Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt – Winy, które nosimy
20.11.2024Siódmy tom serii z Sebastianem Bergmanem („Co zasiejesz, to zbierzesz”) dostał ode mnie żółtą kartkę, bo kryminalna zagadka za krótko trzymała mnie w napięciu, a niektóre rozwiązania fabularne okazały się zbyt wydumane. Byłam więc ciekawa czy kolejne spotkanie z duetem szwedzkich pisarzy okaże się powrotem do gry w lepszej formie, czy może czeka mnie znowu rozczarowanie…
Niepewne są losy Krajowej Policji Kryminalnej, ale trudno się dziwić, gdy weźmie się pod uwagę ostatnie wydarzenia (o których nie napiszę więcej, by wam nie spoilerować). Nowa kryminalna sprawa wcale nie poprawia sytuacji, bo okazuje się, że sprawca ewidentnie chce zwrócić uwagę wszystkich na Sebastiana Bergmana. Co łączy kontrowersyjnego psychologa z ofiarą? Czy miejsce zbrodni ma znaczenie? I wreszcie – czy morderca uderzy ponownie?
Podoba mi się, że autorzy, mimo już ósmego tomu, nie łagodzą
jakoś mocno wizerunku głównego bohatera. Jasne, na przestrzeni wszystkich
książek zaszły w nim pewne zmiany, ale i tak nadal widać w nim egoizm i
nieprzejmowanie się tym, jak jego postępowanie wpływa na innych. Oczywiście są
pewne wyjątki, ale „Winy, które nosimy” doskonale pokazują jak niepokojące konsekwencje
mogą nieść ze sobą określone działania i jak bardzo często Sebastiana Bergmana
zupełnie to nie obchodzi. Jest w tym pewna konsekwencja i umiejętność
zaznaczenia, że ludzie nie stają się nagle zupełnie inni jak za sprawą
czarodziejskiej różdżki.
Na początku bardziej niż ostatnio intrygowała mnie zagadka kryminalna, ale mój entuzjazm nieco opadł, gdy zdawało się, że karty znowu zostają za szybko odkryte. Na szczęście Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt mieli jednego asa w rękawie, który trochę całość uratował. Czuję jednak, że formuła tej serii zaczęła się wyczerpywać i o ile ósmy tom był w ogólnym rozrachunku nawet niezły, to i tak brakowało mu czegoś, co sprawiłoby, że przeżywałabym go naprawdę mocno. Dobrze było się spotkać z bohaterami, do których się przywiązałam, ale gdzieś tam po głowie krąży mi myśl, że autorom brakuje już świeżych, porywających pomysłów na kontynuowanie tej przygody. „Winy, które nosimy” czytało mi się więc dobrze, ale to dobrze jakoś przestaje mi wystarczać.
6 komentarze
Jakoś nie czuję chęci czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńNie namawiam jakoś mocno, chociaż ta seria jest ogólnie całkiem dobra :)
UsuńTo dobrze, że ten as w rękawie jednak był. Uff.
OdpowiedzUsuńTo prawda, bo już się obawiałam, że w tym względzie wszystko jest jasne.
UsuńMuszę przyznać, że ja stanęłam na 3 tomie i już jakoś mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńMnie chyba głównie przywiązanie do bohaterów trzyma przy tej serii :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)