Håkan Nesser – Stowarzyszenie Leworęcznych

27.10.2020

Håkan Nesser, Stowarzyszenie Leworęcznych [De vänsterhäntas förening], tłum. Iwona Jędrzejewska, Czarna Owca, 2020, 576 stron.

Czytałam kilka książek Håkana Nessera („Żywi i umarli w Winsford”, „Intrigo”, „Oczy Eugena Kallmanna”, „Jedenaście dni w Berlinie”) i chociaż zdarzało mi się na ten czy inny element pomarudzić, to nie waham się stwierdzić, że obdarzyłam sporą sympatią prozę szwedzkiego pisarza. Nie miałam jednak okazji sięgnąć po dwa jego najbardziej znane cykle – z komisarzem Van Veeterenem i inspektorem Barbarottim. Mam je w planach, ale chciałam najpierw skupić się na rozpoczętych kryminalnych seriach, zanim wejdę do świata nowych bohaterów. Bohaterowie ci postanowili mnie jednak sami odwiedzić – oboje pojawiają się bowiem w „Stowarzyszeniu Leworęcznych”, a ja – nie chcąc wczytywać się za mocno w jej opis i decydując się na nią ze względu na autora – sprawdziłam wcześniej tylko, że nie jest ona częścią żadnej serii.

Marten i Rejmus jeszcze długo mieli pamiętać jak w czasach szkolnych nauczycielka kazała im zakładać specjalną rękawicę i pisać prawą ręką, mimo że byli mańkutami. Założone przez nich Stowarzyszenie Leworęcznych nigdy nie miało wielu członków ani wzniosłych celów, ale okazało się być punktem zapalnym wielu wydarzeń w ich życiu. Lata później ogień strawił pewien pensjonat, a prowadzący śledztwo byli przekonani, że wiedzą kto go podłożył i jest odpowiedzialny za śmierć kilku przebywającym tam wówczas gości. Musiało minąć ponad dwadzieścia lat, by okazało się, że nic nie jest takie, jak się wtedy wydawało i trzeba zweryfikować to, co uznawali za pewnik.

Van Veeteren niedługo skończy siedemdziesiąt pięć lat (i dosyć mocno nad swoim wiekiem ubolewa) i od dawna nie zajmuje się już sprawami kryminalnymi. Świadomość popełnionego przed laty błędu nie daje mu jednak spokoju i angażuje się w sprawę (nie)wyjaśnionego pożaru. Trudno nazwać to jakimś dynamicznym śledztwem, ale próbuje on poukładać wszystkie elementy układanki i znaleźć odpowiedź na pytanie, co się właściwie wtedy stało i jaki związek ma z tym wszystkim Stowarzyszenie Leworęcznych.

Zawiodą się ci, którzy będą się spodziewali powieści o wspólnym prowadzeniu sprawy przez Van Veeterena i Barbarottiego – ten drugi bowiem na scenie pojawia się bardzo późno, a i wtedy ich kontakt jest mocno ograniczony. Pierwszemu z panów towarzyszymy za to właściwie od początku, ale trzeba się przygotować, że jego działania mają raczej charakter rozmów i dyskusji, a nie pościgu za mordercą. Z tego też względu trudno jest mówić tu o jakimś szczególnym napięciu. Jest to raczej odrywanie kart przeszłości i układanie ich tak, by zyskać pełen obraz sytuacji.

Nesser bardzo powoli podsuwa kolejne elementy i dla niektórych czytelników, oczekujących wartkiej akcji, to może być spory problem. Ja jestem cierpliwa i powolne odkrywanie tajemnic mi nie przeszkadza, o ile oczywiście historia jest ciekawa. Tutaj nie miałam problemu z zaangażowaniem się w kolejne wydarzenia, ale nie towarzyszyło temu jednocześnie niespokojne oczekiwanie na rozwiązanie. Ot, przyjemnie mi się obserwowało, jak wszystko powoli wskakuje na swoje miejsce. Problem w tym, że liczyłam jednak na bardziej zaskakujące zakończenie i jakiś prztyczek w nos od autora. Tego niestety nie uświadczyłam, a i do (nie)domknięcia niektórych elementów mam pewne zastrzeżenia.

Mam w sobie po lekturze „Stowarzyszenia Leworęcznych” pewną sprzeczność. Z jednej strony przyznaję, że dobrze mi się tę książkę czytało i mimo mało dynamicznej akcji nie czułam się znudzona, a autorowi udawało się utrzymać moje zainteresowanie na mniej więcej stałym poziomie. Bez wielkiej ekscytacji, ale i bez ziewania. Podobało mi się dokopywanie do kolejnych warstw tej historii, nawet jeśli trudno tu mówić o porywającym śledztwie. Z drugiej strony nie przywiązałam się jakoś specjalnie do bohaterów, a książka nie sprawiła, że chcę natychmiast poznać lepiej Van Veeterena i Barbarottiego, sięgając po tytuły, w których odgrywają główne role. Poza tym więcej spodziewałam się po zakończeniu, które przy tak rozbudowanej i wielowątkowej historii wydało mi się zbyt przewidywalne. Ze względu na motyw nietypowego stowarzyszenia ta powieść pewnie zapadnie mi w pamięć na dłużej, ale nie będę jej wspominać jako coś porywającego. Raczej jako ciekawą historię, którą dobrze mi się poznawało, ale której potencjału autor do końca nie wykorzystał.


 Garść cytatów: 

(…) czyż to nie jedyna rozsądna rzecz w tym świecie, która się liczy? Marzyć”. (s. 31)

Bo tak to już jest, że kiedy to najstraszniejsze puka do drzwi, lubi to robić tam, gdzie w środku siedzi osoba zupełnie na to nieprzygotowana i całkiem bezbronna”. (s. 184)

Być może dorosły zawsze czuje się obcy w krajobrazie swojego dzieciństwa”. (s. 198)

Dopóki nie zobaczymy równania, dopóty nie będziemy umieli go rozwiązać”. (s. 505)

~~*~~
Za książkę dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

Zobacz również

6 komentarze

  1. Nie znam jeszcze twórczości tego autora, ale raczej przeczytam na początek jakąś inną Jego książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może rzeczywiście na pierwsze spotkanie nie będzie to najlepszy wybór :)

      Usuń
  2. Szkoda, że akcja jest mało dynamiczna, ale nie mówię jej nie. Lubię bowiem takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja doceniam takie niespieszne powieści, jeśli potrafią mnie wciągnąć :)

      Usuń
  3. Nie czytałam jeszcze niczego autora i chyba nie zacznę od tej książki, żeby się jednak nie zniechęcać. Może kiedyś sięgnę po te główne cykle o których wypominasz i jeśli mi się spodobają to miło będzie odnaleźć głównych bohaterów w tej książce :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy