Randy Alcorn - Deadline

18.08.2013




















Randy Alcorn, Deadline, tłum. Anna Popiel, Wydawnictwo M, 2011, 500 stron.

Z pewnością znacie to uczucie, gdy tuż po lekturze jakiejś książki w głowie kłębią się Wam tysiące myśli, a stworzenie z nich wszystkich w miarę zgrabnego i logicznego tekstu, wydaje się szczególnie trudne.  Z drugiej strony czekanie aż wszystko poukłada się na tyle, by wyzwanie to było łatwiejsze do realizacji może sprawić, że pewne emocje i przemyślenia stracą nieco na świeżości. Kierowana taką obawą piszę te słowa kilka minut po tym, jak przeczytałam ostatnie zdanie „Deadline” Randy'ego Alcorna, a poznana historia wciąż żywo we mnie tkwi. I w tym momencie pojawia się pierwsza przeszkoda, czyli fakt, że po lekturze tej książki uczucia mam, delikatnie mówiąc, mieszane.

Przy tej całej niepewności w jaki sposób o „Deadline” napisać i jak najlepiej wyrazić swoją opinię zacznę od pewnego rodzaju pewnika – zarysu fabuły. On zresztą bowiem miał również pewien (dosyć znaczący) wpływ na to, w jaki sposób do tej pozycji podeszłam.

Jake, Doc i Finney to trójka dorosłych mężczyzn, których od dzieciństwa łączy przyjaźń. Wspólne dziecięce zabawy, młodzieńcze doświadczenia, a później także trudne przeżycia w Wietnamie sprawiły, że mimo bardzo różnych dróg, które wybrali, wciąż są sobie bliscy. Dzieli ich bowiem więcej niż tylko kariera zawodowa czy wybory dotyczące rodziny. Finney od wielu lat jest gorąco wierzącym konserwatywnym chrześcijaninem, natomiast Doc prezentuje poglądy zdecydowanie liberalne. Jake natomiast nie potrafi ściśle się określić, chociaż z pewnością bliżej mu do przekonań drugiego z przyjaciół. 

Pewnego wieczoru, który przebiega jak wiele podobnych wcześniej, spotykają się by obejrzeć mecz. Zwykła przejażdżka po pizzę kończy się niepodziewanie tragedią – samochód rozbija się i choć przez krótki czas istnieje nadzieja, że mężczyźni przeżyją wypadek – udaje się to jedynie Jake’owi. Niedługo później otrzymuje on tajemniczą wiadomość, która sprawi, że będzie zmuszony bliżej przyjrzeć się życiu swoich przyjaciół i zastanowić się czy rzeczywiście ich śmierć była przypadkowa.

Przyznacie, że takich opis mógłby wzbudzić w Was przekonanie, że czeka Was historia pełna akcji, zagmatwanego (a jakże by inaczej!) śledztwa i pełnego oczekiwania napięcia na końcowe rozwiązanie tajemnicy. I faktycznie wszystkie te elementy znajdziecie w „Deadline” – tyle tylko, że w mniejszym natężeniu niż można by wnioskować. Stanowią one jedynie tło, drugoplanową przestrzeń, której w żadnym wypadku nie można nazwać głównym tematem powieści. Całe śledztwo staje się tylko pretekstem do rozważań głębszych i wymagających spojrzenia na tę książkę nieco inaczej niż na początku. 

W tym właśnie punkcie pojawił się u mnie w trakcie lektury pierwszy zgrzyt – nie była to bowiem z pewnością taka historia, jakiej się spodziewałam, a proporcje ‘śledztwo-duchowość’ kłóciły się z moimi oczekiwaniami, przeważając szalę na tą drugą stronę. Gdybym wcześniej nieco bliżej przyjrzała się dorobkowi pisarskiemu autora (klik!) i samej jego osobie, pewnie nastawienie miałabym zgoła inne. Niestety tego nie zrobiłam i nie jestem w stanie ukryć, że początkowo towarzyszyło mi rozczarowanie, a pierwsze sto stron powieści czytało mi się zwyczajnie ciężko. Aż do momentu gdy zmieniłam nieco oczekiwania, starając się czerpać z kolejnych rozdziałów to, co szczególnie interesujące. Przyznać bowiem trzeba, że książka ta porusza całą mnogość tematów ważnych i takich, wśród których wielu z nas może znaleźć coś dla siebie, ale które jednocześnie nie należą do tych łatwych i prostych w ocenie.

Po pierwsze wizja zaświatów. Nie da się ukryć, że Bóg, religia i ogólnie normy moralne mają w powieści Alcorna niebagatelne, a właściwie kluczowe znaczenie. Dla osób, które nie przepadają za taką tematyką i odniesieniami ta książka może nie wydać się specjalnie intrygująca. Tyle że poza taką stricte religijną stroną, „Deadline” porusza również ciągle aktualne i kontrowersyjne problemy. Aborcja – stawiając z jednej strony prawo kobiety do dysponowania własnym ciałem, z drugiej konieczność ochrony życia poczętego; tolerancja, która nie jest tu równoznaczna z uprzywilejowaniem, lecz faktyczną równością; edukacja seksualna, AIDS, medyczne definicje śmierci czy kwestia transplantologii. To również krytyczne spojrzenie na pracę dziennikarzy, którzy zatracając ideał rzetelnego podejścia do pisania, nieskażonego chęcią przypodobania się określonym grupom, nie tylko zdradzają zawodowy kodeks, ale niejednokrotnie wywołują skutki daleko bardziej idące niż tylko ignorowanie własnego sumienia.

Tych, niewątpliwie trudnych i niejednoznacznych tematów jest w tej książce tak wiele, że trudno o wszystkich pisać, ale co ciekawe autor potrafił to wszystko złożyć w spójną całość. I pod tym względem jestem pełna podziwu. Nie da się jednak nie zauważyć, które poglądy są autorowi bliższe i które przedstawia z większym uczuciem. Zresztą samo to nie jest raczej niczym zaskakującym, tyle że nie zawsze forma prezentowania określonego stanowiska przez autora była według mnie właściwa. Mam tu na myśli pewną nierówność, która przejawiała się fragmentami napisanymi naprawdę świetnie, które czytałam z ogromnym zainteresowaniem, przeplatanymi co jakiś czas takimi, które brzmiały nieco jak sprawnie przygotowana regułka lub prelekcja. A taka forma niestety w kontekście akcji nie zawsze brzmiała naturalnie. Nawet mimo, że tych lepszych części było znacznie więcej, to te mało przekonujące i  w pewnym stopniu jakby sztucznie wplecione, stanowią pewną rysę o której zapomnieć nie mogę.

Jest jeszcze wiele rzeczy, które na temat tej pozycji mogłabym napisać – zarówno tych pozytywnych (postać Jake’a i jego zmagania nie tylko ze śledztwem, ale i z własnym życiem oraz małego Finna z jego dziecięcym zachwytem nad niemal każdym elementem codzienności) jak i takich, które nie przypadły mi do gustu (zachowanie Carli było dla mnie zupełnie nieautentyczne i nieprzekonujące; od strony technicznej – stosunkowo mała czcionka), ale na pierwszy plan wysuwa mi się refleksyjna strona tej powieści. To, że porusza tak wiele istotnych kwestii, skłania do przemyślenia pewnych spraw i zastanowienia się nad tym, jak my sami je postrzegamy. I niekoniecznie musimy patrzeć na nie tak samo jak robi to autor, ale warto się nad nimi pochylić. A ta książka to idealny pretekst aby to zrobić i zauważyć, że tytułowy „Deadline” [termin ostateczny] dotyczy tu więcej niż jednej kwestii. 


  Garść cytatów:

Śmierć to decydujący moment naszej egzystencji, ostatnie pociągnięcie pędzlem na portrecie naszego życia. Dzieło jest podpisane, farba wysycha. Nic już się nie zmieni. To koniec”. (s. 62)

Jake (…) był w stanie w każdej chwili stworzyć felieton długi na osiemset słów, a teraz nie mógł znaleźć ośmiu, które okazałyby się sensowne i pomocne”. (s. 227)

----------

Za książkę dziękuję Wydawnictwu M

Zobacz również

16 komentarze

  1. Być moze uda mi się w najbliższym czasie zdobyć tą książke, ponieważ zapowiada sę ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ciekawa jestem czy Ci się spodoba :)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że połączenie kryminału z powieścią o wierze i wartościach jest bardzo ciekawym pomysłem. Jednak ostatnio mam ochotę na mniej wymagające lektury...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj masz rację - nie jest to typowo lekka lektura, tym bardziej, że porusza poważne i niejednoznaczne tematy.

      Usuń
  3. Nie wiem czemu, ale jakoś nie czuję parcia, żeby zapoznać się z tą pozycją. Skądś kojarzę nazwisko autorki, ale póki co chyba książkę sobie daruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor ma dosyć bogaty dorobek choć u nas raczej niewiele zostało z tego wydane. Sama spotkałam się z nim przy okazji "Deadline" po raz pierwszy.

      Usuń
  4. Świetnie to opisałaś, ale raczej ją sobie teraz odpuszczę. Mam pełną półkę do szybkiego przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ksiązki, które skłaniają do myślenia, zawsze są mile widziane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak - jeśli książka wywołuje u mnie refleksje to znaczy, że jakiś wpływ na mnie miała :)

      Usuń
  6. Sama tematyka tej książki mnie zaciekawiła, ale widzę, że jej wykonanie pozostawia jednak sporo do życzenia, dlatego chyba jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do samych umięjętności pisarskich autora nie mam jako takich zastrzeżeń, ale niektóre fragmenty rzeczywiście miały zbyt nienaturalny charakter. Niemniej warto było się z tą pozycją zapoznać :)

      Usuń
  7. Skoro mam możliwość, to chyba zaryzykuję jej przeczytanie ;)

    Zapraszam do mnie na kulturka-maialis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie warto, jeśli oczywiście tematyka Cię interesuje :)

      Usuń
  8. Ja wręcz nie znoszę książek, w których są wątki religijne bądź duchowe. Jakoś mnie do siebie nie przekonują. Połączenie kryminału oraz wiary, wydaję mi się trochę dziwne i przekombinowane. Raczej sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że mi to połączenie też wydawało się niespotykane. Chociaż jak wspominałam spodziewałam się, że ta duchowość to raczej dodatek, a tu okazało się nieco inaczej. Tak czy siak skoro nie lubisz nawiązań religijnych to rzeczywiście lektura tej pozycji mogłaby Cię nie usatysfakcjonować :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy