Michelle Paver - Przepaść

5.01.2024



Michelle Paver, Przepaść [Thin Air], tłum. Maciej Miłkowski, Czwarta Strona, 2018, 272 strony.

Osiem lat temu zanurzyłam się w powieści "Cienie w mroku" Michelle Paver i później nie raz i nie dwa podawałam tę książkę przy różnych okazjach jako przykład mroźnej, niepokojącej i pełnej napięcia historii. Nadal wspominam to wrażenie zbliżającego się niebezpieczeństwa i podskórne ukłucia strachu. Nie ukrywam więc, że liczyłam, iż podobne emocje dostarczy mi "Przepaść" tej autorki, która na swoje pięć minut czekała już wystarczająco długo.

Górska wyprawa na trzeci najwyższy szczyt na Ziemi, czyli Kanczendzongę w Himalajach okazuje się nie tylko wędrówką w górę, nie tylko walką z naturą. Podobno wysokość może doprowadzić do obłędu, więc jak oddzielić, co jest prawdą, a co nie? Ruszanie śladami ekspedycji, która zakończyła się tragicznie budzi wprawdzie w niektórych pewien opór, ale nie powstrzymuje kilkorga Anglików przed próbą zdobycia niezdobytego. Jest rok 1935, a Stephen Pearce właściwie w ostatniej chwili zostaje wciągnięty przez swojego brata w podróż w kierunku szczytu. Droga tam okaże się jednak trudniejsza niż którykolwiek z nich przypuszczał.



W czasie czytania o tym szczególnie nie myślałam, ale teraz zdałam sobie sprawę, że główny bohater "Przepaści" jest trochę podobny do Jacka z "Cieni w mroku". Oboje mają w sobie ekscytację naturą i mroźnymi rejonami świata, oboje z czasem muszą się mierzyć z niebezpieczeństwem, którego nie potrafią nazwać i długo wzbraniają się przed poddaniem się strachowi. W wyprawie na Kanczendzongę wiele razy są takie chwile, kiedy Stephen próbuje przekonać siebie, że wszystko da się logicznie wytłumaczyć i nie ma się czego obawiać. To stąpanie mocno po ziemi jest pomocne, ale gdy w każdej chwili można trafić i dosłownie i metaforycznie na przepaść, może nie wystarczyć. Tym razem Michelle Paver sporo miejsca poświeca też trudnej relacji braci i wyczuwa się sporo nagromadzonych nieporozumień i żalu. Autorka potrafi realistycznie sportretować postaci, tchnąć w nich wiele różnych emocji i to zdecydowanie u niej doceniam.

Paver niezwykle barwnie i sugestywnie odmalowuje miejsca, w których przebywają bohaterowie, niemal sprawiając, że czuje się mróz szczypiący w nos i zmęczenie wymagającą wędrówką. O górach pisze tak, że od razu miałam ochotę je zobaczyć, stanąć choćby gdzieś u podnóża. To duży atut tej książki, bo ma się wrażenie, że jest się częścią ekspedycji. Od początku są pewne niepokojące sygnały, ale w gruncie rzeczy akcja zagęszcza się dosyć wolno, by dopiero znacznie wyżej osiągnąć punkt kulminacyjny. Niecierpliwych może to nieco zniechęcić, ale mi nie przeszkadzało.



Kluczowe jest w tym wszystkim jednak to, że nie ma takiej siły, która by sprawiła, że nie będę porównywała "Przepaści" z "Cieniami w mroku", które zrobiły na mnie dawniej takie dobre wrażenie. Pewnie przez to historia o Kanczendzondze ma trochę pod górkę, ale nic na to nie poradzę. Nie będę ukrywała, że tym razem nie przygniotła mnie lawina napięcia, jak przy pierwszym spotkaniu z autorką, być może dlatego, że szybciej dostrzegłam kierunek, w którym to wszystko zmierza. Nie oznacza to, że "Przepaść" nie wywołała we mnie emocji, bo byłam zaangażowana się w cel, który przed sobą widzieli bohaterowie, ale to, co miało budzić grozę, tym razem tak mocno na mnie nie podziałało.

To nadal było ciekawe spotkanie, to nadal jest warta uwagi książka, ale do emocji z "Cieni w mroku" nie udało się jej wspiąć.


  Garść cytatów:

"To musi być straszne, gdy człowiek żyje w strachu przed wszystkim, co go otacza". (s. 107)

 Inne książki Michelle Paver na K-czyta

Zobacz również

14 komentarze

  1. Rzadko sięgam po tego typu powieści, ale po przeczytaniu Twojej notki myślę, że to może być dla mnie świetny przerywnik, jeżeli będę potrzebowała odskoczni od tego co czytam na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, dobrze jest wyjść od czasu do czasu poza to, co czytamy zazwyczaj, bo można się miło zaskoczyć :)

      Usuń
  2. Jeśli brakuje emocji, to dla mnie duży minus dla książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście brakowało mi tego napięcia, którego doświadczyłam w poprzedniej książce :) Może niedosyt nie byłby taki duży, gdybym nie te porównania właśnie :)

      Usuń
  3. Nie przeszkadza mi, gdy akcja w książce rozkręca się nieco wolniej. Szkoda tylko, że nie wywarła na Tobie takiego wrażenia jak poprzednia książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję! :) Ale mimo wszystko nie będę jej źle wspominała, bo na swoje dobre strony.

      Usuń
  4. Chętnie przeczytam. Zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla lubiących górską tematykę może się okazać ciekawa :)

      Usuń
  5. Cienie w mroku, to była świetna książka!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja koleżanka była na takiej wyprawie. I rzeczywiście nie droga, tylko wysokość były dla wszystkich najgorsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być ogromny wysiłek! Dla mnie wejście na Śnieżkę było wymagające, a takie wyprawy to zupełnie inny poziom :)

      Usuń
  7. A wiesz, że naprawdę chciałabym tę książkę przeczytać? Lubię wszystko, co dotyczy gór, choć sama za nic nie chciałabym brać udziału w żadnej niebezpiecznej ekspedycji. Mnóstwo osób zginęło podczas prób wejścia na ten szczyt, m.in. Wanda Rutkiewicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ta książka mogłaby Ci przypaść do gustu jeżeli chodzi o górski klimat. Dla mnie plusem było też to , że chociaż wcześniej o Kanczendzondze właściwie nic nie wiedziałam, to tu miałam impuls by dowiedzieć się więcej, poczytać artykuły, pooglądać zdjęcia.

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy