Liz Nugent – Dziwna Sally Diamond



Liz Nugent, Dziwna Sally Diamond
[Strange Sally Diamond], tłum. Kaja Gucio, Znak, 2024, 384 strony.

Chyba czas już sobie powiedzieć, że kiedy czytam w opiniach o jakiejś książce, że jest dziwna i pokręcona, to nie trzeba mnie długo namawiać, żebym po nią sięgnęła. Często okazuje się bowiem, że w takich nietypowych i trudnych do rozgryzienia powieściach (na myśl od razu przychodzą mi te trzy: Catriona Ward – Ostatni dom na zapomnianej ulicy, Sam Lloyd – Schronisko, Ane Riel - Żywica) świetnie się odnajduję. I właśnie o „Dziwnej Sally Diamond” Liz Nugent słyszałam, że to historia z mocno nieszablonową główną bohaterką i fabułą, która wymyka się schematom. Nie mogłam więc przejść obok niej obojętnie, prawda?

Czytaj dalej

Joseph Conrad – Jądro ciemności



 Joseph Conrad, Jądro ciemności [Heart of Darkness], tłum. Magda Heydel, Znak, 2011, 128 stron.

Zawsze waham się trochę przed pisaniem o takich książkach jak „Jądro ciemności”, bo mam wrażenie, że przyjrzano się im już niemal ze wszystkich stron. I chociaż nie ogranicza to wcale pola do kolejnej interpretacji, to nie chciałabym rozkładać książki Josepha Conrada na czynniki pierwsze, żeby mieć złudne poczucie, że dokonuję jakiejś dogłębnej analizy. Nie chcę czuć się w obowiązku, by podchodzić do niej jak do lektury szkolnej, tworząc jej opracowanie. Wolę patrzeć na nią jak na historię, która wywołała we mnie (lub nie) określone wrażenia i właśnie o tym, co nieco napisać.    

Czytaj dalej

Aleksander Dumas – Trzej muszkieterowie


Aleksander Dumas, Trzej muszkieterowie [Les trois mousquetaires], tłum. Janina i Krzysztof Błońscy, Znak, 2014, 685 stron.

Przed lekturą czułam ciężar klasyki i nie chodziło wcale o to, że „Trzej muszkieterowie” to książka słusznej wagi. Mimo pozytywnych opinii, z którymi się spotykałam, obawiałam się, że nie odnajdę się w klimacie stworzonym przez Aleksandra Dumasa, a lektura stanie się bardziej walką z innym od współczesnego stylem niż ciekawym obserwowaniem potyczek bohaterów. Martwiłam się zupełnie niepotrzebnie, bo XIX-wieczny pisarz stworzył dzieło, którego poznawanie sprawiło mi ogromną przyjemność. Im bliżej było końca, tym mniej chciałam się rozstać z nowymi przyjaciółmi i XVII-wiecznymi realiami, tak żywo i barwnie uchwyconymi francuskim piórem.

Czytaj dalej

Steena Holmes - Szukając Emmy


Steena Holmes, Szukając Emmy [Finding Emma], tłum. Tomasz Illg, Znak, 2013, 351 stron.

Trzyletnia Emma nie zniknęła w zatłoczonym centrum handlowym, nikt obcy nie zabrał jej po cichu z placu zabaw pełnego dzieci, ani nie wciągnął nagle do samochodu z przyciemnionymi szybami – dziewczynka w jednej chwili była w domu, a w drugiej zniknęła bez śladu. Wystarczyła chwila nieuwagi, niezamknięte drzwi i ból straty oraz niepewności na dobre rozgościł się w czterech ścianach i sercach pewnej rodziny. Po dwóch latach Megan nadal nie może się pogodzić ze zniknięciem córki i wierzy, że jeszcze kiedyś będzie miała szansę powiedzieć jej jak bardzo ją kocha.

Steena Holmes sięgnęła po temat, które niejednokrotnie pojawia się w literaturze – zaginięcie dziecka. Liczyłam na to, że uda się jej w stworzoną historię tchnąć pewną świeżość spojrzenia lub zaskoczyć mnie rozwiązaniami fabularnymi – ani jedno, ani drugie nie miało miejsca, ale nie oznacza to, że  żałuję czasu spędzonego przy „Szukając Emmy”. Dosyć daleko mi do zachwytu, ale pewne elementy tej powieści na pewno doceniam.

Czytaj dalej

Agnieszka Kaluga - Zorkownia

Agnieszka Kaluga, Zorkownia, Znak, 2014.

Nie potrafię tak pięknie, prosto i z ogromnym wyczuciem jak Agnieszka Kaluga zamykać w słowach emocji, szczególnie, gdy coś wywołuje ich we mnie tak wiele, że trudno nawet w myślach je uporządkować, a co dopiero podzielić się nimi z innymi. „Zorkownia” wielokrotnie rozrywała mi serce na kawałeczki i trudno się po tym wszystkim pozbierać i cokolwiek napisać. A przecież siedziałam sobie wygodnie, teoretycznie oddzielona od konkretnych sytuacji i osób. Mogłam się zdystansować, odłożyć książkę, zająć się czymś innym i uznać, że to mnie nie dotyczy, że nie muszę się z tym mierzyć. Mogłam, ale nie chciałam, bo to poznawanie poszczególnych historii to poza całą paleta uczuć – nauka o życiu, ludziach i sposobność do spojrzenia na niektóre rzeczy inaczej.

Zorkownia jest częścią blogosfery już od kilku lat, ale ja zajrzałam do niej za pośrednictwem książki, wówczas dopiero odkrywając, że jest ona zbiorem wpisów, które w sieci zamieszczała (i robi to nadal) Agnieszka Kaluga. Autorka pisze o swoich doświadczeniach z wolontariatu w hospicjum, gdzie pomaga innym mierzyć się z codziennością, w której obecność drugiego człowieka, ciepły dotyk, zwyczajny uśmiech i zrozumienie, niekoniecznie wyrażane słowami, są wartościami najcenniejszymi. I chwilami ona sama nie wie kto jest tam dla kogo, bo dostaje tak wiele serdeczności i troski, że przestaje się liczyć to, jak trudno czasem po prostu być.

Wiele jest w hospicjum bólu i cierpienia, a śmierć ma tam stałą kartę wstępu. Jednego dnia są rozmowy albo chociaż mrugnięcia okiem, drugiego już tylko pustka i poczucie straty. W „Zorkowni” nie ma jednak złości na los, na życie, a jedyne co ją wywołuje to ludzka nieczułość, zaślepienie i zamknięcie na drugiego człowieka. Tak jest pewnie wygodniej, to nie wymaga wysiłku, zaangażowania. A Agnieszka Kaluga pomaga, słucha i jest, chociaż w takich okolicznościach staje się to wyzwaniem, czasami ponad siły. Raz po raz otwiera się na innych, a gdy następuje moment odejścia musi sobie z tym radzić. Nie ocenia,  pokazując jednocześnie jak mogą mylić pozory; opowiada o konkretnych osobach, dzieli się historiami, chociaż często słów brakuje; cieszy się z drobnych rzeczy i dzieli się uśmiechem; nie daje sobie prawa do ferowania wyroków, bo codziennie odkrywa, że w życiu niczego nie można być pewnym.

Zorkownia” porusza tak mocno, że czasami jedno krótkie zdanie wywołuje lawinę uczuć. Przygniata i nie przygniata jednocześnie, bo znajdziemy w niej tyle ciepła i ludzkiej życzliwości, że zaczyna i nas przepełniać ta chęć i potrzeba dostrzegania więcej, robienia więcej.

Garść cytatów:

Nic do stracenia, gdy wszystko do stracenia”. (23 lutego 2010)

Jeśli się wysilisz, znajdziesz rozwiązanie. Potrzeba tylko cierpliwości do wielu nieudanych prób”. (20 listopada 2012)




--------

Czytaj dalej

Eric-Emmanuel Schmitt - Odette i inne historie miłosne


Eric-Emmanuel Schmitt, Odette i inne historie miłosne [Odette Toulemonde et autres histoires], tłum. Jan Brzezowski, Znak, 2009, 244 strony.

Apetyt rośnie w miarę jedzenie, prawda? A właściwie powinnam napisać, że oczekiwania rosną w miarę czytania. Pierwszy zachwyt prozą danego pisarza, w miarę sięgania po kolejne jego dzieła, ustępuje poczuciu, że chcielibyśmy otrzymać coś równie dobrego, a najlepiej jeszcze lepszego. Wtedy często zdarza się, że nawet trafiając na coś w gruncie rzeczy niezłego, czujemy się w pewien sposób rozczarowani, ponieważ liczyliśmy na więcej, a zachwyt niestety jakoś nie chciał nam towarzyszyć w trakcie lektury. Nie zachwyciłam się tym razem E.E. Schmittem, ale to wcale nie znaczy, że „Odette i inne historie miłosne” są zbiorem słabym i nie wartym uwagi.

Osiem opowiadań, a w każdym z nich pojawia się miłość. Czasami wysuwa się na pierwszy plan, tworząc oś wszystkich wydarzeń, innym razem niby przypadkiem wkrada się między kolejne strony, by na końcu okazało się, że to ona liczyła się tu najbardziej. Ma różne odcienie, a każdy z nich nadaje poszczególnym historiom innego wyrazu. To samo uczucie może zależnie od bohaterów i wydarzeń zyskać jeszcze więcej znaczeń niż nam się wydawało.

Czytaj dalej

Michael Schofield - Pomóc Jani


Autor: Michael Schofield
Tytuł: Pomóc Jani. Dziewczynka pogrążona w obłędzie i walka o jej ocalenie
Tytuł oryginalny: January First. A child's descent into madness and her father's struggle to save her
Tłumaczenie: Magdalena i Michał Filipczukowie
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 364

Janni Schofield niemal od zawsze wyróżniała się spośród innych dzieci. Niespotykanie wysokie IQ sprawiło, że przyczynę jej nietypowych zachowań upatrywano w genialnym umyśle, który odbiegał od jej faktycznego wieku i dziecięcego ciała. Wyobrażeni przyjaciele, których tylko ona widziała i własny świat, w którym niejednokrotnie się zatracała, choć może wzbudzały pewien niepokój to wyglądały raczej na przejaw bujnej wyobraźni. Rodzicom tak małego dziecka raczej nie przychodzą w takich sytuacjach od razu do głowy problemy psychiczne – szuka się raczej odpowiedzi w czymś bardziej namacalnym i jednocześnie mniej przerażającym.

Poważne napady agresji wymierzone między innymi w młodszego brata, sprawiają, że Michael i Susan zaczynają szukać pomocy. Zaczyna się nierówna walka o Janni i całą rodzinę, gdzie wróg stanowi niszczycielską siłę, której nie sposób pokonać. Nie będzie chwil na regeneracje sił czy czasu na budowanie strategii działania. Ten nieprzerwany ciąg wydarzeń doprowadzi na skraj wytrzymałości wszystkich.

Czytaj dalej

Sabina Berman - Dziewczyna, która pływała z delfinami


Sabina Berman, Dziewczyna, która pływała z delfinami, [La mujer que buceó dentro del corazón del mundo], tłum. Małgorzata Moś, Znak, 2011, 232 strony.

Po książkę Sabiny Berman sięgnęłam prawie w ciemno – kierując się jedynie dosyć intrygującym opisem. Dopiero później zapoznałam się z kilkoma opiniami i z jeszcze większą ciekawością zabrałam się za lekturę. O dziwo wywołała ona we mnie nie tylko refleksje dotyczące samej historii, ale także odnoszące się do czasami mało trafnych decyzji wydawniczych.

Isabelle przyjeżdża po śmierci swojej siostry do odziedziczonego w spadku domu. W udziale przypadła jej możliwość (a raczej obowiązek) przejęcia biznesu związanego z połowem tuńczyków. W nowym miejscu odnajduje jednak zupełnie inny, niż mogła się wcześniej spodziewać, cel. Okazuje się bowiem, że jej siostra miała córkę, która delikatnie rzecz ujmując zupełnie nie jest przystosowana do życia. Nie mówi i niewiele rozumie, a jej zachowanie i ślady na ciele świadczą o tym, że nigdy nie zaznała nawet cienia miłości, a jedynie ból i pogardę. Isabelle postanawia naprawić to, co zepsuła jej siostra i otworzyć przed Karen zupełnie inne oblicze świata. Jej działania przyniosą naprawdę zaskakujące dla wszystkich efekty.

Czytaj dalej

Eric-Emmanuel Schmitt - Małe zbrodnie małżeńskie


Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Małe zbrodnie małżeńskie
Tytuł oryginału: Petits crimes conjugaux
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 100

Przez „Małe zbrodnie małżeńskie” można przemknąć w mgnieniu oka, zastanawiając się co takiego ma w sobie ten tytuł, że w części czytelników wzbudza zachwyt. Gdy jednak trochę szerzej otworzy się oczy i bez pośpiechu przeczyta się ten krótki pod względem ilości stron utwór, może się okazać, że mimo objętości, niesie on ze sobą refleksję o wiele głębszą i bardziej pouczającą niż mogło się nam w pierwszej chwili wydawać.

Gilles wraca do domu, który w istocie jest dla niego nieznanym miejscem. Stracił pamięć i nie ma pojęcia kim był i kim właściwie jest. Jedynym punktem zaczepienia staje się jego żona Lisa, ale dowiadywanie się o sobie wszystkiego, wymagać będzie od mężczyzny zaufania do, akurat w tej chwili, obcej mu kobiety. Ich małżeństwo trwa już piętnaście lat i może się okazać, że niewiele ma wspólnego z tym, co opowiada mu na temat ich związku Lisa. Nie ma pewności czy kobieta mówi prawdę czy tworzy własną wersje przeszłości, wykorzystując amnezję męża. 

Czytaj dalej

Joanna Sałyga - Chustka


Joanna Sałyga, Chustka. Znak, 2013, 400 stron.

Nie potrafię pisać o takich książkach jak „Chustka”, a przynajmniej nie tak, jakbym chciała. Za mało jest słów i zbyt błahe się wydają, gdy mamy do czynienia z takimi historiami, z cienką granicą między życiem, a śmiercią, z sytuacją w której w jednej chwili jest się zdrowym, szczęśliwym człowiekiem, a w drugiej pojawia się diagnoza, która rozwala całe życie na małe kawałeczki. A najgorsze jest chyba to, że taki scenariusz zdarza się zbyt często i zbyt wielu dotyka ludzi, a przez to mamy jeszcze większą świadomość jego realności, może nawet bliskości. W takich książkach nie ma furtki z napisem „fikcja” przez którą można przejść i  chociaż w małym stopniu odciąć się od emocji i uczuć.

Czytaj dalej

Eric-Emmanuel Schmitt - Intrygantki




Eric-Emmanuel SchmittIntrygantki [Théâtre. La Nuit de Valognes, Le Visiteur, Le Bâillon, L'École du diable], tłum. Wawrzyniec Brzozowski, Znak, 2013, 240 stron.

Dramat, dramat i jeszcze raz dramat. Ale spokojnie – nie jest to ocena „Intrygantek”, a jedynie rodzaj literacki, z którym mamy w tym przypadku do czynienia. Zamawiając ten tytuł nie miałam o tym pojęcia, ale że do teatru wybieram się już dłuższy czas i jakoś ciągle trafić nie mogę, to właściwie nawet ucieszyłam się, że chociaż w domowym zaciszu przeczytam dzieło, które zgodnie z przeznaczeniem można by wystawić na scenie. Tak gwoli ścisłości to nawet nie jedno, a cztery – tyle bowiem utworów zawiera ta publikacja. 

Z Panem Schmittem miałam okazję spotkać się dopiero po raz drugi, ale po „Trucicielce” liczyłam na coś przynajmniej porównywalnie dobrego, a po cichu właściwie nawet choć odrobinę lepszego. Wiadomo bowiem, że kolejne spotkanie z danym autorem to coraz wyżej ustawiona poprzeczka, a to, co za pierwszym razem nas oczarowało, za drugim już nie zaskakuje tak bardzo. W każdym razie „Intrygantki” w tym kontekście niezupełnie spełniły pokładane w nich nadzieje – nie oznacza to jednak, że musiałam mierzyć się z dziełem słabym, którego lektura nie sprawiała żadnej przyjemności. Takiej tragedii zdecydowanie tu nie było – spotkanie uważam bowiem za udane, chociaż aplauzu na stojąco nie będzie.

Czytaj dalej

Emily Brontë - Wichrowe Wzgórza



Emily Brontë, Wichrowe Wzgórza [Wuthering Heights], tłum. Tomasz Bieroń, Znak, 2013, 384 strony.

Sięgając po „Wichrowe Wzgórza” w głowie miałam tak naprawdę niewiele skojarzeń, poza tym, że książka ta określana jest jednym z najlepszych literackich romansów wszechczasów, a zachwyty nad całą historią towarzyszą jej od dawna. Nie oglądałam jej na ekranie, a nazwisko Brontë  widniało na czytanej przeze mnie pozycji po raz pierwszy. Z jednej strony trochę obawiałam się zmierzenia z taką „legendą”, z drugiej liczyłam na to, że może i mnie urzekną tak podobno porywające losy bohaterów. Teraz, gdy ostatnie strony już za mną, napisać mogę przede wszystkim jedno – ta powieść zdecydowanie mnie zaskoczyła.

Wichrowe Wzgórza to posiadłość, która na przestrzeni lat była świadkiem wielu dramatów, a szczęśliwe chwile w murach tego domu pozostawały tylko ulotnym i mglistym punkcikiem na mapie życia jego mieszkańców. Gdy echa dawnych nieszczęść wciąż pozostają żywe, zjawia się pan Lockwood, który w dzierżawę wziął znajdujące się nieopodal Drozdowe Gniazdo. W przypływie towarzyskich zapędów (co nie jest u niego wcale rzeczą typową) postanawia poznać lokatorów Wichrowego Wzgórza. Nietypowe zachowanie i grubiańskie przyjęcie jakie go spotyka od mieszkańców, a także wrodzona ciekawość stanowią impuls do poznania historii ich życia. Opowiedziana przede wszystkim ustami gospodyni – Pani Dean - z każdym kolejnym zdaniem ujawnia jak burzliwe i przewrotne mogą być ludzkie losy. Mi osobiście kazała się też poważnie zastanowić czy jest to rzeczywiście historia o miłości.

Czytaj dalej

Eric-Emmanuel Schmitt - Trucicielka


Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Trucicielka i inne opowiadania
Tytuł oryginału: Concerto a la memoire d'un ange
Tłumaczenie: Agata Sylwestrzak-Wszelaki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 248

Do tej pory wydawało mi się, że nie przepadam za opowiadaniami. Nie była to jakaś ogromna niechęć, ale zwyczajnie nie ciągnęło mnie do ich czytania. Kiedy już po jakieś sięgałam zwykle temu doświadczeniu towarzyszył pewien niedosyt, a nawet rozczarowanie. I wtedy trafiłam na Schmitta. A ściślej rzecz ujmując zachęcona pozytywnymi recenzjami postanowiłam dać „Trucicielce” szansę, mimo że przed lekturą mój entuzjazm był dosyć przytłumiony. Nie jestem do końca pewna czy spowodował to sam autor czy opowiadane przez niego historie, ale któryś z tych dwóch elementów (nieco bardziej przychylam się do opcji pierwszej) spowodował, że czytanie było prawdziwą przyjemnością. 

Czytaj dalej

Joanne Kathleen Rowling - Trafny wybór

Joanne Kathleen Rowling, Trafny wybór, tłum. Anna Gralak, Znak, 2012, 512 stron.

Pagford mogłoby się wydawać całkiem uroczym miasteczkiem – niczym obrazek na amerykańskich pocztówkach, na który patrzy się z czystą przyjemnością. Zieleń trawników, zadbane domy, brukowane ulice. Tak – Pagford mogłoby uchodzić za coś na kształt oazy spokoju – oczywiście gdyby zupełnie pominąć jego mieszkańców. Dla większości z nich to miasteczko stało się z biegiem lat czymś więcej niż miejscem zamieszkania – utrwaliło  się jako swojego rodzaju wyznacznik określonej pozycji i statusu społecznego obejmującego tylko i wyłącznie tą niewielką przestrzeń. Dla pozostałych było klatką, z której chcieli się wyrwać.
W takich, dosyć ciasnych (choć w pewnym sensie urokliwych) realiach osadziła historię J.K. Rowling w swojej książce „Trafny wybór”.

Czytaj dalej

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy