Mark Helprin – Zimowa opowieść


Mark Helprin, Zimowa opowieść [Winter's Tale], tłum. Maciej Płaza, Joanna Dziubińska, Wydawnictwo Otwarte, 2014, 692 strony.

Ileż jest we mnie sprzeczności, gdy myślę o niedawno przeczytanej książce Marka Helprina i to wcale nie dlatego, że pojawiła się wiosna, a ja piszę o „Zimowej opowieści”. Przepięknie opowiedziana historia, która potrafiła mnie totalnie oczarować i zamknąć w swoim świecie, a jednocześnie sprawiła, że momentami czułam się nieco znużona i zastanawiałam się czy to wszystko nie jest przypadkiem przerostem formy nad treścią.

Peter Lake wciąż ucieka. Gang do którego kiedyś należał i stojący na jego czele Pearly Soames zrobią wszystko, by go dopaść i zdecydowanie nie mają zamiaru zostawić go przy życiu. W czasie jednego ze starć główny bohater trafia na niezwykłego białego konia i fakt, że ten właściwie potrafi unosić się nad ziemią, jest przedsmakiem całego ogromu niezwykłości, które jeszcze mają się w tej opowieści wydarzyć. Pojawi się niespodziewanie miłość do Beverly – chorej na gruźlicę córki właściciela posiadłości, którą Peter planował obrabować, ale ten wątek to tylko jeden z licznych akordów w pełnej dźwięków, barw i magii książce.

Czytaj dalej

Stieg Larsson – Dziewczyna, która igrała z ogniem


Stieg Larsson, Dziewczyna, która igrała z ogniem [Flickan som lekte med elden], tłum. Paulina Rosińska, Czarna Owca, 2015, 700 stron.
Cykl: Millennium, tom 2.

Wiele z tego, co napisałam po lekturze pierwszej części serii Millennium, czyli „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” mogłabym z powodzeniem odnieść do „Dziewczyny, która igrała z ogniem”. Trzeba uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na znaczące przyspieszenie akcji (a tutaj trwa to jeszcze dłużej), ale po raz kolejny przekonałam się, że wcale mi to nie przeszkadza. Prawdę mówiąc jestem pod coraz większym wrażeniem prozy Stiega Larssona i tym razem nawet przez chwilę nie czułam się znużona. Jest coś takiego w stylu szwedzkiego pisarza (a odczucia mam podobne również w przypadku  niektórych długo rozkręcających się książek Stephena Kinga), że całkowicie zaczytuję się w tworzonej przez niego historii i robię to z ogromną przyjemnością. „Dziewczyna, która igrała z ogniem” to kilkaset stron świetnej lektury i gdybym tylko mogła, pewnie w ogóle bym się od niej nie odrywała.

Czytaj dalej

Share Week 2017 | Dawka inspiracji


Share Week to autorski projekt Andrzeja Tucholskiego, w którym chodzi o to, by twórcy polecali twórców, dzieląc się w ten sposób tym, co ich inspiruje i porusza. Proste, prawda? Idea zdecydowanie zacna i edycji było już kilka, a w tegorocznej i ja postanowiłam dorzucić swój głos.

Zgodnie z założeniem, typów, o których należy napisać u siebie i następnie dopisać do specjalnego formularza ma być 3. Zadanie szalenie trudne, bo odwiedzam całe mnóstwo inspirujących blogów książkowych i każdy z nich w jakiś sposób na mnie wpływa, pokazując jak pięknie można pisać o literaturze i jaki ogrom miłości do książek się w blogosferze kryje. W tym roku chciałabym jednak w szczególny sposób wyróżnić:

Czytaj dalej

Aleksander Puszkin – Córka kapitana. Dama pikowa


Aleksander Puszkin – Córka kapitana. Dama pikowa [Kapitanskaja Doczka. Pikowaja dama], tłum. Tadeusz Stępniewski, Seweryn Pollak, Książka i Wiedza, 1989, 224 strony.

Coraz bardziej lubię te moje spotkania z literaturą starszą i być może nieco zapomnianą, bo mimo że nie zawsze towarzyszą temu wielkie emocje i zachwyt, to mam takie miłe poczucie, że odrywam się od tego, co czytam zdecydowanie częściej i dzięki temu daję szansę, by historia zamknięta między zazwyczaj już pożółkłymi kartkami przynajmniej na chwilę ożyła na nowo. Tym razem w ręce wpadła mi proza rosyjskiego pisarza Aleksandra Puszkina i jego dwa utwory  - „Córka kapitana” i „Dama pikowa” – wydane w jednej książce.

Czytaj dalej

Still Alice, reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland, 2014


Still Alice, reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland, 2014

Nie przywiązałam się do Alice z filmu Richarda Glatzera  i Washa Westmorelanda tak mocno, jak do Alice z książki „Motyl” Lisy Genovy, bo tym razem potrafiłam patrzeć na jej zmagania z pewnej odległości, nieco z boku. Mimo to w czasie seansu nie zabrakło emocji, a produkcję uważam za naprawdę udaną – nieprzesadzoną, oszczędną i dobrze pokazującą walkę o siebie i swoje wspomnienia.

Alice Howland w jednej chwili świętuje swoje urodziny, a niedługo później słyszy od lekarza coś, czego zdecydowanie się nie spodziewała – Alzhaimer o wczesnym początku. Wprawdzie zaczęła zauważać, że zapomina pewne rzeczy, czasem nie potrafi znaleźć w głowie odpowiednich słów i zdarzyło jej się stracić orientację w miejscu, które zna, ale przecież ma jeszcze tyle życia przed sobą, tyle planów. Nawet nie wie, jak szybko choroba zacznie ją pozbawiać tego, na co tak ciężko pracowała i co tak bardzo kocha.

Czytaj dalej

Maja Wolny – Księgobójca


Maja Wolny, Księgobójca, Czarna Owca, 2017, 336 stron.

Maja Wolny zdecydowanie potrafi pisać, a jej styl jest tym, co urzekło mnie w „Księgobójcy” najbardziej. Wspominam o tym na samym początku, bo stanowi to przeciwwagę dla faktu, że pod względem fabularnym nie zachwyciłam się nią tak do końca. Trafne refleksje i mądre operowanie słowem wysuwa się jednak mimo wszystko na pierwsze miejsce, bo z czytania czerpałam naprawdę dużą przyjemność.

Wiktor od lat prowadzi księgarnię w Amsterdamie, ale w gruncie rzeczy sprzedawanie książek nigdy nie szło mu najlepiej. Każdy tytuł obdarza uwagą oraz miłością i prawdę mówiąc ciężko mu się z którymkolwiek rozstać (doskonale to rozumiem!). Nie pomaga też fakt, że w swojej ofercie nie ma chodliwych bestsellerów, na które mogłoby się skusić wiele osób z nieprzerwanego strumienia turystów i mieszkańców. Ale mężczyzna tak naprawdę nie bardzo się tym przejmuje i jest szczęśliwy, gdy jakiś egzemplarz trafi w ręce potrafiące docenić wartość literatury. Poza tymi momentami ożywia się jeszcze tylko wtedy, gdy ma okazję spotkać Mariannę – kobietę, która przez lata gościła w jego myślach, mimo że dla niej zawsze pozostawał po prostu miłym właścicielem ulubionej księgarni, który tak jak ona pochodzi z Polski i z którym czasami zamieniła kilka słów. Oboje odegrają w tej historii ważną rolę, ale nie będzie to tak naprawdę opowieść o niespełnionej miłości. Nie będzie to również pełnokrwisty kryminał, chociaż pewien mężczyzna, którego oboje znali właśnie został znaleziony martwy i rozpoczęło się śledztwo.

Czytaj dalej

Jane L. Rosen – Dziewięć kobiet, jedna sukienka


Jane L. Rosen, Dziewięć kobiet, jedna sukienka [The nine lives and the little black dress], tłum. Agata Ostrowska, Czarna Owca, 2017, 315 stron.

Jestem w myślach (a więc za chwilę i w tym tekście) nieco pobłażliwa wobec powieści „Dziewięć kobiet, jedna sukienka”. Wcale nie dlatego, że ta okładkowa sukienka zrobiona jest z takiego miłego pluszu, który można pomiziać. Jane L. Rose trafiła po prostu w taki moment, gdy po naprawdę ciężkim książkowym spotkaniu (Halszka Opfer - Kato-tata. Nie-pamiętnik) potrzebowałam czegoś totalnie lekkiego i niewymagającego. I dokładnie to otrzymałam.

Błysk fleszy na pokazie mody w Nowym Jorku mógłby całkowicie oślepić niedoświadczoną Sally, ale w istocie to wydarzenie będzie dla niej pierwszym (trochę chybotliwym, ale jednak) krokiem ku karierze. Sukienka, którą ma na sobie stanie się hitem sezonu i odmieni życie jeszcze kilku innych kobiet, chociaż dokona się to w zupełnie innych okolicznościach.

Czytaj dalej

Halszka Opfer – Kato-tata. Nie-pamiętnik


Halszka Opfer, Kato-tata. Nie-pamiętnik, Czarna Owca, 2017, 198 stron.

„Kato-tata. Nie-pamiętnik” to taka książka, przy której właściwie przez cały czas czuje się w środku jakiś wewnętrzny bunt, że takie rzeczy się zdarzają. Chciałoby się – niechby to było na ostatniej nawet stronie, w ostatnim zdaniu – przeczytać, że to wszystko jest fikcją. Niestety takiego katalizatora dla ogromu emocji jakie wywołuje historia Halszki Opfer zwyczajnie nie ma.

Czytaj dalej

Aleksy Konstantynowicz Tołstoj – Upiór


Aleksy Konstantynowicz Tołstoj, Upiór [Upyr'], tłum. Tadeusz Chróścielewski, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1978, 122 strony.

Runiewski nie spodziewał się, że pewien bal stanie się dla niego preludium do niecodziennych i budzących dreszcz niepokoju wydarzeń. Gdy jeden z gości oznajmia mu jakby nigdy nic, że dookoła znajdują się upiory, to coś musi być na rzeczy. Albo rzeczywiście wampiry świetnie się maskują i właśnie upatrują kolejne ofiary albo z głową jegomościa zwanego Rybarenką nie jest już najlepiej i wyobraźnia płata mu figle. Obie wersje są całkiem prawdopodobne, chociaż ta druga mocniej przemawia do głównego bohatera. Ziarno niepewności zostało już jednak zasiane, a wizyta w posiadłości domniemanych upiorów być może rzuci na wszystko nieco światła.

Czytaj dalej

Mariana Enriquez – To, co utraciłyśmy w ogniu


Mariana Enriquez, To, co utraciłyśmy w ogniu [Las cosas que perdimos en el fuego], tłum. Marta Jordan, Czarna Owca, 2017, 232 strony.

„To, co utraciłyśmy w ogniu” drażni umysł, uczepia się myśli, pobudza wyobraźnię (mimo że w wielu przypadkach wcale nie chce się mieć w głowie obrazów, które się pojawiają), nie pozostawia obojętnym. Chwilami odpycha, ale jednocześnie nie pozwala się od siebie uwolnić. Zaskakuje i budzi niepokój. To zbiór opowiadań, który wydawał mi się bardzo niepozorny, ale im więcej odsłon argentyńskiej (nie)rzeczywistości poznawałam, tym mocniej na mnie działał. Nie wszystkie historie zrobiły na mnie wrażenie, ale większość z nich ma w sobie coś na tyle złowrogiego, że wywołuje dreszcz albo przynajmniej nieprzyjemnie (choć literacko stan ten uznaję za pożądany) dotyka. Trochę jak czyjaś ręka, którą w ciemności chciałoby się od razu strącić, a jednocześnie w odrętwieniu nie sposób wykonać jakikolwiek ruch.

Czytaj dalej

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy