Anne B. Ragde – Na pastwiska zielone

25.01.2019


Anne B. Ragde, Na pastwiska zielone [Ligge i grønne enger], tłum. Ewa M. Bilińska, Witold Biliński, Smak Słowa, 2017, 274 strony.

Poprzedni tom sagi rodziny Neshov („Raki pustelniki”) trochę mnie zawiódł i ostudził mój zapał wobec historii stworzonej przez Anne B. Ragde. Na szczęście „Na pastwiska zielone” to powrót do tego, co doceniłam szczególnie w pierwszym tomie („Ziemia kłamstw”), czyli kreacji bohaterów stworzonej z ogromnym wyczuciem. Nie znajdziemy tu bezpośredniego wytłumaczenia, dlaczego ktoś postępuje tak, a nie inaczej – autorka zostawia czytelnikowi pole do interpretacji. Widać jednocześnie, że każde działanie ma swoje uzasadnienie – o ile chwilę dłużej zastanowimy się, co właściwie kieruje bohaterami.

Torunn czuję się winna samobójstwu ojca i wszelkie zapewnienia, że jest inaczej całkowicie się od niej odbijają. Zbudowała wokół siebie mur i dzień po dniu przygniata ją ogromny ciężar odpowiedzialności za gospodarstwo. Potrafi rzucić się w wir zadań, bo to utrzymuje ją w pionie, ale tak naprawdę jest o krok od rozsypania i to zmęczenie sytuacją niesamowicie na przestrzeni całej książki widać. Z jednej strony chciałam nią potrząsnąć, ale z drugiej miałam dla niej też dużo zrozumienia.

Margido ceni sobie kontrolę i rzeczy, które zna. Ma wypracowane schematy przydające się w organizacji pogrzebów. Ale nawet w tej branży trzeba iść z duchem czasu. A jemu przychodzi to bardzo trudno, chociaż widać pod tym względem powolną zmianę. Elgard żyje wizją bycia ojcem i właściwie wokół tego tematu kreci się jego codzienność. Trochę mnie tym razem drażnił, ale taki bohater, w którym miesza się przesadna egzaltacja, egoizm i dbałość o własną wygodę z uczuciowością i w gruncie rzeczy dobrym sercem jest w jakimś stopniu ciekawy. Dziadek Torunn jak zwykle niewiele się odzywa i robi, a mimo to właśnie teraz jego postać nabrała więcej wyrazu.



Każdy ma swoje problemy i tak naprawdę nikt nie potrafi się odnaleźć po śmierci Tora. Łatwiej jest pewnych rzeczy nie widzieć, usprawiedliwiać na różne sposoby brak własnego zaangażowania, wmawiać sobie, że wie się, czego chce druga osoba. I niestety, ktoś w takiej sytuacji może tak naprawdę zostać sam, z ciężarem odpowiedzialności, który trudno jest udźwignąć.

U Ragde nic nie dzieje się nagle – wszystko, co dotyczy bohaterów jest procesem – na pewno nie dla każdego czytelnika emocjonującym (szczególnie jeśli nie czuje się przywiązania do ich losów), ale za to nad wyraz autentycznym. Ja się w jej sposobie kreowania postaci bardzo dobrze odnajduje i mocno to przemyślane budowanie portretów psychologicznych cenię. Tym bardziej, że każdy zachowanie Torunn, Elgerda, Margida i innych może odczytać na swój sposób, niekoniecznie tak, jak ja to widzę.

Dużo miejsca poświęcam bohaterom, bo po raz kolejny to na nich skupiła się moja uwaga w trakcie czytania. Trzeci tom zdecydowanie nie porywa za to fabularnie i w gruncie rzeczy nie dzieje się zbyt wiele. Ma się poczucie, że aktualna sytuacja musi się jakoś rozwinąć, że jakieś decyzje muszą prędzej czy później zostać podjęte, ale wszystko się rozciąga w czasie i pozostaje do pewnego momentu w zawieszeniu.



Są tacy pisarze, u których nie przeszkadza mi to, że akcja toczy się wolno, ale dzieje się to zwykle wtedy, gdy jakieś inne elementy mnie zachwycają. U Anne B. Ragde jest to zdecydowanie kreacja bohaterów i ukazanie w nieoczywisty i nienachalny sposób relacji międzyludzkich. Drugi tom, czyli „Raki pustelniki” był chyba chwilowym spadkiem formy, bo trzeci - „Na pastwiska zielone” – na nowo mnie do norweskiej pisarki przekonał.


 Garść cytatów:

To wszystko było takie kruche, cała wieża szczęścia, ale nieskończenie krucha”. (s. 107)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Smak Słowa.

Saga rodziny Neshov

         
    

Zobacz również

12 komentarze

  1. Nie znam tej serii, ale już widzę, że chętnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma ciekawych bohaterów i taki niespieszny klimat :)

      Usuń
  2. Seria nie jest mi jeszcze znana. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy bym się nie zanudziła :P

    PS Miałam dwa drzewka i mi padły :( Jak dlugo masz swoje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabularnie porywająco nie jest ;)

      Drzewko ma jakiś miesiąc, więc niedużo :) Trochę się o nie obawiam, bo nie mam ręki do roślin, ale zobaczymy :)

      Usuń
    2. Ja swoje miałam gdzieś 2-3 lata. Mam nadzieję, ze Twoje będzie o wiele dłużej ;)

      Usuń
  4. Ja jeszcze nie czytałam pierwszego tomu. Bardzo ciekawi mnie ta seria.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę wziąć się za tą serię, bo już wiele o niej słyszałam... a już wyszedł piąty tom!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy