Anne B. Ragde – Kochankowie

29.09.2023



Anne B. Ragde, Kochankowie [Liebhaberne], tłum. Ewa M. Bilińska, Karolina Drozdowska, Smak słowa, 2018, 320 stron.

Zobaczyłam to dopiero teraz, ale publikuję ten wpis dokładnie (!) cztery lata po tym, gdy pisałam o poprzednim tomie sagi rodziny Neshov („Zawsze jest przebaczenie”). Jak widać dosyć mocno odkładałam spotkanie ze znanymi bohaterami i zupełnie nie wiem czemu, bo bardzo cenię książki Anne B. Ragde, która w niby zwyczajnej codzienności potrafi pokazać naprawdę wiele emocji.

Torunn krok po kroku, kawałek po kawałku urządza się na odziedziczonym po ojcu gospodarstwie i o ile wcześniej ta odpowiedzialność ją przygniatała, to teraz nareszcie robi wszystko na własnych zasadach. Uczy się także pracy w biurze pogrzebowym Margida i to daje jej naprawdę sporo satysfakcji. Margido za to oswoił się już ze świadomością, że jego branża się zmienia i umiejętnie łączy nowe z tradycją i utrwalonymi zasadami, które sprawiają, że jego zakład jest niezwykle ceniony. Tormod wciąż przebywa w domu opieki i nie wyobraża sobie, aby nawet na chwilę jego noga miała stanąć w Neshov. Wystarczy mu pokój, w którym teraz mieszka i odkrywana powoli świadomość, że wreszcie ma prawo o czymś decydować. Erlend i Krumme remontują wielką willę, próbując jednocześnie poradzić sobie z urokami rodzicielstwa i zdrowotnymi ograniczeniami, z którymi ten drugi musi się mierzyć.



Wiem, że zarys fabuły może brzmieć nieco osobliwie – tu jakieś gospodarstwo, tam willa, tu dom opieki i jeszcze do tego wszystkiego biuro pogrzebowe. Ale uwierzcie mi – to wszystko naprawdę naturalnie się ze sobą łączy, szczególnie gdy zna się tę serię z wcześniejszych tomów. A polecam je wszystkie mocno, tym bardziej, że ponownie przekonałam się, że proza norweskiej pisarki trafia mi do serca. To kolejne spotkanie z bohaterami było jak przedłużenie emocji, które czułam poprzednio. I nie miało znaczenia, że od tamtego minęło kilka lat. Wczuwałam się w ich niepokoje i radości, z zaciekawieniem obserwowałam codzienność i doceniałam to niespiesznie toczące się życie, z wszystkimi jego kolorami. Zazwyczaj nie ma tu niesamowitych zwrotów akcji (chociaż raz poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę), a niektóre fragmenty mogą się wydawać błahe i nieznaczące, ale jest w tym wszystkim jakaś taka autentyczność, która mnie uderza.

Znowu jakoś szczególnie przemówiła do mnie postać Tormoda, który może o tym nie mówi, ale nosi w sobie wiele traum i dopiero teraz, w słusznym wieku, w domu opieki, odkrywa, że życie może być inne, że on sam może o czymś decydować, że jest dla kogoś ważny. Tak mnie jakoś te fragmenty z nim związane ściskały za serce. Ponownie najmniej swobodnie czułam się przy Erlendzie, który – nic na to nie poradzę – momentami wydawał mi się zbyt zapatrzony w siebie i denerwował mnie swoim podejściem do niektórych spraw. Ale nie przeczę, że stanowi on istotną przeciwwagę dla życia w Neshov, nawet jeśli ostatnio przebywanie z nim lubię mniej. Chętnie za to zaszłabym do Torunn i obejrzała jak zmienił się dom, przysiadła w nowej kuchni i po prostu pobyła w jej towarzystwie. Ach, moment – przecież to właśnie się stało, gdy czytałam książkę!



Można się spodziewać gorącego romansu po tytule „Kochankowie”, ale ten, kto już trochę zna Anne B. Ragde wie, że to nie będzie tego typu historia. A w każdym razie nie tak oczywista. Mam w sobie pewność, że saga rodziny Neshov może budzić skrajnie różne odczucia i nie każdy się w niej odnajdzie. Nic w tym złego, nic dziwnego i nie miałabym za złe komuś, kto powiedziałby, że dla niego to wszystko okazało się nużące. Ale jeśli do kogoś trafi pierwszy tom – „Ziemia kłamstw” i poczuje tak jak ja, pewną tkliwość wobec takiej prozy – to jest duża szansa, że będzie czerpał z lektury kolejnych tomów również wiele przyjemności. Ja czerpię pełnymi garściami.


 Garść cytatów:

(…) jakże osobliwe było to, że pozornie nic nieznaczące zbiegi okoliczności mogą być tak brzemienne w skutki”. (s. 145)

Tyle było na tym padole trudnych do pogodzenia rzeczy. Dobre intencje, które kończyły się totalną katastrofą, przypadki, które całkowicie zmieniały obrany w życiu kurs. Ale być może życie miało toczyć się tą najmniej spodziewaną drogą (…)(s. 145)

Saga rodziny Neshov

         
     

Zobacz również

8 komentarze

  1. Może kiedyś poznam tę sagę. Czas pokaże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam, o ile lubisz takie książki, Agnieszko :)

      Usuń
  2. Przeczytałam całą sagę i jestem bardzo zadowolona z lektury. Nie dość, że przyjemnie się czyta, to jeszcze zmusza do zadumy (przynajmniej mnie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, we mnie również sporo przemyśleń się pojawia w trakcie czytania. Została mi jeszcze "Córka" i mam nadzieję, że nie miną kolejne 4 lata zanim po nią sięgnę :)

      Usuń
  3. Brzmi to bardzo zachęcająco. :) Chętnie bym sięgnęła, ale nie wiem, czy nie powinnam najpierw wrócić do tomu pierwszego, który kiedyś czytałam, a z którego niemal nic nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie byłby to taki zły pomysł, bo jednak ten pierwszy tom i to, co się w nim dzieje ma spory wpływ na późniejsze decyzje bohaterów :)

      Usuń
  4. Czyli najlepiej zacząć od początku historii. Ale wieczory coraz dłuższe, więc możliwości będzie sporo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie czytanie tej serii od początku jest najlepszą opcją :) A na jesienne wieczory będzie jak znalazł!

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy