Annie Ward – Klub kłamców

10.04.2023



Annie Ward, Klub kłamców [The Lying Club], tłum. Grażyna Woźniak, Czarna Owca, 2023, 414 stron.

Gdy z hali sportowej na noszach zostają wyniesione dwie osoby, wszyscy zastanawiają się kto ucierpiał. I przede wszystkim – co się właściwie stało. Myśli o tym także Natalie, gdy budzi się w samochodzie, na szkolnym parkingu, i stwierdza, że ewidentnie urwał jej się film, a ślady prowadzące w kierunku Falcon Academy wskazują na to, że musiała tam wchodzić. Głowa pulsuje jej bólem i pytaniem „Co ja, u licha, zrobiłam?

Klimat małego miasteczka i skrywanych za ładnymi fasadami brudnych tajemnic to coś, co szczególnie lubię. Przewidywałam więc, że powieść Annie Ward może mi się spodobać. Wprawdzie trochę zmartwiło mnie, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron nie poczułam się jakoś szczególnie zaangażowana w fabułę, ale nie traciłam nadziei, bo wiem, że takie książki lubią się rozwijać niespiesznie. I rzeczywiście dalej czytało mi się ją już ze zdecydowanie większym zainteresowaniem. Szkoda tylko, że ostatecznie, gdy myślę o „Klubie kłamców” jako o całości, nie mogę uwolnić się od przeczucia, że nie zapadnie mi w pamięć na dłużej.

Historia kręci się przede wszystkim wokół trzech kobiet, które w miarę rozwoju akcji poznajemy coraz lepiej. Natalie pracuje w szkole jako pomoc administracyjna, a po godzinach maluje i sprzedaje obrazy ze zwierzakami. To dziewczyna, która chciałaby nie martwić się o pieniądze i mieć u boku kogoś, kto ją doceni. Brooke jest szalenie bogata, ale nieszczególnie szczęśliwa – mąż miał już dość jej skłonności do zbliżania się do innych facetów, a z córką wyraźnie traci nić porozumienia. Asha realizuje się sprzedając nieruchomości, ale w życiu prywatnym nie czuje się spełniona – jej małżeństwo przechodzi kryzys i nie jest pewna wierności męża, a córka także zaczęła się od niej oddalać. Każda z bohaterek prezentuje światu taką wersję siebie, jaką sobie wymyśliła, ale za tymi maskami kryje się całkiem sporo problemów i co najmniej kilka tajemnic. A wiadomo, że te prędzej czy później lubią wychodzić na jaw.



Rzeczywiście Annie Ward udało się stworzyć w powieści „Klub kłamców” klimat małego miasteczka, w którym wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko (a raczej tak im się tylko wydaje). Sieć kłamstw coraz bardziej się napina i musi wydarzyć się coś naprawdę złego, by się przerwała i wiele osób spojrzało prawdzie w oczy. Doceniam umiejętne budowanie takiej atmosfery, ale nie ukrywam, że w ogólnym rozrachunku nie poczułam się tą historią szczególnie wstrząśnięta. Wymyślone rozwiązania nie okazały się dla mnie szczególnie zaskakujące (chociaż nie przeczę, że wszystko nieźle się na końcu spina), a kreacja niektórych postaci nie zawsze wydawała mi się konsekwentna.

Trochę trwało zanim się w tej powieści zaczytałam, chociaż tego za jakiś duży minus nie uznaję, bo jestem cierpliwym czytelnikiem i potrafię czekać na mocniejsze podkręcenie akcji. Problemem jest raczej to, że miałam okazję poznać znacznie lepsze historie w podobnym klimacie (chociażby „Przedsionek piekła” Anny Bailey) i dlatego ta książka wydaje mi się po prostu poprawna. Byłam zainteresowana losami bohaterów, ale się do nich mocno nie przywiązałam, a ich problemy i skrywane tajemnice nie wywołały we mnie wielkich emocji. Jakieś na pewno, ale nie takie, które by sprawiły, że będę o „Klubie kłamców” myślała jeszcze długo po lekturze. Być może na kimś, kto czytał mniej małomiasteczkowych historii zrobi większe wrażenie, ale mnie jakoś mocno nie porwała.

~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
[współpraca barterowa]

Książka, o której wspominam we wpisie

Zobacz również

17 komentarze

  1. Mam w planach lekturę tej książki i jestem ciekawa, jak ją odbiorę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię taki małomiasteczkowy klimat, ale raczej w najbliższej przyszłości nie skuszę się na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w takim klimacie są lepsze tytuły :)

      Usuń
  3. Miałabym na obie książki ochotę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuu szkoda, że jednak książka należy do średniaków. Bo jak i Ty, lubię klimaty małych miasteczek. A przedsionek piekła do dziś pamiętam.. tam to była atmosfera..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, w Przedsionku piekła aż czuło się ciężar wydarzeń, a tu mi tego jednak zabrakło.

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że ta książka może mi się spodobać. Chociaż może być równie - bo tego typu książki nigdy nie spełniają moich oczekiwań. Będę mieć ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi ciężko jest przewidzieć jak będzie - dużo książek z małymi społecznościami czytałam i trudniej mnie zaskoczyć. Ale wciąż lubię ten klimat :)

      Usuń
  6. No cóż, na przeciętniaki za bardzo nie mam czasu... chyba, że sama mi kiedyś wpadnie w ręce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, gdyby tak trafiać na same świetne powieści :) Ale nigdy nie wiadomo - to, co podoba się innym nam może nie przypaść wcale do gustu; i odwrotnie :)

      Usuń
  7. Szkoda, że ta historia nie okazała się bardziej emocjonująca, bo mam tę książkę i trochę opadł mi entuzjazm. Lubię powieści, których akcja dzieje się w małej społeczności, ale nie nazwałabym się cierpliwą czytelniczką i stąd moje wątpliwości. Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać i sprawdzić jakie będą moje wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli już ją masz i planujesz czytać, to trzymam kciuki żeby spodobała Ci się bardziej :) To nie była zła powieść, więc może te elementy, które mnie akurat nie przekonały, Tobie nie rzucą się tak w oczy :)

      Usuń
    2. Dzięki, oby było tak jak mówisz :)

      Usuń
  8. "Przedsionek piekła" czytałam, jednak tej powieści nie mam w planach.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy