Valérie Perrin - Colette
26.06.2025Jeśli mam rzucić wszystko i czytać, to właśnie dla takich książek, jakie pisze Valérie Perrin. Dla tych wszystkich (nie)zwykłych emocji uderzających prosto w serce, dla bohaterów, którzy stają mi się bliscy, dla historii bezpiecznie rozsiadających się w mojej wyobraźni.
Agnès odwiedzała swoją ciotkę w dzieciństwie każdego lata, a w dorosłości rozmawiała z nią przez telefon w każdy wtorek. Gdyby ktoś ją zapytał, czym wyróżniała się siostra jej taty, sławnego pianisty, to pewnie miałaby problem, by tak z miejsca coś odpowiedzieć. Colette prowadziła spokoje życie, była właścicielką zakładu szewskiego, kibicowała swojej ukochanej piłkarskiej drużynie. Nigdy nie wyszła za mąż, nie miała dzieci, nie wyróżniała się specjalnie w tłumie. Tylko czy rzeczywiście tylko to można powiedzieć o jej życiu? Bratanica zacznie odkrywać przeszłość ciotki dopiero wtedy, gdy ta odejdzie z tego świata i zostawi jej walizkę pełną magnetofonowych kaset. Hélène Hel w „Zapomnianych niedzielach” urodziła się dwa razy, a Colette Septembre dwa razy umarła.
Valérie Perrin po raz kolejny stworzyła powieść, z którą nie chciałam się rozstawać - dającą jednocześnie wytchnienie od rzeczywistości i niedającą wytchnienia bohaterom. Wiele jest tu zwykłych codziennostek, a niewiele pędzącej w zawrotnym tempie akcji, ale za to mamy pokaźny zestaw tajemnic z przeszłości. Odkrywałam je strona po stronie, chłonąc aurę pełną wrażliwości. W tym francuska pisarka jest najlepsza - w ubieraniu w słowa przeżyć w taki sposób, że budzi to we mnie tkliwość i pozwala mieć wrażenie, że przez chwilę naprawdę jestem blisko stworzonych postaci i ich myśli.
Łatwo przyszłoby mi stwierdzić, że był taki moment, gdy uznałam, że fabularnie autorka poszła o jeden krok za daleko, że takie rozwiązanie nie było właściwie konieczne. Mogłabym napisać, że nie zakochałam się tym razem tak samo mocno jak w „Zapomnianych niedzielach” i to też byłaby prawda. Ale to i tak nie zmienia faktu, że docierając do ostatniej strony poczułam jak ściska mi się gardło i miałam wrażenie jakby idealnie domknęła się jakaś wisząca w powietrzu klamra. Piękna to była powieść, nie tylko z jedną niezwykłą historią pewnej fanki piłki nożnej, ale z wieloma różnymi historiami po drodze, składającymi się na barwny i pełen emocji obraz.
Po raz kolejny poczułam, że wrażliwość Valérie Perrin jest mi bliska, a wyzwania, które stawia przed bohaterami nie są jedynie sposobem na stworzenie ciekawej opowieści - to zawsze jest pretekst do rozważań o życiu, relacjach między ludźmi, o korzystaniu z każdej chwili i przeżywaniu jej tak naprawdę. Z całą mocą.
Warto przeczytać. Warto poczuć.
Garść cytatów:
„Widzisz, Agnès, ludzie tak naprawdę na nas nie patrzą”. (s. 120)

[współpraca reklamowa]
0 komentarze
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)