Dolores Redondo – Świadectwo kości

30.03.2021

Dolores Redondo, Świadectwo kości [Legado en los huesos], tłum. Maria Mróz, Czarna Owca, 2020, 576 stron.

Już po pierwszym spotkaniu z Dolores Redondo („Niewidzialny strażnik”) zdawałam sobie sprawę, że hiszpańska pisarka potrafi stworzyć solidną i wciągającą historię, ale chyba nie spodziewałam się, że kolejna część cyklu Dolina Baztán okaże się taką jazdą bez trzymanki. Pieczołowicie skonstruowana, niesamowicie wciągająca, bardzo klimatyczna i zaskakująca. Poprzednio byłam bardzo zadowolona z lektury, chociaż jakieś małe „ale” się pojawiło, a tym razem totalnie się zachwycam i mam zamiar tkwić sobie w tym zachwycie jeszcze długo.

Mężczyzna oskarżony o gwałt i zabójstwo popełnia samobójstwo, a zamiast pożegnalnego listu pozostawia po sobie wiadomość dla inspektor Amai Salazar zawierającą tylko jedno słowo „Tartallo”. Odwołanie do mitologicznego cyklopa ludojada wydaje się co najmniej dziwne, a to dopiero początek trudnych do wyjaśnienia wydarzeń…



„Świadectwo kości” początkowo może wydawać się plątaniną niezwiązanych ze sobą wątków, ale jak to w takich książkach bywa poszczególne fragmenty fabuły z czasem zaczną się ze sobą coraz wyraźniej łączyć. I nawet jeśli łatwo jest domyślić się, że nic tu nie dzieje się bez przyczyny, to długo zastanawiałam się jak autorka ma zamiar wszystkie te elementy zgrać w jedną całość. Wydawało mi się, że trudno będzie to wszystko wyjaśnić w taki sposób, by tworzyło spójny obraz, ale swoje wątpliwości ewidentnie powinnam gdzieś głęboko schować, bo Dolores Redondo doskonale wie, co robi. I robi to szalenie przekonująco.

Jeszcze wyraźniej czułam niepowtarzalny baskijski klimat, który stanowi ogromny atut tej serii. Tym bardziej, że nie wystarczy założyć sobie, że w powieści mają się na przykład pojawić określone elementy baskijskiej mitologii i wierzeń – aby czytelnik je naprawdę poczuł, trzeba zdecydowanie czegoś więcej. Hiszpańska autorka z powodzeniem tworzy niesamowitą aurę, której z łatwością się poddawałam. 



Jeszcze bardziej przywiązałam się do głównej bohaterki i z niesłabnącym zaangażowaniem śledziłam jej poczynania. Wobec pozostałych postaci starałam się już nie być tak ufna, bo po raz kolejny miałam wrażenie, że każdy może się okazać winny. Starałam się wychwycić każdy maleńki niuans, mogący świadczyć o nieczystych intencjach, ale Dolores Redondo z premedytacją wplata ich w fabułę całkiem sporo. Jakiś element może mieć ogromne znaczenie, a może się też okazać, że nie ma go wcale. Dałam się tym razem zaskoczyć, ale wcale nad tą przegraną nie ubolewam, bo to było coś, czego mi w „Niewidzialnym strażniku” trochę zabrakło. 

Między stronami tej powieści znalazłam fascynującą rzeczywistość, która totalnie mnie pochłonęła. Zachwycił mnie baskijski klimat i mnogość wątków, które ostatecznie sprytnie lądują na odpowiednim miejscu. Czułam niepewność i niepokój w obliczu kolejnych wydarzeń, a do głównej bohaterki przywiązałam się na tyle mocno, że udzielały mi się jej emocje. „Świadectwo kości” ma w sobie wszystko to, czego od takiej książki mogłabym oczekiwać. A nawet więcej.


  Garść cytatów:

Na tym polega problem  - nie uczymy się niczego z historii. Wszystko przestaje nas interesować już po kilku dniach, czasem po kilku godzinach. Po chwili wszystko wydaje się nam przeszłością. Ale zapominamy, że jeśli nie będzie nas obchodziła niesprawiedliwość, bo to było kiedyś, ta niesprawiedliwość będzie się powtarzać raz za razem”. (s. 193) 

Nie zawsze jest lato, ale to nie oznacza, że jesień jest czymś złym”. (s. 457)

Najgorszy jest lęk, którego się już zakosztowało, którego smak, zapach i dotyk dobrze znamy. Stary, zapleśniały wampir, który drzemie, zagrzebany pod codziennością i rutyną, którego staramy się trzymać na dystans, udając, że jesteśmy spokojni, a jest to spokój tak fałszywy, jak fałszywy bywa uśmiech. Najgorszy jest taki lęk, który poznaliśmy pewnego dnia i który od tamtej pory spoczywał nieruchomo w jakimś zakątku naszego umysłu, ale dochodziło do nas jego zawilgłe, ochrypłe dyszenie. Najgorszy jest taki lęk, który odczuwamy na samą myśl o tym, że może wrócić”. (s. 530)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

         

PS Tę serię zdecydowanie warto czytać po kolei i jeśli nie chcecie zepsuć sobie przyjemności z lektury pierwszego tomu i rozwiązywania zagadki, to nie sięgajcie najpierw po tom drugi. W swojej opinii nie zdradzam niczego kluczowego dla Niewidzialnego strażnika.

Zobacz również

4 komentarze

  1. Nie znam pierwszej części, więc wszystko być może jeszcze przede mną. ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam, oczywiście jeśli lubisz takie klimaty, Agnieszko :)

      Usuń
  2. Nie poznałam jeszcze twórczości pisarki, ale bardzo zaciekawił mnie ten baskijski klimat :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy