Toshikazu Kawaguchi – Zanim wystygnie kawa
6.12.2024Sięgnęłam po „Zanim wystygnie kawa” chyba głównie dlatego, że mam na półce drugą część cyklu (dostaliśmy ją z mężem z okazji ślubu) i chciałam wiedzieć, od czego zaczyna się ta historia. Poza tym akurat była okazja, by książkę przesłuchać, a ja ostatnio coraz częściej sięgam po audiobooki. Nie miałam wobec niej jakichś szczególnych oczekiwań, chociaż kojarzyłam, że swego czasu zetknęłam się z kilkoma pozytywnymi opiniami.
Wypicie kawy zanim wystygnie nigdy nie było tak istotne, jak w pewnej kawiarni w Tokio. To tam można podobno przenieść się w czasie, ale taka szansa jest obwarowana całkiem sporą ilością zasad. Jak chociażby, że podróż niczego nie zmieni w teraźniejszości, a spotkać można się tylko z kimś, kto też kiedyś był w tej kawiarni. A jednak znajdują się chętni, którzy chcą przenieść się do jakiegoś konkretnego momentu, chociaż ich motywacja bywa różna.
Za nim w świecie nie przypomnę sobie jak nazywali się poszczególni bohaterowie, ale wcale nie dlatego, że tak bardzo byli nijacy – po prostu mam problem z zapamiętywaniem azjatyckich imion. Pamiętam za to dość dobrze ich historie i moment, w którym decydują, że teraźniejszość to za mało, że coś im w niej doskwiera i tylko podróż w czasie może ten ciężar z nich zdjąć. Czy to jednak możliwe jeśli nie da się nic zmienić? I czy faktycznie nie zmienia się nic?
Nie ma wprawdzie niczego odkrywczego w samej magicznej kawiarni (byłam na przykład w takiej, gdzie można wyprać bolesne wspomnienia), ale w pomyśle, na którym oparł swoją książkę Toshikazu Kawaguchi czai się przede wszystkim refleksja nad życiem i tym, co się w nim naprawdę liczy. A to już całkiem dobry powód, by ją przeczytać. Czy również przesłuchać? Być może, chociaż przyznam, że lektorka Marta Markowicz nie całkiem mnie do siebie przekonała. We fragmentach, gdzie była narratorką słuchało mi się jej dobrze, ale w dialogach czułam, że ekspresji jest dla mnie za dużo.
„Zanim wystygnie kawa” nie poszarpała mnie może mocno za serce, nie była też lekturą niezapomnianą, ale japoński pisarz na tyle ciekawie poprowadził historie bohaterów, że poznawałam je z zainteresowaniem. Potrafiłam przenieść się w wyobraźni do tokijskiej kawiarni, a spędzony tam czas porównałabym to wypicia niezłej kawy. Nie tej ulubionej, nie rozgrzewającej mocno od środka, ale i tak całkiem przyjemnej.
8 komentarze
Ja jeszcze nie czytałam tej książki, ale wiem, że zbiera mnóstwo dobrych recenzji.
OdpowiedzUsuńZ takimi tytułami chyba też dużo zależy od tego czy przeżycia bohaterów trafiają w jakieś struny w naszym serduchu :)
UsuńMnie ta książka się podobała.
OdpowiedzUsuńCieszę się Agnieszko ♥
UsuńJej lektura jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńChętnie porównam wrażenie, jak już będzie za Tobą :)
UsuńMam tę książkę i cieszę się, że zostawia takie wrażenia. Przyłapałam się już nieraz na odczuciach, że japońskie czy koreańskie książki nie chwytają mnie za serce tak bardzo, ale jednocześnie je lubię i chętnie sięgam po kolejne odsłony magicznych kawiarni, pralni itd. :) Liczę, że na tym tytule też się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńTeż mam coś takiego - może nie rozrywają mi serducha, ale coś ujmującego dla siebie w nich znajduje :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)