Sofia Segovia - Brzęczenie pszczół
6.10.2025Zaczęłam czytać „Brzęczenie pszczół” z lekką ciekawością, a skończyłam ze ściśniętym sercem i myślą, że właśnie na takie książki chcę trafiać jak najczęściej, że o takiej literaturze mówić „piękna” to nie przesada. Sofia Segovia zabrała mnie do meksykańskiego miasteczka Linares, zaangażowała w życie pewnej rodziny i sprawiła, że przez te kilkaset stron naprawdę czułam się częścią (nie)zwykłej historii.
Był rok 1910, a niania Reja nie ruszała się już właściwie z bujanego fotela ustawionego przy szopie na terenie hacjendy La Amistad, więc gdy pewnego dnia zniknęła, wszyscy szykowali się na najgorsze. Staruszka jednak nie tylko nie miała zamiaru żegnać się z życiem, lecz wróciła w ramionach z kimś, kto miał się stać członkiem rodziny Moralesów. Chłopcem otulonym rojem pszczół, które zapewniły mu ochronę i nie pozwoliły zamarznąć, chłopcem na widok, którego niektórzy nie kryli przerażenia. Na imię dano mu Simonopio.
Nie musiałam czekać aż wciągnie mnie ta powieść (chociaż przed lekturą nieco obawiałam się jej objętości), bo tak naprawdę od pierwszych stron „Brzęczenie pszczół” mnie totalnie oczarowało. To jedna z tych książek, które nie tylko angażują fabularnie, ale sprawiają, że niemal czuje się towarzyszące miejscom zapachy (miód, uprawiana ziemia, pomarańcze) i dźwięki. Sofia Segovia swoim niesamowitym piórem dała mi szansę bycia w Linares, a nie tylko czytania o nim; powołała do życia bohaterów, którzy stali mi się bliscy i których losem naprawdę się przejmowałam.
Autorka sięga po kilka autentycznych elementów z historii Meksyku (np pandemia grypy hiszpanki i reformy rolne), ale przede wszystkim pisze o ludzkiej naturze - rodzinnych więziach, miłości, przyjaźni i lojalności, która wykracza poza czas i przestrzeń, ale także o poczuciu krzywdy, złości i żalu tak silnym, że może prowadzić do tragedii. W tym wszystkim postać Simonopia i jego pszczół stanowi punkt, który wszystko spaja, a jednocześnie czyni tę historię w jakimś sensie magiczną.
Uśmiech, radość, niepokój, smutek - wachlarz emocji jest tu tak duży, że momentami wydawało mi się, jakby wypełniał mnie do granic. I wcale nie dlatego, że każda strona to niespodziewane wydarzenia, ale bardziej dlatego, że to codzienne życie - przeplatane różnymi sytuacjami - staje się tak prawdziwe. To, jak autentycznie przeżywają wszystko bohaterowie, jak głęboko w ich motywacje i sposób myślenia sięga autorka, stanowi ogromny atut tej historii. Nieczęsto wzruszam się przy książkach, ale tu były takie momenty, gdy w oczach pojawiły mi się łzy.
Wspaniała powieść.
Garść cytatów:
„Wojnę prowadzą ludzie. Co Bóg może poradzić na ten przejaw wolnej woli?” (s. 61)
„Prawda jest taka, że widzimy wszystko wyraźnie dopiero wtedy, gdy spoglądamy w przeszłość i z tego powodu wypełniamy życie gdybaniem”. (s. 173)
„Nic nie było w stanie zmienić jej zdania: wciąż uważała, że życie nie składa obietnic. To był dla niej niezaprzeczalny fakt. Ale zbyt długo skupiała się na tej jednej prawdzie. A teraz chciała wierzyć, że życie, choć niczego nie obiecuje, to czasem otwiera przed nami nowe możliwości”. (s. 183)
„Życie nie czeka na nikogo, a śmierć przychodzi do wszystkich”. (s. 189)
„Już od najmłodszych lat przeczuwał, że życie toczy się dalej po zgaszeniu świateł, po zamknięciu oczu, po zapadnięciu w głęboki sen. Życie toczy się dalej: stanie się to, co ma się stać, bez najmniejszych skrupułów, bez zapowiedzi. Nie czekając na pierwsze promienie słońca, bez świadków, bez strażnika, który opuścił swoją wartę i zapadł w sen”. (s. 289)
2 komentarze
Lubię historie, które są emocjonalnym koktajlem, więc to jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńTen wachlarz emocji bardzo mocno przekonuje mnie do lektury tej książki.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)