Julia Biel – Times New Romans
27.11.2024Wybrałam do słuchania „Times New Romans”, bo to książka, która jakiś czas temu często przewijała mi się przed oczami na Instagramie. Uznałam, że skoro jest dostępna w akcji Czytaj PL*, to nadarza się dobra okazja, by sprawdzić czy jest to taka lekka, przyjemna lektura, jak to sobie wyobrażałam.
Ellie Golding i Theo Hardy znają się od dziecka, ale ich drogi rozeszły się, gdy mieli po kilkanaście lat. Rozeszły jeżeli chodzi o przyjaźń, ale krzyżowały, gdy mowa o karierze zawodowej, bo oboje zajęli się pisaniem powieści. Ona – trzymających w napięciu kryminałów, on – poruszających romansów. Teraz mają stworzyć wspólną historię i to w rozpędzonej marketingowej machinie, która pokaże, że są zakochaną w sobie parą. Problem w tym, że ich relacje dalekie są od poprawnych, a bolesna przeszłość przez lata nie pozwalała ich naprawić.
Tytuł powieści Julii Biel od początku wydawał mi się dosyć uroczy i mimowolnie spodziewałam się, że taka też będzie ta historia. Zapowiadało się obiecująco i przez pierwsze dwie czy trzy godziny słuchania mogłam z przekonaniem powiedzieć, że to może i nieco typowa, ale w gruncie rzeczy przyjemna historia. Niewymagająca i dająca chwilę wytchnienia. Lubię motyw enemies to lovers i nawet jeśli oczywiste jest do czego to wszystko prowadzi, to zazwyczaj miło obserwuje mi się starcia bohaterów. Ellie nie znosi Theo, Theo nie ustaje w dogryzaniu Ellie, ale jednocześnie tych dwoje ewidentnie do siebie ciągnie. W tle mamy na dodatek jakieś trudne wydarzenia z przeszłości, więc wiadomo, że jest tam drugie dno do odkrycia.
I to wszystko do pewnego momentu się sprawdzało. Było schematycznie? Owszem, ale też nie spodziewałam się wielkich fabularnych twistów, więc mi to nie przeszkadzało. Problem jednak w tym, że z czasem wszystkiego w tej historii robi się za dużo i niestety jakby na siłę. Miałam wrażenie, że trafiłam do amerykańskiego filmu, którego scenarzyści za punkt honoru wzięli sobie podkręcanie akcji, ale zrobili to w tak niewiarygodny i przerysowany sposób, że pozostaje tylko sugestywne przewracanie oczami. I przewracałam nimi wyjątkowo często.
Gdyby Julia Biel utrzymała klimat, który tej historii towarzyszył na początku, to mogłabym uznać, że ta powieść ma w sobie urok i warto ją przeczytać, gdy szukamy lekkiej lektury na kilka wieczorów. Niestety kierunek, w jakim potoczył się „Times New Romans” mnie totalnie nie przekonał i tak naprawdę od pewnego momentu czekałam już tylko na koniec.
8 komentarze
Nie jest mój gatunek czytelniczy, więc tym razem, mówię pas.
OdpowiedzUsuńTym bardziej nie namawiam :)
UsuńSzkoda, że jednak tego przerysowania było za dużo.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję :) Tym bardziej, że zapowiadała się całkiem przyjemna historia :)
UsuńSłyszałam o tej książce i mam ją na oku od jakiegoś czasu. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Ci się spodobała :)
UsuńMiałam dobre przeczucie, że nie skusiłam się na książkę.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem można trafić na lepsze historie w takim klimacie :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)