Lisa Ridzén - Kiedy żurawie odlatują na południe
27.10.2025Lisa Ridzén, Kiedy żurawie odlatują na południe, [Tranorna flyger söderut], tłum. Wojciech Łygaś, Wydawnictwo Albatros, 2025, 368 stron.
Są książki pozwalające się naprawdę na chwilę zatrzymać i zastanowić nad życiem i „Kiedy żurawie odlatują na południe” jest zdecydowanie jedną z nich. To taka powieść, przy której trudno się uchronić przed gulą w gardle i uciskiem w sercu i to wcale nie dlatego, że dzieje się w niej tyle niesamowitych rzeczy. Tu dzieją się rzeczy zwyczajne, codzienne, ale ten ładunek emocjonalny jest tak duży, że wciąż mam łzy w oczach, gdy o niej myślę. Tylko teraz nie siedzę już w pociągu, czytając ostatnie strony i nie udaję, że to tylko głupi katar.
Bosse ma blisko dziewięćdziesiąt lat i mieszka sam. A właściwie wcale nie sam, bo za towarzystwo ma swojego ukochanego psa Sixtena. Codziennie odwiedzają go też pracownicy Pomocy Domowej, którzy dbają o jego podstawowe potrzeby. I tylko wizyty syna Hansa ostatnio jakoś nie sprawiają mu radości, bo ten wymyślił sobie, że ojciec jest już za stary i za słaby by zajmować się swoim psim przyjacielem i chce go komuś oddać. A czy nie wystarczy już, czy naprawdę nie wystarczy, że Bosse musi mierzyć się z nieobecnością żony, która przebywa w domu opieki i nawet go nie poznaje?
Lisa Ridzén dotyka tematu starości w bezpośredni, obrazowy, a jednocześnie w jakimś sensie delikatny sposób. Szczególnie poruszające jest patrzenie na nią oczami samego głównego bohatera, który dzień po dniu opada fizycznie z sił, ma coraz mniejszą kontrolę nad wieloma rzeczami i trudno mu się pogodzić z tym, że to inni za niego decydują. Często przenosi się myślami do wydarzeń sprzed lat i te wspomnienia - niby zwyczajne - zdają się jeszcze cenniejsze. To nie jest jakaś wielka rozprawa z przeszłością, to takie małe-wielkie rzeczy, ale nakreślone w taki sposób, z taką uważnością, że trudno się nie wzruszyć.
Czuję wobec tej książki tkliwość, jakby była czymś, co warto zachować na dłużej. Jakby zmusiła mnie do pomyślenia o tym, co jest tak naprawdę w życiu ważne i że kiedyś ta ciągła gonitwa, te wszystkie pilne tematy naprawdę nie będą miały znaczenia. A jednocześnie nie da się przecież uniknąć potknięć, nie da się zawsze żyć chwilą, zawsze wybierać i postępować dobrze, dbać o każdą relację równie mocno. Jesteśmy tylko ludźmi i szwedzka pisarka właśnie to w swojej powieści pokazuje - zwykłego człowieka, który dzieli się kawałkami swojej codzienności. I ta codzienność jest prawdziwa i poruszająca.
Twoja dzieje się teraz. Moja dzieje się teraz.
„Mam ochotę wstać z kanapy, walnąć pięścią w stół i powiedzieć, że będę robił to, co chcę, bo to ja jestem kapitanem na tym statku. Ale znowu milczę, bo żaden za mnie kapitan. Jestem tylko balastem na pokładzie na wypadek sztormu”. (s. 198)






1 komentarze
Bardzo chciałabym mieć tę książkę. Naprawdę mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)