Katarzyna Bonda - Pochłaniacz

13.02.2015

Katarzyna Bonda, Pochłaniacz, MUZA, 2014, 672 strony.

Pierwsze spotkanie z prozą Katarzyny Bondy mogę uznać za udane. Pozbawione wprawdzie wielkich zaskoczeń, totalnego zachwytu i poczucia, że czytałam coś genialnego, ale pozwalające stwierdzić, że przyjemnie spędziłam czas, a po kolejne tytuły autorki sięgnę bez obaw. Można być rozczarowanym zbyt małą ilością kryminału w kryminale, ale już wcześniej przygotowałam się, że „Pochłaniacz” poza zbrodnią i śledztwem zawiera też mocno rozbudowaną warstwę obyczajową (podobnie pod tym względem pisze na przykład Läckberg). I wcale nie oznacza to, że kryminałem być przestaje, ale to oczywiste, że takie podejście do tematu nie każdemu musi przypaść do gustu. Sama dosyć dobrze odnalazłam się w stylu autorki i wymyślonej przez nią historii, chociaż były chwile, gdy powieść nie pochłaniała całej mojej uwagi.

Trójmiasto w latach dziewięćdziesiątych miało kolor bursztynu i pachniało pieniędzmi, strumieniami płynącymi do kieszeni tych, którzy potrafili się odpowiednio urządzić. Nietrudno wówczas było o nagłą śmierć, a chociaż dzięki odpowiednim kontaktom da się zatuszować naprawdę wiele, to może się okazać, że kiedyś prawda upomni się o swoje pięć minut. Wydaje się, że po dwudziestu latach wydarzenia z przeszłości są tylko poszarzałym wspomnieniem, zamkniętą sprawą w policyjnych aktach, a morderstwo dokonane w jednym z popularnych sopockich lokali nie ma z nimi nic wspólnego. Wiadomo jednak, że nie ma muru których oddzielałby to, co było, od tego, co jest, a gdy na scenie pojawiają się te same osoby, można być niemal pewnym, że wszystko zacznie się ze sobą łączyć.

Sasza Załuska po kilkuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii wraca z sześcioletnią córką Karoliną do Polski. Na chwilę odkłada na boczny tor karierę naukową w Instytucie Psychologii Śledczej w Hudderssfield na rzecz zlecenia, które otrzymuje. Jako profilerka ma stworzyć portret kogoś, kto podobno grozi zleceniodawcy. Szybko okazuje się, że kobieta wpadła w sam środek spraw od których lepiej trzymać się z daleka. Oczywiście była policjantka nie ma zamiaru stać bezczynie i przyglądać się kolejnym wydarzeniom – poza próbami ustalenia kto zabił i dlaczego, będzie musiała postawić sobie wiele innych pytań, między innymi dlaczego została w to wszystko wmanewrowana.

Przez dwadzieścia lat może się wydarzyć naprawdę wiele, ale i tak ze zdziwieniem patrzyłam jak potoczyło się życie bohaterów, których historię z przeszłości dopiero co poznałam. Zastanawiałam się na przykład jak to się stało, że Marcin – chłopak z pociągiem do narkotyków i dosyć lekkim podejściem do życia został księdzem, a niepozorny Janek Wiśniewki alias Igła muzykiem, który nagrał wielki przebój i prowadzi intratny interes. Przed chwilą widziałam w nich nastolatków, a już za moment obserwowałam ich dorosłe życie bez wiedzy o tym, jak znaleźli się w tym punkcie. Oczywiście autorka z czasem odkrywa przed czytelnikiem wiele faktów, ale robi to niespiesznie, co tylko skutecznie podsyca ciekawość.

Sasza Załuska jest bohaterką, która poznajemy najlepiej i możemy odnieść wrażenie, że wiemy o niej naprawdę sporo. Odeszła z policji po zawaleniu ważnej akcji, wyjechała (a raczej uciekła) za granicę, by odciąć się od wszystkiego, a powrót do kraju nie był dla niej łatwy. To ambitna i silna kobieta, uparcie dążąca do celu, bez względu na okoliczności. Nie jest jednak z kamienia i miewa chwile słabości, w których niebezpiecznie zbliża się do butelek z alkoholem. Od siedmiu lat nie pije, ale zdaje sobie sprawę, że wystarczy jeden łyk, by popłynąć z nurtem w przepaść. Po pierwsze podobało mi się, że Katarzyna Bonda nie wepchnęła bohaterki od razu w żadne silne męskie ramiona, co byłoby zabiegiem dosyć typowym. Problemy z alkoholem nie są może specjalnie oryginalne (chociaż częściej w powieściach przypisywane mężczyznom, tak jak chociażby u J. Nesbo), ale autorka pokusiła się o coś więcej niż tylko oznajmienie, że Sasza ma problem, szerzej poruszając tę tematykę.

Przez powieść przewija się naprawdę wiele postaci, a większość z nich ma znaczenie dla akcji, nawet jeżeli nie od razu to sobie uświadamiamy. Śledczy zajmujący się sprawą morderstwa - Duchnowski zwany Duchem – to niespecjalnie przyjemny w obejściu facet. Bywa zgryźliwy, ale tak naprawdę da się go lubić. Łatwo poczuć za to od razu sympatię do Jacka „Jekylla” Buchwica – technika kryminalistyki. Komendant Waligóra szybko znalazł się na mojej liście tych, którym niekoniecznie trzeba ufać, a Waldemar Gabryś rozbrajał mnie swoim zachowaniem i zadziwiał hipokryzją. Widać, że autorka starała się nie tylko każdą osobę uzbroić w określoną paletę cech, ale niejednokrotnie okrasić to dodatkowo historiami z przeszłości, by czytelnik zdawał sobie sprawę, że to nie są ludzie tylko tej jednej chwili, że poza nią mieli i mają jakieś życie.

Przyznam, że miałam nadzieję na większy pokaz umiejętności Saszy Załuskiej i chyba trochę naiwnie wierzyłam, że zawód profilerki będzie bardziej wyeksponowany. Dosyć długo musimy czekać żeby poznać jej umiejętności, a chociaż wreszcie profil psychologiczny mordercy powstaje, to jego postać nie intryguje tak, jak powinna. Może jest trochę tak, że nastawiłam się na bardziej efektowne działania, na coś bardziej wyrazistego. Po prostu spodziewałam się czegoś więcej.

Akcja nie pędzi z zawrotną szybkością, chociaż pod koniec oczywiście przyspiesza. Nie ma tu ekspresowego śledztwa rodem z amerykańskich produkcji kryminalnych, ale to akurat plus - czasami policjanci stają w martwym punkcie, innym razem wydaje się, że już wszystko jest jasne, ale oczywiście rozwiązanie nie pojawi się tak szybko. Kluczem do sukcesu może się okazać zapach, a sama procedura jego badania to jeden z kilku ciekawszych elementów, które serwuje czytelnikowi autorka.

Początkowo szeroka przestrzeń z czasem coraz bardziej się zawęża, a kolejne elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Pod koniec zalecam naprawdę uważną lekturę bo inaczej można się w tych zawiłościach trochę pogubić - gdy jednak się skupimy, to z pewnością zauważymy, że tworzą zgrabną i logiczną całość.

Katarzyna Bonda stworzyła powieść, w której często zbaczamy z drogi prowadzącej prosto do mordercy. Czasami okazuje się, że te eskapady po umysłach bohaterów i ich przeszłości mają znaczenie dla głównej akcji, innym razem stanowią element budowania bogatej warstwy obyczajowej. I o ile nie przeszkadza mi, że autorka poruszyła wiele tematów i prowadziła mnie bocznymi ścieżkami do finału, o tyle nie mogę nie zaznaczyć, że nie zawsze lektura była zajmująca. Chwilami trochę się nawet nudziłam, czekając na przyspieszenie bicia serca na kolejnych stronach. Nie mogę napisać, że pisarka nie potrafi budować napięcia bo zdarzały się takie momenty, że czułam niemal namacalną potrzebę sprawdzenia co będzie dalej. A gdy odkryłam już wszystko, zamknęłam „Pochłaniacza” i czekam na jeszcze więcej i jeszcze lepiej.

Garść cytatów:

Wielkie szczęście zawsze słono kosztuje. Tylko kłopoty są za darmo.(s. 37)

Nie ma ludzi złych, są tylko ci, którzy dokonali złych wyborów lub nie dokonali ich wcale.(s. 435)

Życie to oddech. Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca. Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach, czy złość.(s. 645)

Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Pochłaniacz [powietrze] | Okularnik [ziemia] | Lampiony [ogień]| Czerwony pająk [woda]
 --------
Wyzwania: Polacy nie gęsi

Zobacz również

15 komentarze

  1. Czytałam. I wiesz co.. zgadzam się z Tobą jak najbardziej. Oceniłam książkę bardzo podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że myślimy podobnie :) Z drugiej strony fajnie jest się też konstruktywnie nie zgadzać, a wiem, że w przypadku tego tytułu oceny są bardzo różne :)

      Usuń
  2. "Pochłaniacz" stoi na mojej półce już dość długi czas i sam zastanawiam się, dlaczego ja go jeszcze nie przeczytałem?! Musze to zrobić jak najszybciej, bo widzę, że warto. Póki zaczytuję się w "Maszynie pisania" Katarzyny Bondy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie było sporo innych książek które wpadały Ci w ręce :) Mnie "Maszyna do pisania" aż tak nie kusi - nie mam raczej pisarskich ambicji, chociaż pewnie nawet mimo to mogłabym z niej coś ciekawego się nauczyć. W każdym razie czekam bardziej na dalsze losy Załuskiej, ewentualnie przeczytałabym którąś z wcześniejszych powieści autorki :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ja również mam ochotę na poprzednie książki autorki, chociaż priorytetem teraz staje się "Pochłaniacz" :)

      Usuń
  3. Podobał mi się "Pochłaniacz", ale miejscami też powieść mi się dłużyła. Mimo tego czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na mnie książka zrobiła bardzo dobre wrażenie, może dlatego że nie czytam kryminałów wiec nie mam porównania ☺ jednak bez wątpienia sięgnę po inne książki autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im więcej się ich czyta, tym później trudniej o zaskoczenie, ale w "Pochłaniaczu" jest coś świeżego, a chociaż nie zachwyciłam się w stu procentach to całość oceniam dobrze :)

      Usuń
  5. Po kolejne części sięgać będę bo bardzo mi się ta spodobała :) I zamierzam również zapoznać się z poprzednimi dziełami autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam i ogólnie książka mi się podobała. Teraz czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapoznanie się z twórczością p. Bondy mam w planach już w dawna, jednak sama nie wiem dlaczego nie mogę tych zamiarów spełnić. Myślę jednak, że ten egzemplarz mógłby mi przypaść do gustu.
    Moja koleżanka studiuje dziennikarstwo na UŚ i miała warsztaty dziennikarskie z autorką. Kiedyś opowiadała mi, że w kontaktach bezpośrednich to bardzo sympatyczna i mądra kobieta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wiele takich autorów/autorek, z którymi planuję się zapoznać od dawna, ale ciągle mi jakoś nie po drodze (np. Masterton, Hattam) - doskonale wiem więc co masz na myśli :)

      Na pewno ciekawie byłoby w takich warsztatach wziąć udział, ale i spotkaniem za pośrednictwem książek potrafię się zadowolić :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy