Randy Alcorn - Deadline
18.08.2013
Z pewnością znacie to uczucie, gdy tuż po
lekturze jakiejś książki w głowie kłębią się Wam tysiące myśli, a stworzenie z
nich wszystkich w miarę zgrabnego i logicznego tekstu, wydaje się szczególnie trudne.
Z drugiej strony czekanie aż wszystko poukłada się na tyle, by wyzwanie
to było łatwiejsze do realizacji może sprawić, że pewne emocje i przemyślenia
stracą nieco na świeżości. Kierowana taką obawą piszę te słowa kilka minut po
tym, jak przeczytałam ostatnie zdanie „Deadline” Randy'ego Alcorna, a poznana historia
wciąż żywo we mnie tkwi. I w tym momencie pojawia się pierwsza przeszkoda,
czyli fakt, że po lekturze tej książki uczucia mam, delikatnie mówiąc, mieszane.
Przy tej całej niepewności w jaki sposób o „Deadline”
napisać i jak najlepiej wyrazić swoją opinię zacznę od pewnego rodzaju pewnika –
zarysu fabuły. On zresztą bowiem miał również pewien (dosyć znaczący) wpływ na
to, w jaki sposób do tej pozycji podeszłam.
Jake, Doc i Finney to trójka dorosłych mężczyzn, których od dzieciństwa łączy przyjaźń. Wspólne dziecięce zabawy, młodzieńcze doświadczenia, a później także trudne przeżycia w Wietnamie sprawiły, że mimo bardzo różnych dróg, które wybrali, wciąż są sobie bliscy. Dzieli ich bowiem więcej niż tylko kariera zawodowa czy wybory dotyczące rodziny. Finney od wielu lat jest gorąco wierzącym konserwatywnym chrześcijaninem, natomiast Doc prezentuje poglądy zdecydowanie liberalne. Jake natomiast nie potrafi ściśle się określić, chociaż z pewnością bliżej mu do przekonań drugiego z przyjaciół.
Jake, Doc i Finney to trójka dorosłych mężczyzn, których od dzieciństwa łączy przyjaźń. Wspólne dziecięce zabawy, młodzieńcze doświadczenia, a później także trudne przeżycia w Wietnamie sprawiły, że mimo bardzo różnych dróg, które wybrali, wciąż są sobie bliscy. Dzieli ich bowiem więcej niż tylko kariera zawodowa czy wybory dotyczące rodziny. Finney od wielu lat jest gorąco wierzącym konserwatywnym chrześcijaninem, natomiast Doc prezentuje poglądy zdecydowanie liberalne. Jake natomiast nie potrafi ściśle się określić, chociaż z pewnością bliżej mu do przekonań drugiego z przyjaciół.
Pewnego wieczoru, który przebiega jak
wiele podobnych wcześniej, spotykają się by obejrzeć mecz. Zwykła przejażdżka
po pizzę kończy się niepodziewanie tragedią – samochód rozbija się i choć przez
krótki czas istnieje nadzieja, że mężczyźni przeżyją wypadek – udaje się to
jedynie Jake’owi. Niedługo później otrzymuje on tajemniczą wiadomość, która sprawi,
że będzie zmuszony bliżej przyjrzeć się życiu swoich przyjaciół i zastanowić
się czy rzeczywiście ich śmierć była przypadkowa.
Przyznacie, że takich opis mógłby wzbudzić
w Was przekonanie, że czeka Was historia pełna akcji, zagmatwanego (a jakże by
inaczej!) śledztwa i pełnego oczekiwania napięcia na końcowe rozwiązanie tajemnicy.
I faktycznie wszystkie te elementy znajdziecie w „Deadline” – tyle tylko, że w
mniejszym natężeniu niż można by wnioskować. Stanowią one jedynie tło,
drugoplanową przestrzeń, której w żadnym wypadku nie można nazwać głównym
tematem powieści. Całe śledztwo staje się tylko pretekstem do rozważań
głębszych i wymagających spojrzenia na tę książkę nieco inaczej niż na
początku.
W tym właśnie punkcie pojawił się u mnie w
trakcie lektury pierwszy zgrzyt – nie była to bowiem z pewnością taka historia, jakiej się spodziewałam, a proporcje ‘śledztwo-duchowość’ kłóciły się z moimi
oczekiwaniami, przeważając szalę na tą drugą stronę. Gdybym wcześniej nieco
bliżej przyjrzała się dorobkowi pisarskiemu autora (klik!) i samej jego osobie, pewnie nastawienie miałabym zgoła inne. Niestety tego nie zrobiłam i nie jestem w
stanie ukryć, że początkowo towarzyszyło mi rozczarowanie, a pierwsze sto stron
powieści czytało mi się zwyczajnie ciężko. Aż do momentu gdy zmieniłam nieco
oczekiwania, starając się czerpać z kolejnych rozdziałów to, co szczególnie
interesujące. Przyznać bowiem trzeba, że książka ta porusza całą mnogość
tematów ważnych i takich, wśród których wielu z nas może znaleźć coś dla siebie,
ale które jednocześnie nie należą do tych łatwych i prostych w ocenie.
Po pierwsze wizja zaświatów. Nie da się
ukryć, że Bóg, religia i ogólnie normy moralne mają w powieści Alcorna
niebagatelne, a właściwie kluczowe znaczenie. Dla osób, które nie przepadają za
taką tematyką i odniesieniami ta książka może nie wydać się specjalnie intrygująca.
Tyle że poza taką stricte religijną stroną, „Deadline” porusza również ciągle
aktualne i kontrowersyjne problemy. Aborcja – stawiając z jednej strony
prawo kobiety do dysponowania własnym ciałem, z drugiej konieczność ochrony
życia poczętego; tolerancja, która nie jest tu równoznaczna z uprzywilejowaniem, lecz faktyczną równością; edukacja seksualna, AIDS, medyczne definicje śmierci
czy kwestia transplantologii. To również krytyczne spojrzenie na pracę dziennikarzy,
którzy zatracając ideał rzetelnego podejścia do pisania, nieskażonego chęcią
przypodobania się określonym grupom, nie tylko zdradzają zawodowy kodeks, ale
niejednokrotnie wywołują skutki daleko bardziej idące niż tylko ignorowanie własnego
sumienia.
Tych, niewątpliwie trudnych i niejednoznacznych
tematów jest w tej książce tak wiele, że trudno o wszystkich pisać, ale co
ciekawe autor potrafił to wszystko złożyć w spójną całość. I pod tym względem
jestem pełna podziwu. Nie da się jednak nie zauważyć, które poglądy są autorowi
bliższe i które przedstawia z większym uczuciem. Zresztą samo to nie jest
raczej niczym zaskakującym, tyle że nie zawsze forma prezentowania określonego stanowiska
przez autora była według mnie właściwa. Mam tu na myśli pewną nierówność, która
przejawiała się fragmentami napisanymi naprawdę świetnie, które czytałam z
ogromnym zainteresowaniem, przeplatanymi co jakiś czas takimi, które brzmiały
nieco jak sprawnie przygotowana regułka lub prelekcja. A taka forma niestety w
kontekście akcji nie zawsze brzmiała naturalnie. Nawet mimo, że
tych lepszych części było znacznie więcej, to te mało przekonujące i w pewnym stopniu jakby sztucznie wplecione, stanowią
pewną rysę o której zapomnieć nie mogę.
Jest jeszcze wiele rzeczy, które na temat
tej pozycji mogłabym napisać – zarówno tych pozytywnych (postać Jake’a i jego
zmagania nie tylko ze śledztwem, ale i z własnym życiem oraz małego Finna z jego
dziecięcym zachwytem nad niemal każdym elementem codzienności) jak i takich,
które nie przypadły mi do gustu (zachowanie Carli było dla mnie zupełnie
nieautentyczne i nieprzekonujące; od strony technicznej – stosunkowo mała
czcionka), ale na pierwszy plan wysuwa mi się refleksyjna strona tej powieści.
To, że porusza tak wiele istotnych kwestii, skłania do przemyślenia pewnych
spraw i zastanowienia się nad tym, jak my sami je postrzegamy. I niekoniecznie
musimy patrzeć na nie tak samo jak robi to autor, ale warto się nad nimi
pochylić. A ta książka to idealny pretekst aby to zrobić i zauważyć, że
tytułowy „Deadline” [termin ostateczny] dotyczy tu więcej niż jednej kwestii.
„Śmierć
to decydujący moment naszej egzystencji, ostatnie pociągnięcie pędzlem na
portrecie naszego życia. Dzieło jest podpisane, farba wysycha. Nic już się nie
zmieni. To koniec”. (s. 62)
„Jake (…) był w stanie w każdej chwili
stworzyć felieton długi na osiemset słów, a teraz nie mógł znaleźć ośmiu, które
okazałyby się sensowne i pomocne”. (s. 227)
----------
Za książkę dziękuję Wydawnictwu M
16 komentarze
Być moze uda mi się w najbliższym czasie zdobyć tą książke, ponieważ zapowiada sę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńW takim razie ciekawa jestem czy Ci się spodoba :)
UsuńMuszę przyznać, że połączenie kryminału z powieścią o wierze i wartościach jest bardzo ciekawym pomysłem. Jednak ostatnio mam ochotę na mniej wymagające lektury...
OdpowiedzUsuńTutaj masz rację - nie jest to typowo lekka lektura, tym bardziej, że porusza poważne i niejednoznaczne tematy.
UsuńNie wiem czemu, ale jakoś nie czuję parcia, żeby zapoznać się z tą pozycją. Skądś kojarzę nazwisko autorki, ale póki co chyba książkę sobie daruję.
OdpowiedzUsuńAutor ma dosyć bogaty dorobek choć u nas raczej niewiele zostało z tego wydane. Sama spotkałam się z nim przy okazji "Deadline" po raz pierwszy.
UsuńŚwietnie to opisałaś, ale raczej ją sobie teraz odpuszczę. Mam pełną półkę do szybkiego przeczytania.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Może kiedyś się skusisz ;)
UsuńKsiązki, które skłaniają do myślenia, zawsze są mile widziane :)
OdpowiedzUsuńO tak - jeśli książka wywołuje u mnie refleksje to znaczy, że jakiś wpływ na mnie miała :)
UsuńSama tematyka tej książki mnie zaciekawiła, ale widzę, że jej wykonanie pozostawia jednak sporo do życzenia, dlatego chyba jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńDo samych umięjętności pisarskich autora nie mam jako takich zastrzeżeń, ale niektóre fragmenty rzeczywiście miały zbyt nienaturalny charakter. Niemniej warto było się z tą pozycją zapoznać :)
UsuńSkoro mam możliwość, to chyba zaryzykuję jej przeczytanie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na kulturka-maialis.blogspot.com
Według mnie warto, jeśli oczywiście tematyka Cię interesuje :)
UsuńJa wręcz nie znoszę książek, w których są wątki religijne bądź duchowe. Jakoś mnie do siebie nie przekonują. Połączenie kryminału oraz wiary, wydaję mi się trochę dziwne i przekombinowane. Raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że mi to połączenie też wydawało się niespotykane. Chociaż jak wspominałam spodziewałam się, że ta duchowość to raczej dodatek, a tu okazało się nieco inaczej. Tak czy siak skoro nie lubisz nawiązań religijnych to rzeczywiście lektura tej pozycji mogłaby Cię nie usatysfakcjonować :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)