Haruki Murakami – Sputnik Sweetheart

25.01.2017


Haruki Murakami, Sputnik Sweetheart [Supūtoniku no koibito], tłum. Aldona Możdżyńska, MUZA, 2013, 263 strony.

Miałam takie przyjemne uczucie po zamknięciu książki „Sputnik Sweetheart”, że oto zbliżyłam się do takich emocji, jakie Haruki Murakami zapewnił mi przy jednej z moich ulubionych książek jego autorstwa – „Kafce nad morzem”. A cieszy mnie to tym bardziej, że ostatnie spotkanie z japońskim pisarzem (zbiór opowiadań „Wszystkie boże dzieci tańczą”) nie należało do najbardziej udanych.

Sumire ma dwadzieścia dwa lata i chce być pisarką. Jest pewna, że pragnie tego bardziej niż czegokolwiek innego na świecie, a chociaż głowę ma pełną historii, to w niemal nieustannym pisaniu ciągle czegoś brakuje. Jej nieco chaotyczna codzienność nagle się zmienia, gdy poznaje o kilkanaście lat starszą Miu. Wreszcie czuje co to znaczy kochać i pragnąć jeszcze mocniej, niemal do utraty tchu. Wybranka jej serca ma jednak męża i kilka głęboko skrywanych demonów przeszłości.

Tym razem nie Beatlesi („Norwegian Wood”) i nie Nat King Cole („Na południe od granicy, na zachód od słońca”), a raczej Beethoven, Chopin i Mozart wybrzmiewają w historii stworzonej przez Murakamiego. Tokio nocą nie jest wprawdzie jednym z bohaterów, bo w tej podróży odwiedzimy różne miejsca, a na dłużej zawitamy do Grecji, ale mamy tajemniczą kobietę, namiętność, literaturę, niepokojące sny i kota również. Jest też typowa dla autora pozornie prosta historia, w której nieco pod powierzchnią buzują emocje, podwójne znaczenia i niepewność co wydarzy się dalej. Jest dokładnie tak, jak w przypadku tego pisarza lubię.


Do Sumire łatwo jest poczuć sympatię, mimo że początkowo miałam przeczucie, że autor ma zamiar stworzyć bardzo niedostępną bohaterkę. Okazało się jednak, że jest w niej coś niewinnego i naiwnego nawet, aż chciałoby się ją chronić przed trudami codzienności. Być może wywołała we mnie takie uczucia, dlatego, że nie mogłam zdecydować się czy po poznaniu Miu wreszcie się odnalazła czy raczej powoli siebie gubiła. Patrzyłam na nią oczami narratora – jej przyjaciela ze studiów, którego imienia nawet nie poznajemy, ale który w całej tej opowieści jest nie mniej ważny, mimo że nie narzuca się ani czytelnikowi, ani samej Sumire. Kocha ją, pożąda, jest oddany i myślę, że rozumie najlepiej ze wszystkich. Jest środek nocy, a on odbiera telefon i słucha, czasami tłumaczy, innym razem podnosi na duchu. Można pomyśleć, że na tej przyjaźni bardziej korzysta Sumire, ale tak naprawdę oboje są sobie potrzebni. Ich relacja mocniej mnie nawet zmuszała do refleksji niż to, co Sumire czuła do Miu.

Haruki Murakami jak zwykle daje szerokie pole do interpretacji i nic nie narzuca; wprowadza do akcji wydarzenia, które można traktować dosłownie lub zobaczyć w nich metaforę czegoś zupełnie innego. W „Sputniku Sweetheart” wiele jest samotności, czasami nawet udręki, ale jest też dużo miejsca na ciągłe poszukiwanie i marzenia. Jak to u japońskiego pisarza bywa, gdy dotrzemy do ostatniej strony nie wszystkiego będziemy pewni, ale takie zakończenie, jakie zaserwował tym razem, wydało mi się doskonałą klamrą dla całości. Nie dodałabym tam nic więcej.

Mnóstwo w tym wszystkim emocji, chociaż myślę, że ich natężenie będzie zależało od tego, czy proza japońskiego pisarza nas porusza i  w jakim miejscu na orbicie życia teraz jesteśmy.




  Garść cytatów:

(…) czyż na tym świecie, któremu daleko do doskonałości, nie ma miejsca i na rzeczy bezsensowne? Usuń z niedoskonałego życia wszystko, co nie ma sensu, a utraci ono nawet swą niedoskonałość”. (s. 8)

W marzeniach nie musisz ustanawiać żadnych podziałów. Żadnych. Granice nie istnieją. Tak więc w marzeniach kolizje prawie nie zdarzają. A nawet jeżeli, to nie bolą. Rzeczywistość jest inna, rzeczywistość kąsa”. (s. 171)

Naprawdę ważne – szepnąłem na głos do siebie – są nie wielkie rzeczy, które wymyślają inni ludzie, lecz drobiazgi, które wymyślasz sam”. (s. 206)

Każdy z nas ma coś wyjątkowego, co może zdobyć tylko w wyjątkowym okresie życia. Coś w rodzaju małego płomyka. Nieliczni uważni i uprzywilejowani pielęgnują ten płomień, dbają o niego, trzymają go niczym pochodnię oświetlającą ich życie. Kiedy jednak ten płomień gaśnie, to już na zawsze”. (s. 223)

Nieważne, jak ogromna i straszna była strata, jak ważna rzecz, którą nam skradziono – wyrwano wprost z rąk – nawet jeśli nas to całkowicie zmieniło, jeżeli pozostała z nas tylko wierzchnia warstwa skóry, nadal żyjemy tak samo – w milczeniu”. (s. 259)

Zobacz również

16 komentarze

  1. Czytałam dwie powieści Murakamiego i na razie trudno mi stwierdzić, co myślę o jego twórczości. Z jednej strony mnie intryguje, z drugiej nie widzę w niej nic nadzwyczajnego. Chyba muszę po prostu sięgnąć po kolejne powieści i przekonać się jakie wrażenie na mnie wywrą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najlepsze wyjście :) Niektóre z powieści fabularnie nie są oryginalne, ale ja zazwyczaj dobrze się w jego prozie odnajduję :)

      Usuń
  2. Koniecznie muszę poznać w końcu twórczość Murakamiego, bowiem jest zdecydowanie czymś innym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę styl, a trochę wykorzystywane motywy sprawiają, że łatwo jego książki rozpoznać :)

      Usuń
  3. Ciągle mam w planach książki tego autora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto dać mu szansę i zobaczyć czy jego proza Cię poruszy, czy może jednak nie :)

      Usuń
  4. Ja niespecjalnie za prozą Murakamiego przepadam. Przeczytałam ze dwie czy trzy książki, ale nie zrobiły na mnie piorunującego wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Murakamim jak z każdym autorem - nie wszystkich przekona :) Ale fajnie, że spróbowałaś, przynajmniej wiesz, że to nie do końca Twoja bajka :)

      Usuń
  5. Mam wrażenie, że to zbyt refleksyjne :D I jakoś nie ciągnie mnie z tego powodu do Murakamiego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie tak, ale ilość refleksji zależy oczywiście od czytającego :) Jeżeli Cię jednak nie ciągnie do Murakamiego, to nie namawiam :)

      Usuń
  6. Trafiłam kiedyś na świetny cytat z książki tego Pana i od tego czasu bardzo chcę przeczytać jakąś jego książkę, ale zawsze to jakoś schodzi na boczny plan, bo mam pełno innych tytułów do nadrobienia. Ale może w końcu się uda. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki :) W jego książkach często można znaleźć takie myśli, które aż proszą się o zapisanie :)

      Usuń
  7. Uwielbiam Murakamiego, kiedyś wręcz oszalałam na punkcie jego książek. A wiesz, że nawet chętnie przeczytałabym kolejną, bo dawno żadnej nie trzymałam w ręku, a to przecież da się zrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! :) "Sputnik Sweetheart" zdecydowanie zasługuje, by poświęcić mu czas, a skoro tak lubisz Murakamiego, to jest duża szansa, że Ci się spodoba :)

      Usuń
  8. Hej, A jak rozumieć zakończenie książki? Przeczytałam i mam mieszane uczucia. Nie rozumiem końcówki. Co myślisz na temat zakończenia? 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Murakamiego zakończenia często nie są w pełni klarowne, pozostawiając pole do własnej interpretacji :) I można je traktować dosłownie - wydarzyło się to i to (nie chcę spoilerować), ale może to być też metafora przeżyć bohaterów i tego, co ich spotkało.

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy