Cesarina Vighy - Ostatnie lato

25.08.2013


Cesarina Vighy, Ostatnie lato [L'ultima estate], tłum. Lucyna Rodziewicz-Doktór, M, 2011, 164 strony.

Gdy widzisz i niemal dotykasz (bo akurat te zmysły nadal posiadasz) śmierci, jesteś od niej już o krok, o dwa ciężkie oddechy… zaczynasz mimowolnie zastanawiać się nad swoim życiem. Jedni w tej sytuacji łapczywie chwytają się ostatnich iskierek nadziei, inni pogodzeni z losem jeszcze raz delektują się szczęśliwymi chwilami dzieciństwa lub dorosłego życia. Pani Z. natomiast wybrała inną drogę – w obliczu nieuleczalnej neurologicznej choroby wspomina, ale te wspomnienia mają w większości gorzki posmak. Jestem pewna, że nie każdy w tej czytelniczej uczcie będzie gotów się rozsmakować – mi zresztą też nie do końca było to dane.

Zanim jednak wybrzmi ostatni akord życia, a rola, którą przypadło nam na scenie codzienności odgrywać dobiegnie końca; zanim nadejdzie to „ostatnie lato” gdy nie zostanie już nic z dawnego piękna ciała – wciąż tak samo żywa dusza przeniesie nas w zawiłości osobistych przeżyć. Poznamy trudne dzieciństwo matki naznaczone humorami despotycznego ojca, wojenną codzienność z jej trudnymi wyborami, choć bez bohaterskich czynów i chwilę przyjścia na świat Pani Z. Od tego momentu nie będzie wcale łatwiej i przyjemniej – proza życia to scenariusz raczej w tym przypadku dramatyczny, chociaż  i w nim możemy oczekiwać delikatnych muśnięć słońca i ludzkiego uśmiechu. Realia Wenecji, a chwilami uroki Rzymu to miejsca, które odkryją nie tylko konkretne wydarzenia z życia autorki, ale przede wszystkim jej sposób patrzenia na świat. Nie sposób stwierdzić czy patrzyła tak na niego zawsze, ale w książce ten obraz malowany jest raczej ciemnymi kolorami.

Starość i przemijanie, którymi Pani Z. się brzydzi choć sama ich doświadcza, a także meandry życiowych doświadczeń, w jej słowach prezentują się szczególnie gorzko i ironicznie. I szczerze. Ten ostatni element doceniać zaczęłam jednak dopiero pod koniec zmagania z tą książką – wcześniej niestety zagubiło się to gdzieś w stylu pisania C. Vighy, w którym przez większą cześć „Ostatniego lata” nie mogłam się odnaleźć. Nie jestem pewna z czego to wynikało, ale czasami zupełnie gubiłam się w zawiłościach myśli autorki, ba! czasami nie do końca potrafiłam wychwycić sedno niektórych, co bardziej rozbudowanych zdań. Tak zwyczajnie sposób opowiadania nie do końca przypadł mi do gustu - przynajmniej w zasadniczej części książki - a to spowodowało, że nie jest to lektura do której chciałabym jeszcze kiedyś wrócić, mimo że doceniam w niej pewne elementy. 


Choroba autorki odgrywa tu jednocześnie pierwszo- i drugoplanową rolę. Przez większą część „Ostatniego lata” gdy czytamy o czasie sprzed nagłych niekontrolowanych upadków i późniejszych wizyt u siedmiu neurologów – jest ona jedynie tłem, o którym Vighy prawie nie wspomina bezpośrednio, a jednak nadaje wyraz wszystkiemu co pisze. Z jednej strony podziwiam szczerość i brak zbędnego koloryzowania swojej historii i uwznioślania uczuć tam, gdzie wzniosłości nie było lub przygniotła ją zwyczajna rzeczywistość. Z drugiej jednak moje własne wrażenia po lekturze są tak niejednoznaczne, że nie jestem w stanie stwierdzić, że książka mi się podobała lub nie. Pewna jednak jestem, że na liście ulubionych, głęboko przeżywanych czy chociażby na długo zapamiętanych niestety się nie znajdzie.


  Garść cytatów:

Im bardziej człowiek dorasta, tym mniej rozumie: tylko przebłyski w ciemności, strzępy rzeczywistości, kawałki prawdy wyrwane zębami”. (s. 20)

W gruncie rzeczy, by wyleczyć się z miłości, wystarczy poczekać”. (s. 43)

Jeśli Bóg istnieje, mam nadzieję, że w tamtej chwili patrzył w inną stronę”. (s. 114)


Zobacz również

13 komentarze

  1. Ech, a tak się ładnie zapowiadała i takie rozczarowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę czytałam, znam i w dalszym ciągu nie mam o niej konkretnego zdania...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam niedawno tę książkę. Spodziewałam się, że okaże się smutniejsza. Żałowałam też, że autorka nie postarała się bardziej opisać Wenecji, bo skoro bohaterka mieszkała w Wenecji, powinno być więcej scen z Wenecją w tle :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie zapadła w pamięć. Polecam w nastrojowej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie równeż ksiażka nie przypadła do gustu, natomiast mojej mamie tak i to bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to idealny dowód na to, że każdemu z nas podoba się coś innego :)

      Usuń
  6. Szkoda, że autorka zmarnowała taki ciekawy pomysł. No, trudno.

    OdpowiedzUsuń
  7. Brzmi ciekawie, aż szkoda, że nie zachwyciła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam bardzo różne recenzje tej książki - mnie nie zachwyciła, ale kogoś innego może :)

      Usuń
  8. Szkoda, że książka ostatecznie okazała się być przeciętna. Raczej po nią nie sięgnę, choć zapowiadało się nieźle ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziękuję, bo widać że książka niczym się nie wyróżnia
    http://qltura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm, ciekawe. Może niedokładna korekta? Może nikt nie redagował tej książki porządnie, by wszystko było zrozumiałe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to raczej nie kwestia korekty, a stylu pisania autorki ;)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy