Evie Woods - Zaginiona księgarnia
31.05.2025Mam słabość do książek o książkach, bo w takich historiach, gdzie odgrywają one w życiu bohaterów ważną rolę, jeszcze mocniej czuję magię czytania. Kiedy więc na horyzoncie pojawiła się „Zaginiona księgarnia” Evie Woods, to długo nie trzeba było mnie namawiać do lektury. Ba! Czułam się trochę tak, jakbym miała wejść do jakiegoś specjalnego świata - przestrzeni, gdzie może zdarzyć się wszystko. Czy jednak przeczucie, że to może być jedna z tych niezapomnianych powieści mnie nie myliło?
Opalina wie jedno - nie może wyjść za obcego człowieka tylko dlatego, że tego oczekuje od niej jej starszy brat. Musi uciekać z domu, w którym nie ma już żadnego miejsca na sprzeciw. Martha nie mogła już dłużej znieść bycia ofiarą i chociaż czuje się obco w innym mieście, to lepsza taka niepewność niż nieustanne oczekiwanie na kolejny cios. Henry szuka zaginionej księgarni z równie zaginionym rękopisem, by wreszcie poczuć, że osiągnął coś ważnego, ale czy gdzieś po drodze nie zgubił siebie? Każda z tych postaci szuka swojego miejsca, a różne ścieżki zaprowadzą ich do Dublina, by tam wreszcie odkryli swoje przeznaczenie.
Evie Woods postawiła na dwie przestrzenie czasowe - lata 20. XX wieku oraz współczesność. Przeplatająca się historia Opaliny oraz Marthy i Henry'ego zdaje się mieć wszystko to, czego po takiej powieści można oczekiwać - są książki i pewna tajemnicza księgarnia, są bohaterowie, nieco pogubieni, mierzący się z przeciwnościami, ale wreszcie próbujący odnaleźć szczęście. Łatwo było mi się w ich losy zaangażować i dać się wciągnąć historię, której towarzyszy pewna doza niezwykłości i nietuzinkowych wydarzeń.
Zabrakło mi jednak czegoś, co pozwoliłoby mi się tak totalnie w „Zaginionej księgarni” zakochać. Nazwałabym swoje uczucia raczej zauroczeniem, które gdzieś po drodze nie zdołało przerodzić się w miłość, więc zostaliśmy tylko przyjaciółmi, którzy znają i akceptują swoje wady i po prostu się lubią. Momentami brakowało mi w powieści Evie Woods pociągnięcia niektórych wątków i te fabularne luki jakoś mnie gryzły, a innym razem czułam, że bohaterowie przechodzą zbyt szybko z jednej sytuacji w drugą i po drodze nie było wystarczającego wypełnienia, uzasadnienia.
Nie sprawiło to jednak, że czuję się tą powieścią rozczarowana, bo mimo wszystko czytałam ją z zainteresowaniem, podobał mi się jej klimat, a całość zostanie mi w pamięci jako przyjemna lektura, mająca momenty naprawdę urzekające i trafiające do serca. Powieść „Zaginiona księgarnia” nie trafi może do tych niezapomnianych, o których myślę z trudną do opisania czułością, ale znajdzie się wśród tych, o których myślę z uśmiechem i sympatią.
Garść cytatów:
„Sam dotyk okładki pod palcami podziałał na mnie uspokajająco. Nie umiałam tego wyjaśnić, nawet samej sobie, ale książki dawały mi niezachwiane poczucie stabilności i twardego stąpania po ziemi. Skoro słowa przetrwały, ja też jakoś dam radę”. (s. 49/50)
„Cóż, czy jest lepszy moment od chwili obecnej?” (s. 52)
„Dopiero nieobecność czegoś sprawia, że sobie uświadamiamy, ile zajmowało miejsca”. (s. 375)
„Z książkami już tak jest - wyjaśniła - że pomagają ci wyobrazić sobie życie większe i lepsze, niż sam mógłbyś sobie wymarzyć”. (s. 447)
3 komentarze
Szkoda, że książka nie do końca okazała się taką, na jaką liczyłaś. Może kiedyś ją przeczytam, wiedząc już, czego mogę się spodziewać.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej powieści. Sama nie wiem, czy jej szukać, czy nie...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię w przerwie między thrillerami sięgać po tego typu książki.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)