Karrie Fransman, Jonathan Plackett – Królewna w lśniącej zbroi

9.02.2021

Karrie Fransman, Jonathan Plackett, Królewna w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla chłopców i dziewczynek [Gender Swapped Fairy Tales], tłum. Aga Zano, Czarna Owca, 2020, 200 stron.

Lubię budzić w sobie dziecko, sięgając po książki teoretycznie przeznaczone dla młodszych czytelników. Baśniowe historie i piękne ilustracje potrafią zauroczyć i zachwycić niezależnie od wieku. A ja chętnie daję się porwać do świata, który ma w sobie trochę magii. Dlatego z entuzjazmem sięgnęłam po „Królewnę w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla chłopców i dziewczynek” – książkę, która z jednej strony była dla mnie powrotem do wspomnień z dzieciństwa, a z drugiej dawała możliwość, by nieco inaczej spojrzeć na to, co znane. 

Karrie Fransman i Jonathan Plackett postanowili potrząsnąć kilkoma opowiadanymi od pokoleń baśniami, zmieniając w nich pewien element – płeć bohaterów. Opierając się na tekstach ze zbioru baśni Andrew Langa (który umieścił w nim historie stworzone przez wielu różnych autorów), sprawili, że na ziarnku grochu położył się królewicz, a nie królewna, po czarodziejskiej fasoli wspinała się Janeczka, a nie Jaś, a w butach chodziła kotka zamiast kota. A to ledwie kilka z kilkunastu historii, które dzięki prostemu zabiegowi zyskały w tej książce nowy wymiar.  

Pierwsze, co przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego zbioru to fakt, że pomysł autorów nie sprawił, że znane wcześniej historie stały się dla mnie nagle dziwne i nieprawdopodobne. Łatwo było mi sobie wyobrazić na przykład chłopca w czerwonej pelerynie, który wędruje przez las do swojej babci czy pięknego królewicza Śnieżka uciekającego przed zazdrosnym o jego urodę królem. Nie oznacza to, że zamiana płci bohaterów zastosowana przez Karrie Fransman i Jonathana Placketta nie miała sensu, bo na pewno wywołuje garść refleksji i skłania do przemyśleń, ale raczej, że łatwo było mi ją przyjąć, jako jeszcze jedną wersję znanych opowieści. Pewnie, że przełamuje ona pewne stereotypy, ale mam poczucie, że taka zamiana ról nie wywołuje szoku i niedowierzania. Ale to dobrze, bo oznacza, że baśnie wcale nie muszą się zamykać w ścisłych, kiedyś wymyślonych ramach. 

Z ciekawością obserwowałam nowe-stare postaci niejako powołane do życia przez Karrie i Jonathana, ale delikatne zdziwienie przychodziło wtedy, gdy okazywało się, że zbiór baśni Andrew Langa, z którego korzystali autorzy, zawiera trochę inną wersję baśni niż te, które pamiętałam z dzieciństwa. Nie ma w tym właściwie nic nietypowego, bo wiele jest odsłon tych samych opowieści, ale to pozwoliło mi wrócić myślami do tego, co w konkretnych historiach było i właściwie jest nadal dla mnie ważne. I dlatego na przykład w „Królewnie w lśniącej zbroi…” więcej tkliwości wywołuje we mnie historia Pięknego i Bestii, bo podkreśla, by nie dać się zwieść pozorom i patrzeć głębiej, niż opowieść o Kopciuszku, bo królewna nie widzi go takim, jakim był przed działaniem różdżki ojca chrzestnego (to nie ona jeździ po królestwie z pantofelkiem) i zachwyca się nim wtedy, gdy jest już odmieniony.



Karrie Fransman stworzyła do „Królewny w lśniącej zbroi…” niewątpliwie barwne i interesujące ilustracje. Szczególnie podobała mi się ta z Roszpunkiem i kilka mniejszych, będących delikatnym akcentem na wybranych stronach. Nie mogę jednak napisać, że zakochałam się w jej kresce, bo nie zrodził się we mnie ten zachwyt, który czułam przyglądając się pracom na przykład Lisy Aisato („O dziewczynce, która chciała ocalić książki”) czy Vladyslava Yerko („Królowa Śniegu”). Doceniam jednak ich wyrazistość i energię.

Podobało mi się spojrzenie na znane historie z innej perspektywy, chociaż nie czuję, by „Królewna w lśniącej zbroi, czyli trochę inne bajki dla chłopców i dziewczynek” miała moc przewartościowania wszystkiego w kimś, kto myśli stereotypowo. Ma jednak siłę przenoszenia do wspomnień z dzieciństwa i zatopienia się na jakiś czas w magicznym, baśniowym świecie.


Garść cytatów:

Kiedy postępuję właściwie, nie boję się niczego”. (s. 82) 

(…) zawiść jest jak zły chwast, co pleni się w człowieku i zatruwa mu serce”. (s. 118) 

~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Zobacz również

11 komentarze

  1. Brzmi i wygląda bardzo zachęcająco, niczym wspomnienie z dzieciństwa ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się poczuć jak dziecko w trakcie lektury :))

      Usuń
  2. Baśnie są super, też lubię budzić w sobie dziecko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, czytanie baśni to świetna ku temu okazja :)

      Usuń
  3. Ta książka jest przepięknie wydana i już kilka razy przewinęła mi się w przestworzach Internetu. I mimo tego, że lubię baśnie to raczej nie mam jej w planach, bo ostatnio wolę sięgać po te wersje baśni, które są skierowane do nieco starszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wydanie jest bardzo ładne, ale rozumiem, że niekoniecznie tego szukasz :)

      Usuń
  4. Przepiękne ilustracje. Sama bym zajrzała do niej. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będzie miała okazję, to zajrzyj - ilustracji jest całkiem sporo :)

      Usuń
  5. Baśniowy klimat przyciąga mnie do książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w nim coś takiego, że przyjemnie się jest zatracić w czytaniu :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy