Evie Woods - Zaginiona księgarnia


Evie Woods, Zaginiona księgarnia [The Lost Bookshop], tłum. Patrycja Zarawska, StoryLight, 2024, 452 strony.

Mam słabość do książek o książkach, bo w takich historiach, gdzie odgrywają one w życiu bohaterów ważną rolę, jeszcze mocniej czuję magię czytania. Kiedy więc na horyzoncie pojawiła się „Zaginiona księgarnia” Evie Woods, to długo nie trzeba było mnie namawiać do lektury. Ba! Czułam się trochę tak, jakbym miała wejść do jakiegoś specjalnego świata - przestrzeni, gdzie może zdarzyć się wszystko. Czy jednak przeczucie, że to może być jedna z tych niezapomnianych powieści mnie nie myliło?

Czytaj dalej

Liz Nugent – Dziwna Sally Diamond



Liz Nugent, Dziwna Sally Diamond
[Strange Sally Diamond], tłum. Kaja Gucio, Znak, 2024, 384 strony.

Chyba czas już sobie powiedzieć, że kiedy czytam w opiniach o jakiejś książce, że jest dziwna i pokręcona, to nie trzeba mnie długo namawiać, żebym po nią sięgnęła. Często okazuje się bowiem, że w takich nietypowych i trudnych do rozgryzienia powieściach (na myśl od razu przychodzą mi te trzy: Catriona Ward – Ostatni dom na zapomnianej ulicy, Sam Lloyd – Schronisko, Ane Riel - Żywica) świetnie się odnajduję. I właśnie o „Dziwnej Sally Diamond” Liz Nugent słyszałam, że to historia z mocno nieszablonową główną bohaterką i fabułą, która wymyka się schematom. Nie mogłam więc przejść obok niej obojętnie, prawda?

Czytaj dalej

Oscar Wilde – Portret Doriana Graya



Oscar Wilde, Portret Doriana Graya [The Picture of  Dorian Gray], tłum. Jerzy Łoziński, Zysk i S-ka, 2021, 238 stron.

Biorę do ręki „Portret Doriana Graya” i czuję jego ciężar, ale nie taki dosłowny, bo w istocie stron nie ma wcale wiele. Czyżby więc to był ciężar zamkniętej między stronami historii? Myślę o chwilach, które z nią spędziłam i mam w głowie mętlik, bo ciągle jest we mnie to początkowe zafascynowanie i przyjemność odkrywania kolejnych zmuszających do refleksji fragmentów; jednocześnie nie mogę zapomnieć o chwilach znużenia, których przy niej doświadczyłam i poczuciu niedosytu, z którym dotarłam do końca.

Czytaj dalej

Bram Stoker – Dracula

Bram Stoker, Dracula, tłum. Magdalena Moltzan-Małkowska, Vesper, 2018, 426 stron.

Dziwne to uczucie poznawać po raz pierwszy historię, z której pewne motywy wydają się znajome. Wampiry bowiem tak mocno zakorzeniły się w popkulturze, że nawet nie znając dzieł z nimi związanych, ma się w głowie od razu określone skojarzenia i obrazy. Nigdy mnie nie ciągnęło jakoś szczególnie do historii o nieumarłych (czytałam jedynie kilka lat temu „Wywiad z wampirem” Anne Rice), ale przyszedł moment, kiedy nabrałam ochoty, by poznawać literaturę grozy w jej nieco starszej odsłonie. 

Czytaj dalej

Anne Griffin – Pięć toastów Hannigana


Anne Griffin, Pięć toastów Hannigana [When All is Said], tłum. Paulina Broma, Czarna Owca, 2019, 360 stron.

Najprzyjemniejszy jest ten moment, gdy nazwisko bohatera umieszczone w tytule przestaje brzmieć obco, a staje się bliskie – nagle jest postacią, którą mogę sobie wyobrazić. Widzę Hannigana jako starszego pana, który siedzi w hotelowym barze i przy kolejnych toastach snuje opowieść o swoim życiu; widzę go jako kilkuletniego chłopca wpatrzonego w starszego brata i jako dziesięciolatka, który zaczyna pracę w miejscu, gdzie spotka się z pogardą i traktowaniem innych z wyższością; widzę mężczyznę, który zakochuje się od pierwszego wejrzenia, męża żałującego, że nie mówił swojej żonie częściej ile dla niego znaczy i ojca, który nie do końca rozumiał drogę wybraną przez syna. Maurice Hannigan wciągnął mnie w opowieść o swoim życiu i sprawił, że czułam, jakbym siedziała obok niego w tym barze, jakby zabrał mnie w swoją przeszłość i przygotowywał na to, co będzie.

Czytaj dalej

Lucinda Riley - Sekret Heleny


Lucinda Riley, Sekret Heleny [Helena's Secret], tłum. Maria Gębicka-Frąc, Albatros, 2019, 510 stron.

Lucinda Riley nie miała ze mną łatwo, bo ostatnio wiele książek wywołuje we mnie raczej letnie odczucia. W przypadku „Sekretu Heleny” – mojego pierwszego spotkania z irlandzką pisarką - liczyłam na mocno poruszającą powieść obyczajową, od której nie będę się mogła oderwać. I chociaż historia bohaterów rozgrywająca się na Cyprze ma swój niezaprzeczalny urok, to jednak jako całość nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia.

Czytaj dalej

Marianne Power – Help me!


Marianne Power, Help me! Czy poradniki rzeczywiście pomagają zmienić życie na lepsze?, tłum. Adriana Celińska, Muza, 2019, 432 stron.

Na początku towarzyszył mi entuzjazm związany z książką „Help me!” Marianne Power, bo pomyślałam, że eksperyment, jakiego podjęła się autorka jest naprawdę ciekawy. Zapoznanie się z dwunastoma poradnikami i stosowanie do zawartych w nich zaleceń, by sprawdzić czy dzięki temu będzie się szczęśliwym? Intrygujący pomysł! Im dłużej jednak ta publikacja czekała na swój moment, tym mniej mnie do niej ciągnęło. Chyba zaczęłam się obawiać, że za dużo będzie tu rozkładania kolejnych poradników na czynniki pierwsze i zwyczajnie zacznę się nudzić. Postanowiłam jednak zerknąć chociaż na wprowadzenie i tych pierwszych kilka stron skutecznie przełamało mój opór – Marianne Power stworzyła bowiem książkę przez którą się płynie – raz z uśmiechem na ustach, innym razem z garścią refleksji.

Czytaj dalej

Cecelia Ahern – Sto imion


Cecelia Ahern, Sto imion [One Hundred Names], tłum. Agnieszka Andrzejewska, Akurat, 2014, 448 stron.

Po książki Cecelii Ahern planowałam sięgnąć już dawno i chociaż przeczuwałam, że jej proza może mi przypaść do gustu, to dużo czasu minęło, zanim przekonałam się czy tak jest naprawdę. Planowałam zacząć od „PS Kocham Cię”, ale jakiś czas temu na moją półkę trafiła inna powieść autorki – „Sto imion” – nie wiem jak oceniana przez czytelników, którzy Ahern znają lepiej, ale dla mnie okazała się na tyle dobra, że na pewno nie było to ostatnie spotkanie z irlandzką pisarką.

Czytaj dalej

Peadar O’Guilin – The Call. Wezwanie


Peadar O’Guilin, The Call. Wezwanie [The Call], tłum. Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki, Czwarta Strona, 2017, 349 stron.

Niedosyt – to czuję po lekturze „The Call. Wezwanie”. Ciekawie zapowiadająca się historia i lekkie pióro sprawiające, że kolejne strony przewracały się same, było tym, co obudziło moje nadzieje na dawkę porządnie skonstruowanego świata i pełnych napięcia wydarzeń. Niestety, szczególnie w tym drugim przypadku, poczułam się nieco zawiedziona, chociaż w ogólnym rozrachunku książkę czyta się stosunkowo przyjemnie.

Nessa przebywa w szkole przetrwania, która ma za zadanie przygotować ją oraz innych nastolatków na Wezwanie. Nikt nie wie kiedy dokładnie każde z nich tego doświadczy, ale pewne jest, że te trzy minuty i cztery sekundy na które znikną i przeniosą się do Szaroziemi będzie dla nich walką o życie. W tamtym świecie, gdzie czas płynie inaczej, będą musieli tak naprawdę przetrwać cały dzień, uciekając i broniąc przed żądnymi zemsty Sidhe. Często też okaże się, że szybka śmierć byłaby wybawieniem, bo oprawcy lubią się brutalnie bawić się swoimi ofiarami.

Czytaj dalej

Niall Williams - Dotknięci miłością


Autor: Niall Williams
Tytuł: Dotknięci miłością
Tytuł oryginału: Four Letters of Love
Tłumaczenie: Małgorzata Grabowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 240

Po „Dotkniętych miłością” Nialla Williamsa sięgnęłam przypadkiem podczas wizyty w bibliotece. Nie wiem czy skusiła mnie okładka czy opis, ale przyznam, że po powrocie do domu i przeczytaniu kilku opinii na temat tego tytułu mój entuzjazm nieco osłabł. I chociaż zwykle staram się przesadnie nie sugerować tym, jak inni widzą daną książkę (wiadomo, że każdemu podoba się coś innego), to jednak w głowie zakiełkowało mi ziarenko zniechęcenia i mimo woli przygotowałam się na mocno średnią lekturę. I po raz kolejny przekonałam się, że gusta bywają różne, a to w czym jedni widzą banalny romans, dla kogoś innego może być źródłem zaskoczenia, a nawet zachwytu.

Tym razem nie zacznę od tego o czym są „Dotknięci miłością”. Po pierwszym kilkunastu stronach zrozumiałam bowiem, że w tym przypadku, to nie sama fabuła odgrywa pierwszoplanową rolę. Tutaj to sposób pisania i oddawania uczuć stanowi podstawową wartość... Niall Williams w tej dziedzinie osiągnął coś, czego już dawno w żadnej książce nie spotkałam – każde zdanie to muzyka, czysta słodycz dla duszy spragnionej pięknej oprawy słów. Nie oznacza to wcale, że język postawiony został na takim piedestale, na który zwyczajnemu czytelnikowi ciężko sięgnąć. To nadal są metafory i opisy, które każdy z nas może swobodnie odczytywać i przeżywać. A jednocześnie takie, które wymagają odpowiedniego nastroju, wyciszenia i zarezerwowania chwili bez pośpiechu. O tak - Williams piszę absolutnie pięknie. W pełen emocji sposób, w którym każdy fragment można odkrywać raz po raz na nowo.

Czytaj dalej

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy