Lucinda Riley - Sekret Heleny

15.07.2019


Lucinda Riley, Sekret Heleny [Helena's Secret], tłum. Maria Gębicka-Frąc, Albatros, 2019, 510 stron.

Lucinda Riley nie miała ze mną łatwo, bo ostatnio wiele książek wywołuje we mnie raczej letnie odczucia. W przypadku „Sekretu Heleny” – mojego pierwszego spotkania z irlandzką pisarką - liczyłam na mocno poruszającą powieść obyczajową, od której nie będę się mogła oderwać. I chociaż historia bohaterów rozgrywająca się na Cyprze ma swój niezaprzeczalny urok, to jednak jako całość nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia.
 
Po śmierci ojca chrzestnego Angusa Helena otrzymuje w spadku jego cypryjską posiadłość – Pandorę. Była tam lata temu, jeszcze jako nastoletnia dziewczyna, i miejsce to z jednej strony bardzo ją przyciąga, a z drugiej wywołuje pewien niepokój. Ma tam spędzić wakacje z rodziną i przy okazji przez jakiś czas gościć znajomych. W tle migną listy zmarłego wujka do tajemniczej ukochanej, a na głównym planie rozegra się sporo ważnych wydarzeń - spotkanie z dawną miłością, rodzicielskie dylematy, a przede wszystkim wychodzenie na jaw długo skrywanych tajemnic.

Jest kilka rzeczy, które mój zapał wobec tej powieści ostudziły, ale jest też taka, którą zdecydowanie doceniam – klimat. Lucinda Riley zdołała mnie przenieść do cypryjskiej posiadłości i sprawić, że czułam się przez chwilę jej częścią. Pandora to niewątpliwie miejsce z duszą, chociaż w gruncie rzeczy to jej mieszkańcy na nowo budzą ją do życia. Jakoś trafia mi do serca wizja przywoływania dawnych wspomnień, tchnięcia nowej energii w dom, który dla Heleny jest czymś więcej niż tylko nieco starymi już murami. Siedzenie wieczorami na tarasie, odkrywanie nieznanych pamiątek, dodawanie do znanego miejsca czegoś od siebie – to wszystko przyjemnie działało mi na wyobraźnię i poczułam, że chciałabym się w Pandorze znaleźć. W pewnym sensie, dzięki książce, się to udało.



Lucinda Riley potrafi budować odpowiednią atmosferę, a mimo to w jej stylu, czy bardziej sposobie przedstawiania kolejnych wydarzeń coś mi zgrzytało. Miałam momentami wrażenie, że wpadam w jakąś scenę, a gdy już czuję się w nią zaangażowana, to pojawia się kolejna. Czasami brakowało mi rozwinięcia jakiejś rozmowy czy sytuacji, a i same dialogi wydawały mi się nieco nienaturalne. Z czasem te odczucia trochę się zatarły, ale nie mogę o nich nie wspomnieć. Trochę też gryzła mnie zbyt dorosła narracja trzynastoletniego Alexa, ale tutaj akurat uzasadnieniem może być to, że został określony jako wybitnie uzdolnione dziecko.

Byłam ciekawa jakie sekrety skrywa główna bohaterka, ale autorce nie udało się mnie jakoś szczególnie pod tym względem zaskoczyć. Nie robię z tego jakiegoś wielkiego zarzutu, bo nie nastawiałam się na totalny szok, ale jednak ciekawiej jest, gdy wychodzące na jaw tajemnice nie przestały nimi być dla czytelnika już wcześniej.

Nie ukrywam, że liczyłam na to, że „Sekret Heleny” porwie mnie bardziej, że nie będę chciała się z tą historią rozstawać. Polubiłam bohaterów, Pandora mnie zauroczyła i mimo wspomnianych wcześniej zgrzytów i pewnej przewidywalności czytało mi się tę książkę całkiem przyjemnie. Doskwiera mi jednak takie delikatne ukłucie rozczarowania i przeczucie, że nie jest to powieść, która na długo zapadnie mi w pamięć. Może inne historie opowiedziane przez Lucindę Riley poruszą mnie mocniej.


  Garść cytatów:

Nikt nie miał życia bez skazy, obojętnie, jak postanowił prezentować się innym”. (s. 201)

Że są różne rodzaje miłości i że miłość zjawia się w różnej formie i postaci.
Można na nią zasłużyć, ale nie można za nią zapłacić.
Można ją dać, ale nigdy nie można jej kupić.
I kiedy jest prawdziwa, nic jej nie pokona.
Taka jest miłość”. (s. 441)

- Często myślę, że życie jest jak podróż koleją — powiedziała nagle mama.
- Pod jakim względem?
- Cóż, telepiemy się ku przyszłości i w trakcie tej podróży bywają chwile, kiedy pociąg zatrzymuje się na ładnej stacji. Wolno nam wysiąść i zamówić filiżankę herbaty. (...) I siedzimy tam przez jakiś czas, popijając herbatę, patrząc na malowniczy widok, czując spokój i zadowolenie. Myślę, że są to chwile, które większość istot ludzkich opisałaby jako szczęśliwe. Oczywiście później trzeba wrócić do pociągu i kontynuować podróż, ale nigdy nie zapomina się tych chwil szczęścia, Alexie. I to właśnie one dają nam siłę, żeby stawić czoło przyszłości: wierzymy, że znów nadejdą. I oczywiście nadchodzą”. (s. 503)


~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Zobacz również

6 komentarze

  1. Nie przypominam sobie, bym czytała książkę z akcją umiejscowioną na Cyprze. Zastanowię się jeszcze, czy sięgnąć po "Sekret Heleny". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, Agnieszko, że ja wcześniej chyba też nie :) Przyjemnie jest odwiedzać nowe miejsca, nawet jeśli tylko książkowo.

      Usuń
  2. Kasiu, szkoda, że książka nie do końca spełniła Twoje oczekiwania. Ja również wkrótce będę ją czytać i jestem ciekaw, a jak ja ją odbiorę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Lucinde Riley znam z serii o Siedmiu Siostrach, która, jak dla mnie, jest fantastyczna :) Po inne jej książki tez na pewno sięgnę :)

    Z e-BOOKIEM POD RĘKĘ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie wiem czy przy kolejnym spotkaniu skuszę się na jakąś pojedynczą powieść, czy może spróbuję właśnie tę serię poznać :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy