Håkan Nesser – Oczy Eugena Kallmanna

19.09.2017


Håkan Nesser, Oczy Eugena Kallmanna [Eugen Kallmanns ögon], tłum. Małgorzata Kłos, Czarna Owca, 2017, 572 strony.

„Żywi i umarli w Winsford” oraz „Jedenaście dni w Berlinie” to dwie powieści, które sprawiły, że polubiłam Håkana Nessera. Wprawdzie w obu przypadkach nie obyło się bez elementów, które nie do końca mnie przekonały, ale spokojnie mogę napisać, że dzięki nim poczułam, że mimo wszystko styl szwedzkiego pisarza zdecydowanie do mnie trafia. Po lekturze książki „Oczy Eugena Kallmanna” entuzjazmu jest we mnie nieco mniej, ale nie oznacza to, że nie warto tej historii dać szansy.

Leon Berger chce zacząć wszystko od nowa, chociaż tak naprawdę usilnie trzyma się tego, co jeszcze do niedawna definiowało jego codzienność – obecności żony i córki. Niestety tylko w snach i wspomnieniach, bo kilka miesięcy temu tragicznie skończyło się ich życie. Wprawdzie ojcowskie serce trzyma się jeszcze skrawka nadziei na cudowne ocalenie, ale szanse na taki scenariusz są znikome. W nowym mieście, które poznajemy pod nazwą K., Leon obejmuje posadę nauczyciela szwedzkiego i szybko orientuje się, że jego poprzednik nadal budzi w szkole sporo emocji. Eugen Kallmann zginął bowiem w okolicznościach, które łatwo można by uznać za przykry wypadek, ale coś nie pozwala niektórym uczniom i nauczycielom przejść do porządku dziennego nad jego śmiercią.

Zazwyczaj nie przeszkadza mi, gdy historia stworzona przez autora rozwija się nieco ospale i wymaga ode mnie cierpliwości. Nie straciłam jej przy powieści Håkana Nessera, ale prawdę mówiąc długo trwało zanim się w niej naprawdę zaczytałam, zaczęłam łączyć poszczególne wątki i dostrzegać powiązania między bohaterami. Wynikało to w dużej mierze ze sposobu przedstawienia kolejnych wydarzeń – w większości to relacje (różnych osób) zdawane już po ich zaistnieniu, co nie sprzyjało angażowaniu się w akcję i budowaniu poczucia, że jako czytelnik biorę w nich udział. Do tego – szczególnie na początku – dominowały przeskoki w akcji, przez które miałam wrażenie, że coś mi umyka. Czasami kilkudniowe, czasami kilkutygodniowe, ale przez to nie czułam napięcia, które mogłoby towarzyszyć takiej zagadkowej postaci, jaką był Kallmann. Na szczęście w pewnym momencie wszystko nabrało nieco tempa i zaczęło się bardziej ze sobą zazębiać, ale i tak uważam, że przez takie, a nie inne poprowadzenie fabuły historia trochę straciła.


Potencjał w tym wszystkim był naprawdę spory. O Eugenie Kallmannie dowiadujemy się od osób, które go znały, ale okazuje się, że tak naprawdę niewielu mieszkańców wiedziało o nim coś więcej. Leon wprawdzie jest w mieście nowy, ale postać jego poprzednika wydała mu się frapująca i warta bliższego przyjrzenia. Autor pokusił się o ukrycie kilku niewiadomych w przeszłości bohaterów, a także postawienie ich w obliczu narastających w otoczeniu uprzedzeń rasowych. Całkiem intrygująca i wybuchowa mieszanka, problem tylko w tym, że wielkiego wstrząsu mi nie dostarczyła. Z czasem zrodziła się we mnie wprawdzie taka przyjemna – jeśli chodzi o tego typu książki - niepewność i nieufność wobec właściwie każdego i za to należy się Nesserowi plus, ale odnoszę wrażenie, że autor upchnął w tym wszystkim za dużo osób, za późno wyznaczył całości konkretny kierunek i przez to całkiem ciekawe rozwiązanie niektórych wątków nie miało takiej siły rażenia, jaką mogłoby mieć.

Pamiętam, że w książce „Żywi i umarli w Winsford” w fabule też nie wszystko mi zagrało, ale tam ujął mnie klimat wrzosowisk i świetny portret psychologiczny głównej bohaterki. „Oczy Eugena Kallmanna” od pewnego momentu dosyć mocno mnie wciągnęły, ale mniej podziałał na mnie tym razem styl Nessera. Uczynienie kilkorga bohaterów narratorami było natomiast zabiegiem z jednej strony trafnym (bo pozwalało spojrzeć na wydarzenia z różnych perspektyw), a z drugiej powodującym, że żadnego z nich nie poznałam tak dobrze, jak oczekiwałam. Może postawiłam szwedzkiemu autorowi trochę za wysoko poprzeczkę, bo tak naprawdę doceniam, że ta powieść wymyka się trochę ramom jeżeli chodzi o rozwiązywanie zagadki czyjejś śmierci, ale nie ukrywam, że zachwytu we mnie nie wzbudziła.


 Garść cytatów:

Nie zapraszaj śmierci, ona i tak przyjdzie”. (s. 14)

Pisanie jest jak zwabianie życiowego odosobnienia do pułapek i sieci słów oraz wyrażeń, czytanie zaś polega na tym, że za pomocą tekstu ustanawiamy, identyfikujemy i wcielamy się na nowo, dajemy się ukoić. Pozwalamy się pocałować  samotności, a ona rozpoznaje tę porzuconą istotę, jaką jesteśmy w środku”. (s. 198)

To znaczy człowiekowi wydaje się, że nic takiego się nie dzieje. I wtedy przytrafia się jedna rzecz, zaraz potem kolejna, trzecie i nagle człowiek znajduje się w ciągu zdarzeń”. (s. 264)

Zapada zmrok, a potem nieco się rozjaśnia”. (s. 274)

Pomyślałam sobie, że dotychczasowe cumy w moim życiu zostały zerwane. Wszystkie, teraz dryfuję ku otwartemu morzu, i to bez kompasu, który został w szopie na przystani”. (s. 358)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

Inne książki Håkana Nessera na K-czyta

    

Zobacz również

20 komentarze

  1. cytaty, jak zwykle w tego typu kryminałach - świetne.
    Ale szkoda, że akcja rozpoczyna się tak powoli i trochę nie gra. Co prawda sam klimat, który opisałaś w recenzji dość zachęca, ale nie jestem przekonana. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale chyba zdecyduję się w końcu po niego sięgnąć, bo ciągle szukam kryminału, który zachwyci mnie tak jak zrobili to Hjorth i Rosenfeldt :D

    Pozdrawiam!
    Cass z Cozy Universe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym duecie dużo dobrego słyszałam! :)

      Jestem ciekawa je Nesser wypada w takiej typowo kryminalnej odsłonie, czyli w swojej serii o komisarzu Van Veeterenie lub o inspektorze Barbarottim :)

      Usuń
  2. Mam ochotę na tego autora odkąd przeczytałam u Ciebie recenzję "Jedenastu dni w Berlinie" i chyba od tej właśnie książki zacznę znajomość z nim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to chyba typowa dla niego powieść, ale ja ją bardzo polubiłam :) Wywołała u mnie uśmiech i jakoś miło ją wspominam :)

      Usuń
  3. Ja na razie przeczytałam tylko "Karambol", a kolejne mam w planach. Lubię, kiedy akcja toczy się powoli. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w gruncie rzeczy też nie mam nic przeciwko temu, ale tutaj przez pewien czas brakowało mi chyba bardziej angażującego poprowadzenia fabuły :)

      Usuń
  4. A ja lubię jak akcja jest czasem powolna, można wtedy na spokojnie kalkulować co i jak i szukać razem z bohaterem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, brak zawrotnego tempa może sprzyjać dokonywaniu lepszego rozeznania :) Tutaj jednak po intrygującym początku poczułam się nieco uśpiona jeżeli chodzi o intensywność poszukiwania ewentualnego mordercy :)

      Usuń
  5. Czytałam kilka książek autora. Po czwartej miałam dosyć i na razoe robię od niego przerwę ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na pewno do niego jeszcze wrócę, pewnie sięgając po któraś z serii, ale to dopiero za jakiś czas :)

      Usuń
  6. Miałam ogromną ochotę na książkę tego autora, ale czytam dzisiaj już drugą recenzję jego twórczości i po raz kolejny widzę, że akcja rozgrywa się bardzo powoli. To spowodowało, że chyba sobie odpuszczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna czy to u niego typowe, ale być może nie jest to autor, który stawia na zawrotne tempo akcji :)

      Usuń
  7. Nie jestem pewna, czy zaangażowałabym się w tę powieść. Posiadam u siebie na półce jedną książkę tego autora i swoją przygodę z nim na pewno zacznę od niej. A potem się zobaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Najbardziej podoba mi sie cytat nr 1 jednakze nie czuje zachety. Moze to jakeis przemeczenei materialem? Nie wiem jakso tak nie chce i juz. Ale bywa. Bede czekac na kolejne u Ciebie :) Mysle ze cos znajde dla siebie!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na konkurs z ksiazka na jesienne wieczory!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę :) Może inną książką Cię skuszę :)

      Usuń
  9. Byłem ciekaw Twojej opinii o innych książkach Nessera i po tym, co teraz przeczytałem myślę, że moja przygoda z tym autorem skończy się chyba na "Jedenastu dniach w Berlinie". Tamtą czytałem z Twojego polecenia i była dla mnie bardzo dobrą rozrywką. "Oczy Eugena Kallmana" już tak zachęcająco nie wyglądają, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta to zupełnie inny klimat niż "Jedenastu dniach w Berlinie" - to fakt :) Ja jeszcze po Nessera na pewno sięgnę :)

      Usuń
  10. Jeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora. Chociaż muszę przyznać, że coraz bardziej mnie kusi. Jak tylko będę miała okazję, to którąś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy