Josh Malerman - Coś się dzieje w naszym domu

30.09.2025



Josh Malerman, Coś się dzieje w naszym domu [Incidents Around the House], tłum. Filip Sporczyk, Akurat, 2025, 384 stron.

Znacie ten moment tuż przed zaśnięciem, gdy wszędzie jest ciemno, w domu panuje cisza i nie powinno się już o niczym myśleć? Ja właśnie wtedy przypominałam sobie to, o czym czytałam w „Coś się dzieje w naszym domu” i kilka razy autentycznie musiałam sobie powiedzieć w myślach, że to tylko książka, że nic w tym mroku nocy się nie czai. W ukojeniu nerwów zdecydowanie nie pomogło nagłe syczenie w rogu pokoju (które okazało się odpowietrzającym się grzejnikiem). Do tej pory tak działały na mnie czasami tylko filmy (i dlatego nie oglądam horrorów), ale w przypadku powieści rzadko towarzyszy mi strach. A Josh Malerman potrafił go we mnie wywołać.

Wpuścisz mnie do serca? To pytanie słyszy Bela od Drugiej Mamusi, która wychodzi z szafy. Czasem siada na jej łóżko, bardzo blisko i dziewczynka widzi, że jej twarz jest trochę poprzestawiana, a na dłoniach ma długie włosy. Dawniej się jej nie bała, mogła z nią porozmawiać o różnych rzeczach, ale teraz? Teraz coraz częściej ta obecność ją osacza i budzi lęk. Co będzie jeśli kiedyś się złamie i zgodzi na to, o co prosi ją Druga Mamusia? Co będzie jeśli dalej będzie mówiła „nie”?

Gdyby się nad tym zastanowić to Josh Malerman wcale nie sięga po jakieś nietypowe rozwiązania fabularne. Ba! Coś ukrywającego się w szafie to dosyć ograny motyw w horrorach i ogólnie plasuje się wysoko na liście standardowych dziecięcych strachów. A jednak fakt, że książka napisana jest z perspektywy ośmiolatki w jakiś sposób potęguje poczucie niepokoju. Bela jest rozdarta między tym, jak kiedyś postrzegała Drugą Mamusię (były chyba przyjaciółkami, prawda?), a tym co odczuwa wobec niej teraz. Wierzyłam w jej strach, czułam go i zastanawiałam się ile może znieść kilkuletnie dziecko. Mamusia (ta pierwsza) i Tatusiek są całym jej światem i Bela chciałaby po prostu, żeby było jak dawniej, ale koszmar już trwa i to na jawie. 



Na mnie ta powieść zdecydowanie podziałała, wywołując nie raz i nie dwa dreszcz niepokoju, a to mi się wcale często przy takich historiach nie zdarza. Wyobraźnia pracowała mi na wysokich obrotach, chociaż były momenty, gdy lepiej byłoby nie mieć w głowie opisywanego obrazu. Jednocześnie temu napięciu towarzyszyła chęć przewracania kolejnych stron i sprawdzenia, jak bohaterowie poradzą sobie z sytuacją, w której zdaje się nie być dobrego wyjścia. Nietypowy układ graficzny tekstu wymagał na początku przyzwyczajenia, przyznaję, ale za to ta dziecięca narracja była moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. 

Dla mnie „Coś się dzieje w naszym domu” to powieść, która ma co najmniej dwie warstwy. Jest ta pierwsza, dosłowna, w której mamy do czynienia z horrorem i druga, gdzie wszystkie wydarzenia sięgają głębiej, w ludzką, przede wszystkim dziecięcą, psychikę. W tym zestawieniu zakończenie nie jest tylko tym, co się wydarzyło, nie jest jedną z dosyć oczywistych opcji na rozwiązanie sytuacji, ale stanowi obraz bardziej symboliczny. Czy ta dwuznaczność rzeczywiście tam jest? Czy Josh Malerman faktycznie tak sprytnie to wszystko obmyślił? Nie wiem, ale na pewno zostawił furtkę na domysły i własne interpretacje, a z tej, która mi się ułożyła w głowie wyszło, że ta historia poza tym, że potrafiła we mnie wzbudzić lęk (doceniam!), jest czymś znacznie więcej. I to więcej sprawia, że wychodzi poza ramy dobrego horroru i wskakuje na głębokie wody psychologicznych zależności.


  Garść cytatów:

Każde miejsce może być dla kogoś ważne, mimo że dla ciebie to tylko punkt na mapie”. (s. 92) 

Zobacz również

0 komentarze

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy