowym Jorku mógłby całkowicie oślepić niedoświadczoną Sally, ale w istocie to wydarzenie będzie dla niej pierwszym (trochę chybotliwym, ale jednak) krokiem ku karierze. Sukienka, którą ma na sobie stanie się hitem sezonu i odmieni życie jeszcze kilku innych kobiet, chociaż dokona się to w zupełnie innych okolicznościach.

W domu handlowym Bloomingdale’s mała czarna od Maksa Hammera budzi po pokazie duże zainteresowanie, ale dziwnym zrządzeniem losu będzie trafiała głównie w ręce kobiet, które tak naprawdę zupełnie na nią nie stać. Najpierw Natalie – sprzedawczyni - założy ją na nieoczekiwane wyjście z gwiazdą kina - Jeremy potrzebuje przykrywki, by ratować swój wizerunek amanta. Sekretarka Felicia pójdzie w niej na randkę ze swoim szefem, którego kocha od wielu lat. Problem w tym, że on będzie się w miejscu spotkania spodziewał kogoś zupełnie innego. Prywatna detektyw Andie przy pomocy sukienki spróbuje zastawić pułapkę na potencjalnie niewiernego męża, ale jej plan może się obrócić przeciwko niej. Od dzieciństwa planująca swoje życie Sophie nie będzie miała pojęcia co zrobić z nim po studiach, a od wizyty w Bloomingdale’s zacznie się jej zdjęciowo-hasztagowe kłamstwo na Instagramie. To tylko kilka z bohaterek, jakie poznałam w czasie czytania, ale każda z nich zetknie się z tytułową sukienką.

„Dziewięć kobiet, jedna sukienka” to świetny materiał na film – wyszłaby z tego pewnie miła komedia – po części romantyczna, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że motyw miłości pojawia się tu więcej niż raz (ale nie jest też jedynym tematem). Zachować przy tym lekkość i humor, a seans mógłby dostarczyć kilka chwil relaksu. Książka też właściwie tak działa, chociaż nie sposób nie zauważyć, że przy tylu wątkach nie można się spodziewać szczegółowego potraktowania każdego z nich. Jest więc momentami niestety powierzchownie, a i do bohaterek nie sposób się jakoś mocno przywiązać. Przyjemnie śledziło mi się ich perypetie, ale wiem też, że dosyć szybko o nich zapomnę. Jane L. Rose ma przyjemny w odbiorze styl, więc przez kolejne strony się przepływa. Jeśli jednak chodzi o zakończenie niektórych wątków (w czasie trwania akcji trochę przymykałam oko na ich nieco hollywoodzki przebieg) to moja pobłażliwość została wystawiona na próbę – za dużo tam było słodyczy i jakby w pośpiechu autorka chciała wszystko dopiąć. To był taki moment lektury, kiedy zdecydowanie wymownie przewróciłam kilka razy oczami (nikt tego jednak nie widział, więc nie wiem czy się liczy).

Mogłoby się wydawać, że to sukienka odmienia życie bohaterek, bo znajduje się w samym centrum wielu wydarzeń, ale w rzeczywistości jest ona tylko pretekstem, by ruszyć z miejsca. W tym wszystkim chodzi w gruncie rzeczy bardziej o spojrzenie na siebie nieco inaczej i podarowanie sobie szansy na szczęście. Jane L. Rosen stworzyła kobiecą powieść, która sprawdzi się jako lekki przerywnik między innymi lekturami. Nie porwało mnie tsunami uczuć, nie zaśmiewałam się do łez, a całość ma kilka wad. Mimo wszystko „Dziewięć kobiet, jedna sukienka” było jednak przyjemnym resetem trudnych emocji i to była dobra chwila żeby po nią sięgnąć.


  Garść cytatów:

(…) kiedy serce mamy już zajęte, trudno oddać je komuś innemu”. (s. 91)

(…) właśnie oczy. W ich kącikach nie pojawiały się jeszcze leciutkie zmarszczki, które z czasem tryskają jak promienie słońca, jako oznaka wieku, ale też życia. Nie wiem kto ochrzcił je kurzymi łapkami, ale to bardzo niesprawiedliwe określenie. Gdyby nazwać je orlimi stopami, może ludzie nosiliby je z dumą”. (s. 216)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

Zobacz również

32 komentarze

  1. Na film faktycznie bym się skusiła, jednak co do książki nie jestem przekonana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś powstanie, kto wie? :) Chętnie bym się na taki rozluźniający seans wybrała :)

      Usuń
  2. Lubię powieści, których wydźwięk od razu nasuwa gotowy scenariusz na film. Ten lekki nastrój również mnie kusi. Myślę, że ta publikacja może mnie naprawdę zadowolić. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nastawisz się na lekturę lekką i łatwą, to możesz być zadowolona :) Tego Ci życzę!

      Usuń
  3. A film to bym chętnie obejrzała ;) Faktycznie, jako przerywnik między "cięższymi" książkami, ta wydaje się idealna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki to miły przecinek :) Bez emocjonalnych wykrzykników, ale było przyjemnie.

      Usuń
  4. Doskonale rozumiem, dlaczego sięgnęłaś po tę powieść, jednak na razie nie potrzebuję takiej odskoczni, więc póki co o książce nie myślę. Pomysł na fabułę nie jest zły, ale szkoda, że autorka nie poświęciła więcej miejsca na dokładniejsze portrety bohaterek. Może wystarczyłoby zmniejszyć liczbę postaci i historia byłaby bardziej dopracowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o zmniejszeniu ilości bohaterek pomyślałam w czasie czytania - myślę, że powieść wcale by na tym nie straciła, a mogłaby tylko zyskać :)

      Usuń
  5. Podoba mi się Twoje podsumowanie, że to takie "spojrzenie na siebie nieco inaczej" :) Okładka jest piękna i jeżeli do tego jest tam plusz <3 Sama historia faktycznie nadaje się na hollywoodzką produkcję. na razie mnie do niej nie ciągnie, ale że szykuje mi się wiele cięższych lektur, to może będę potrzebowała odskoczni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może kiedyś poczujesz, że pojawił się dobry moment na taką lekturę :)

      Usuń
  6. Chyba się nie zdziwisz, jeśli stwierdzę, że chętnie sięgnę :) Od czasu do czasu coś lekkiego, niewymagającego jest wręcz wskazane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) Jeśli podejdziesz do niej bez dużych oczekiwań, to może być miło spędzony czas :)

      Usuń
  7. Jestem bardzo ciekawa tej książki ♡
    Zapraszam też do siebie goszaczyta.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę Ci, żebyś miała okazję ją przeczytać :)

      Usuń
  8. Wydaje mi się, czy tytułowa sukienka jest jedynie bodźcem, którego każda z nas czasem potrzebuje? Jeśli tak, to ja też poproszę taką na kilka dni! Już sobie wyobrażam do czego by mnie "popchnęła" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dokładnie tak, jak piszesz - sukienka to takie pchnięcie do przodu :)

      Usuń
  9. jeszcze nie czytałam, czeka na swoją kolej ^_^

    obserwuję, zapraszam do mnie <3
    http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że miło spędzisz przy niej czas :)

      Usuń
  10. Lubię czasami sięgnąć po taką kobiecą, niezobowiązującą lekturę. Może ja również wykorzystam ją kiedyś jako chwilę relaksu po czymś cięższym :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę ta sukienka na okładce jest z pluszu? *_* Bardzo chcę pomiziać. Bardzo.

    Cała ta historia bardzo kojarzy mi się z takim "Stowarzyszeniem wędrujących dżinsów", tylko dla kobiet, a nie nastolatek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plusz, welur - ciężko powiedzieć jaki to materiał (słabo się na tym znam), ale pomiziać zdecydowanie można :)

      Nie czytałam chyba "Stowarzyszenia wędrujących dżinsów", więc ciężko mi porównywać :) Tutaj nie zaszkodziłoby pozbycie się tego nadmiaru słodyczy, ale i tak będę ten tytuł miło wspominać.

      Usuń
  12. Film chętnie bym obejrzała ;) Co do książki może kiedyś przeczytam, ale nie będę jej jakoś szczególnie szukała ;) Ciekawy pomysł z pluszową sukienką na okładce, nie spotkałam się jeszcze z czymś podobnym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ta sukienką to była taka miła niespodzianka, bo na zdjęciach wydawnictwa tego nie widać - zresztą i mi nie bardzo udało się to uchwycić :)

      Usuń
  13. Taki reset mi także się przyda. Książkę mam już u siebie, więc niebawem zabieram się za lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem Małgosiu co o niej napiszesz - chętnie porównam wrażenia :-)

      Usuń
  14. Sama nie wiem, czy książka dla mnie, ale zaciekawiłaś mnie tą pluszową sukienką na okładce - muszę dorwać ją gdzieś w księgarni i obejrzeć! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie, mógłby na podstawie książki powstać fajny film :) okładka świetna, a i treść zachęca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdolny reżyser mógłby z tej historii stworzyć miły dla oka obraz :)

      Usuń
  16. Jestem jej ciekawa, wydaje się być na swój sposób oryginalną książką ;) A już na pewno wiem, że książka ta idealnie nada się na prezent dla koleżanki, która jest fanatyczką sukienek i też lubi czytać książki :)
    Pozdrawiam! http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy