Max Sinclair - W pół drogi do nieba

29.06.2014


Max Sinclair, W pół drogi do nieba [Halfway to Heaven], tłum. Mariusz Bereta, Wydawnictwo M, 2011, 228 stron.

Max od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze chrześcijańskiej bliskości Boga i w dorosłym życiu codziennością jest dla niego czytanie Biblii czy swobodne mówienie o wierze. Nie spodziewał się jednak jaka próba dla ufności wobec Bożych planów go czeka i jak wiele przyjdzie mu wycierpieć. Wracając wraz z żoną Sue i synem z udanego pobytu u znajomych, ulega wypadkowi samochodowemu, który powoduje poważny uraz rdzenia kręgowego. Niemal całkowity paraliż zmieni życie Maxa, a walka o każdy nawet najmniejszy ruch palca będzie próbą trudną, nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym.

Autentyczna historia, którą postanowił podzielić się Max Sinclair, to zapis walki z własnymi słabościami i poczuciem, że nie mając kontroli nad własnym ciałem, nie ma się też kontroli nad własnym życiem. Okazuje się jednak, że nawet w chwilach zwątpienia nie można zapominać, że w tym wszystkim kryje się jakiś sens, którego być może w danej chwili jeszcze nie pojmujemy. A wiara i nadzieja mogą być podporą, szczególnie wtedy, gdy jesteśmy o krok od załamania.

Max to twardy facet, który mimo chwilowych słabości tak naprawdę wydawał mi się mieć w sobie siłę zdolną przezwyciężyć wszystko. Nie oznacza to, że nie zdarzały mu się gorsze dni, gdy towarzyszył mu smutek i litowanie się nad własnym losem, ale wystarczyła chwila, by te ciemne chmury rozpierzchły się pod działaniem bożej opatrzności, w różnych jej przejawach. Jak bardzo patetycznie by to nie brzmiało tym, co miało dla autora największe znaczenie była jego wiara. A ta nie raz i nie dwa mnie zadziwiała – szczególnie gdy tuż po wypadku, stojąc na krawędzi życia i śmierci Max potrafił widzieć w swojej sytuacji jasny punkt. 


W przypadku takich historii, gdy Bóg odgrywa rolę niemal pierwszoplanową, zawsze obawiam się pewnego rodzaju sztuczności wypowiadanych zapewnień i deklaracji. Czytając „W pół drogi do nieba” miałam jednak wrażenie, że Max Sinclair szczerze dzieli się wspomnieniami o tym, co go spotkało i jaką rolę odegrała w tym czasie wiara. Na pewno nie jest to pełen zapis przeżyć i emocji, które mu towarzyszyły i chwilami rzeczywiście trudno uwierzyć, że można tak bezgraniczną ufność pokładać w Bogu, ale przecież i Max jest tylko człowiekiem, a to sprawia, że i on miewa nie tyle chwile zwątpienia (bo tych w jego słowach trudno się doszukać), ale raczej trudności pełnego zrozumienia dlaczego jego życie przybiera taki, a nie inny kształt.

W pół drogi do nieba” zrobiła na mnie większe wrażenie niż myślałam, chociaż nie obyło się bez drobnych potknięć w postaci literówki czy błędu, ale starałam się o nich szybko zapomnieć (wiem, średnio mi się udało skoro o tym piszę). Poza tym trochę doskwierały mi swego rodzaju przeskoki w całej opowieści, to znaczy chwile, w których miałam wrażenie, że zbyt szybko przechodzimy przez kolejne etapy całej historii Maxa. To pewnie kwestia tego, że wspomnienia autora spisywane były po jakimś czasie, a nie na bieżąco i  trudno oczekiwać, że będą zapisem pełnym i drobiazgowym. Koniec końców była to lektura pouczająca i pokazująca jak w czasie największych trudności pomóc potrafi pokładanie ufności w Bogu. To dzięki niemu, zdaniem Maxa, udało mu się przetrwać i nie tracić nadziei na lepsze jutro.


  Garść cytatów:

Dzieląc się własną historią, modlę się, aby każdy cierń tkwiący w twym ciele, który Bóg daje na drogę powrotną do domu, mógł być przemieniony ze źródła zmartwienia w przyczynę radości. (s. 9)

Ludzie codziennie stoją wobec różnego rodzaju trudności. Moja próba nie była wyjątkowa.(s. 123)

„(…) im więcej spraw szło dobrze, tym bardziej postępowaliśmy samodzielnie nie martwiąc się, gdzie prowadzi nas Bóg. Jeśli jednak coś psuło nasze plany, jak wypadek, który uzależniał nas całkowicie, przeszkody oddzielające d Boga pękały.(s. 185)

Tylko wtedy, gdy coś jest ci odmówione, uświadamiasz sobie jego wartość.(s. 190)



----------
Za książkę dziękuję Wydawnictwu M

Zobacz również

10 komentarze

  1. No popatrz, nawet mnie do niej zachęciłaś. A skreśliłam ją na dzień dobry. Zupełnie niepotrzebnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mi się udało - myślę, że warto dać szansą temu tytułowi :)

      Usuń
  2. Ciekawe, ciekawe :D
    Nawet bym nie pomyślała - ach, te pierwsze wrażenia ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam całkiem inne wyobrażenie o tej książce. Z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawdziwymi historiom zawsze daje szansę, bo uwielbiam poznać nowe, zadziwiające ludzie losy, czytać świadectwa ich życia. Dałabym szansę tej ksiażce, z pewnością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się bardzo ciekawa książka. Będę miała ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi sie, że nie jest dla mnie, ale pogadam z mama, byc moze ona zechce przeczytac w przyslosci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię czytać prawdziwe historie - mają one w sobie ogromną moc, nawet jeśli są źle napisane. Na początku bardzo entuzjastyczne podeszłam do tej książki, potem po przeczytaniu Twojej recenzji mój zapał nieco osłabł, więc jeszcze się zastanowię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto jej dać szansę, na mnie, mimo pewnych minusów, zrobiła wrażenie :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy