Sophie Haydock - Madame Matisse
22.05.2025Podobała mi się poprzednia książka Sophie Haydock "Cztery muzy", ale nadal pamiętam, że na początku nieco trudno było mi się w niej zaczytać i potrzebowałam czasu, żeby się odnaleźć w wiedeńskiej codzienności Egona Schielego. Pewnie dlatego z jednej strony byłam pewna, że drugą powieść - "Madame Matisse" - będę chciała poznać, a z drugiej trochę się obawiałam za nią zabrać. Niepotrzebnie się martwiłam, bo tym razem w z miejsca zaangażowałam się w losy bohaterów i z dużą ciekawością przewracałam kolejne strony.
Sophie Haydock upodobała sobie oddawanie głosu nie malarzom, którzy sławę zdobyli, lecz kobietom, które w ich życiu odegrały ważną rolę, ale na co dzień pozostawały najczęściej w ich cieniu. Tym razem mamy okazję poznać Amélie, Lidię i Marguerite - każda z nich miała wpływ na to, jakim artystą stał się Henri Matisse. Jego żona w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat stawia mu ultimatum - albo ona, albo ich pracownica, która od kilku lat z nimi mieszka i stała się ewidentnie kimś dla malarza bliskim. Cała ta patowa sytuacja nie zrodziła się jednak z dnia na dzień i ta powieść jest okazją, by dowiedzieć się, co do niej doprowadziło.
Po raz kolejny okazało się, że mój brak jakiegoś silniejszego zainteresowania malarstwem wcale nie jest przeszkodą, by świetnie odnaleźć się w książce, gdzie odgrywa ono znaczącą rolę. Napiszę więcej - dzieła, które tworzył Henri Matisse, mimo że dziś ogromnie doceniane, na mnie niestety zupełnie nie robią wrażenia, totalnie ich nie czuję. Za to historia, którą miałam okazję poznać dzięki Sophie Haydock to już co innego - tutaj towarzyszyło mi zaintrygowanie kolejnymi wydarzeniami, w których zdecydowanie nie brakowało pasji.
"Madame Matisse" to powieść o poświeceniu, ale jednocześnie o wewnętrznej sile. Ogromne pokłady determinacji ma każda z głównych bohaterek, i chociaż wszystkie trzy na pewnych etapach swojego życia czują się zagubione i niepewne, to znajdują w sobie odwagę, by iść dalej, by chcieć więcej. Podoba mi się to, jak przekonująco Sophie Haydock kreuje postaci, jak łatwo jest wyobrazić sobie, że tak właśnie Amélie, Lidia czy Marguerite mogły czuć, że w taki sposób widziały świat i mierzyły się z losem. To nie jest oderwany od życia świat malarstwa, to codzienność, w które buzują emocje i w której podejmować trzeba trudne decyzje. Dlatego tak dobrze mi się tę powieść czytało.
To zdecydowanie warta uwagi historia, opowiedziana w zajmujący sposób i skłaniająca (podobne jak poprzednia książka autorki) do szukania dalej i do refleksji. To głos oddany kobietom, które wychodzą poza ramy obrazów, na których uwiecznił je Henri Matisse. Ten powieściowy obraz okazał się na tyle interesujący, że nadspodziewanie szybko dotarłam do końca. I to z poczuciem dobrze spędzonego czasu.
Bardzo dobra książka, która nie wymaga bycia pasjonatem malarstwa, bo wystarczy, że jesteście pasjonatami powieści barwnych, angażujących i skrywających postaci, które w momencie czytania ożywają w wyobraźni.
Garść cytatów:
"(...) nauczyli ją, że trzeba w radykalny sposób zrywać z przeszłością, by przyjąć to, co może przynieść przyszłość. Amélie wie, że świat stale się rozpada i tworzy na nowo". (s. 62)
"Jakąkolwiek decyzję podejmiesz w życiu (...) dokonasz jedynego wyboru, jakiego mogłaś dokonać". (s. 279)
Inne książki Sophie Haydock na K-czyta
0 komentarze
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)