Daphne du Maurier – Generał i panna

3.04.2024


Daphne du Maurier, Generał i panna [The King's General], tłum. Anna Bańkowska, Albatros, 2024, 446 stron.

Już od jakiegoś czasu jestem pewna, że chciałabym przeczytać wszystkie książki  Daphne du Maurier, bo dotychczasowe spotkania z jej prozą („Moja kuzynka Rachela”, „Rebeka”, „Oberża na pustkowiu”, „Kozioł ofiarny”, „Ptaki i inne opowiadania”) uznaję za więcej niż udane. Podoba mi się klimat, jaki potrafi kreować ta angielska pisarka i to uczucie zaangażowania w historię, jakie zazwyczaj czuję. Piszę zazwyczaj, bo z „Generałem i panną” było trochę inaczej – to szalenie barwna powieść i z łatwością potrafiłam sobie wyobrazić, że jestem dokładnie tam, gdzie są bohaterowie, ale nie przywiązałam się do ich losów na tyle mocno, żebym z wypiekami na twarzy przewracała kolejne strony.

Dla jednych Honor Harris jest rozpieszczoną pannicą, która nie potrafi zachować się odpowiednio w towarzystwie, a dla innych jej cięty język i pewność siebie okażą się nad wyraz intrygujące i warte grzechu. Jej spotkanie z sir Richardem Grenvillem, wojskowym w służbie Jego Królewskiej Mości, zakończy się dosyć niefortunnie, ale stanie się też początkiem niezwykłej znajomości. Los nie będzie ich jednak oszczędzał i szybko sprawi,  że wielkie plany i marzenia będą musiały ustąpić miejsca trudnej rzeczywistości.

„Generał i panna” (dawniej wydana pod innym tytułem – „Generał w służbie króla”) to zdecydowanie nie jest typowa historia miłosna i lepiej od razu się przygotować, że uczucia wcale nie odgrywają tu tak często głównej roli, a przynamniej nie w takiej formie, jakiej można by się było spodziewać. Nie widzę w niej też „najpiękniejszego romansu w historii literatury”, jak głosi hasło na okładce, ale to akurat czy ktoś uzna takie sformułowanie za słuszne będzie pewnie zależało od tego, co go porusza i czego w takich powieściach szuka. Dla mnie to bardziej opowieść o rodzinnych zależnościach, o sytuacji politycznej w kraju targanym wojną domową rozgrywającą się między parlamentarzystami i rojalistami  i tlących się gdzieś uczuciach, które schodzą na boczny tor, gdy trzeba ruszyć do walki lub ułożyć kolejny plan.

Być może była w dwójce głównych bohaterów wzajemna miłość, ale miałam takie poczucie, że jest w tym wszystkim więcej jakiegoś takiego silnego przywiązania, którym praktycznie nic nie jest w stanie zachwiać. Honor przecież doskonale widzi wady i słabości Richarda, z wieloma jego decyzjami się nie zgadza, ale mimo że zazwyczaj przecież potrafi jasno i dobitnie przedstawiać swoje zdanie, to w jego przypadku często różne rzeczy przemilcza. A Richarda Grenville’a naprawdę trudno uznać za dobrego człowieka…  Mężczyznę walczącego jak lew o sprawę, w którą wierzy? Tak. Sprawnego dowódcę, który jak nikt inny potrafi zadbać o dyscyplinę w szeregach armii? Oczywiście. Jednocześnie jest tak zapatrzony w siebie, nieprzejednany, brutalny i przekonany o własnej wielkości, że dziwię się, że jeszcze w ogóle potrafi dostrzec cokolwiek poza sobą, swoją racją i wielkimi planami. A jednak Honor i Richard jakimś dziwnym trafem stanowią dla siebie pewną stałą w tych niestałych czasach. I to może robić wrażenie, chociaż ja patrzyłam na ich relację raczej jako na coś, co może intrygować, nad czy  można się zastanawiać, ale nie coś, co mnie poruszało emocjonalnie.

Widzę w powieści „Generał i panna” to, co w książkach Daphne du Maurier lubię, czyli umiejętność tworzenia klimatu czasów, w jakich rozgrywa się akcja. Naprawdę czułam się w czasie czytania tak, jakbym przeniosła się z XVII-wiecznej Anglii targanej wewnętrznymi niepokojami, jakbym odwiedzała kornwalijskie posiadłości i wsiadała do powozu, który ma mnie zabrać do kolejnego punktu tej barwnej podróży. Z łatwością wyobrażałam sobie opisywane miejsca, dobrze odnajdywałam się wśród bohaterów (chociaż ich ilość na początku stanowiła pewne wyzwanie). A jednak w porównaniu do innych powieści autorki tej nie mogę określić jako szczególnie porywającą. Nie nudziłam się, ale też nie czułam potrzeby, by po jej odłożeniu szybko do niej wrócić, by sprawdzić, co będzie dalej. Czytałam z takim lekkim zaciekawieniem, z przyjemnością wynikającą ze stylu pisarki, który do mnie przemawia, ale bez większych porywów serca i buzujących pod skórą emocji. Romansu między mną a tą powieścią nie było, zostaniemy co najwyżej przyjaciółmi.

~~*~~
[współpraca reklamowa]

               

Zobacz również

6 komentarze

  1. Moja ulubiona jej powieść to wciąż "Rebeka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo dobrze wspominam Rebekę :) Lubię też szczególnie "Oberże na pustkowiu"

      Usuń
  2. Ja jeszcze nie poznałam twórczości tej autorki, ale dzięki Tobie, chcę to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie ogromna radość, że poczułaś się do tego przekonana :) Polecałabym zacząć na przykład od "Mojej kuzynki Racheli" - u mnie tak było i ta powieść zachęciła mnie do sięgania po kolejne :)

      Usuń
  3. Mam w planach książki tej autorki, ale sięgnę najpierw raczej po "Rebekę", albo po "Oberżę na pustkowiu", które mam już na regale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Oberża na pustkowiu" była niezwykle klimatyczna i bardzo mi się podobała :) "Rebekę" też dobrze wspominam, po czasie nawet bardziej ją doceniam :)

      Usuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy